Między domem a rodziną: Historia o wyborach, które ranią

— Michał, czy możesz przyjechać w sobotę? Potrzebuję pomocy z podłogą w salonie — głos teściowej brzmiał w słuchawce jak rozkaz, nie prośba. Stałem wtedy w kuchni, patrząc na moją żonę, Magdę, która próbowała nakarmić naszą trzyletnią córkę. W jej oczach widziałem zmęczenie i coś jeszcze — niepokój, który ostatnio coraz częściej gościł w naszym domu.

Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Jeszcze kilka miesięcy temu teściowa mieszkała w swoim wygodnym mieszkaniu na Mokotowie. Oddała je swojemu synowi, Bartkowi, starszemu bratu Magdy. On zawsze był jej oczkiem w głowie. Magda mówiła mi kiedyś, że matka nigdy nie potrafiła okazać jej tyle czułości co Bartkowi. Ja sam byłem świadkiem, jak na rodzinnych spotkaniach Bartek dostawał najlepsze kawałki ciasta i najwięcej uwagi. Magda zawsze siedziała z boku, cicho, jakby nie chciała przeszkadzać.

Teraz teściowa zamieszkała w starym domku letniskowym pod Warszawą. Domek był zaniedbany, wymagał remontu. I nagle okazało się, że to ja mam być tym, który wszystko naprawi. — Michał, przecież ty się znasz na takich rzeczach — powtarzała mi teściowa przy każdej okazji. — Bartek jest zajęty pracą, a ty masz wolne weekendy.

Wiedziałem, że to nieprawda. Pracowałem jako informatyk zdalnie, ale każdy dzień był dla mnie walką o czas dla rodziny i siebie. Magda coraz częściej narzekała na zmęczenie, a ja czułem się rozdarty między obowiązkami wobec własnej rodziny a oczekiwaniami teściowej.

— Michał, nie możesz jej odmówić — powiedziała Magda pewnego wieczoru, kiedy próbowałem wyjaśnić jej, że nie dam rady wszystkiego pogodzić. — Ona nie ma nikogo oprócz nas.

— A Bartek? — zapytałem z goryczą. — Przecież to jemu oddała mieszkanie.

Magda spuściła wzrok. — Wiesz, jak jest. Mama zawsze bardziej dbała o niego. Ale teraz potrzebuje pomocy.

Czułem narastającą złość. Dlaczego to ja mam naprawiać błędy innych? Dlaczego nikt nie pyta mnie o zdanie? Każdy weekend spędzałem teraz w domku teściowej: malowałem ściany, kładłem panele, naprawiałem instalację wodną. Wracałem do domu wykończony fizycznie i psychicznie. Moja córka zaczęła pytać: — Tata, czemu nie bawisz się ze mną?

W pracy zaczęły pojawiać się problemy. Szef zwrócił mi uwagę na spóźnienia w projektach. Magda była coraz bardziej rozdrażniona. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi: kto wyniesie śmieci, kto zrobi zakupy, kto odbierze córkę z przedszkola.

Pewnej soboty wróciłem z domku teściowej późnym wieczorem. W domu panowała cisza. Magda siedziała w kuchni przy zgaszonym świetle.

— Michał — zaczęła cicho — ja już nie daję rady. Czuję się niewidzialna. Ty jesteś tam, u mojej mamy, a mnie tu nie ma.

Usiadłem naprzeciwko niej. Po raz pierwszy od dawna spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy.

— Przepraszam — powiedziałem tylko. — Nie wiem już, co robić.

Magda rozpłakała się. — Zawsze byłam tą drugą. Nawet teraz… Nawet ty wybierasz moją mamę zamiast mnie.

Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim: o niesprawiedliwości, o zmarnowanych szansach, o tym, jak bardzo chciałem być dobrym mężem i ojcem.

Następnego dnia zadzwoniłem do teściowej.

— Pani Zofio — zacząłem oficjalnie — muszę zrobić sobie przerwę od remontu. Moja rodzina mnie potrzebuje.

W słuchawce zapadła cisza.

— Rozumiem… — powiedziała po chwili chłodno. — Ale pamiętaj, że Bartek nie ma czasu.

— Ja też nie mam czasu — odpowiedziałem stanowczo i rozłączyłem się.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Magda była zamyślona, córka domagała się mojej uwagi bardziej niż zwykle. Zastanawiałem się, czy postąpiłem słusznie. Czy lojalność wobec rodziny żony powinna być ważniejsza niż dobro mojej własnej rodziny?

Po tygodniu Bartek zadzwonił do mnie po raz pierwszy od lat.

— Michał, słyszałem, że zostawiłeś mamę z remontem… — jego głos był pełen pretensji.

— Bartek, to twoja mama i twój dom rodzinny. Ja mam swoją rodzinę i swoje obowiązki.

Rozmowa zakończyła się kłótnią. Wiedziałem jednak jedno: musiałem postawić granice.

Dziś patrzę na moją córkę bawiącą się na dywanie i czuję ulgę pomieszaną z żalem. Czy można być dobrym zięciem i jednocześnie dobrym ojcem? Czy zawsze musimy wybierać między sobą a innymi?

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze takich wyborów przede mną? I czy kiedykolwiek nauczę się mówić „nie” bez poczucia winy?