Między ciszą a krzykiem: Historia Oli z warszawskiego blokowiska

Drzwi otworzyły się z trzaskiem, ciężka torba wpadła do środka, a ja ledwo złapałam oddech. W tym samym momencie z pokoju rozległ się głos Adama: „Ola, nareszcie! Co pysznego przyniosłaś? I gdzie ty się tak długo guzdrałaś, już myślałem, że umrę z głodu!” Nastrój, i tak już nie najlepszy po całym dniu w pracy i przepychankach w tramwaju, skurczył się we mnie w nieprzyjemny, kłujący kłębek. No jasne, Adam znów cały dzień siedział w domu, czekając aż wrócę i wszystko załatwię.

Zanim odpowiedziałam, poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Ale nie mogłam sobie na nie pozwolić. Nie teraz, nie przy nim. Wciągnęłam powietrze przez zaciśnięte zęby i rzuciłam torbę pod ścianę. „Kupiłam pierogi i trochę sałatki. Były korki, a potem jeszcze kolejka w sklepie. Przepraszam, że tak długo.”

Adam westchnął teatralnie i nawet nie spojrzał na mnie, tylko dalej gapił się w telewizor. „No to podgrzej coś szybko, bo naprawdę nie mam siły czekać.”

W kuchni ręce mi się trzęsły. Otwierałam szafki, szukałam garnka, a w głowie tłukły się myśli: ile jeszcze wytrzymam? Ile jeszcze razy będę wracać do tego mieszkania z duszą na ramieniu? Kiedyś marzyłam o domu pełnym śmiechu i ciepła. Teraz mam tylko zimne światło jarzeniówki i wieczne pretensje.

Podgrzewając pierogi, słyszałam jak Adam rozmawia przez telefon. „Nie no, stary, ona to już przesadza. Przecież ja tu siedzę cały dzień, a ona nawet obiadu nie potrafi zrobić na czas.” Zamarłam. Wiedziałam, że rozmawia z Pawłem, swoim najlepszym kumplem. Zawsze byłam tematem ich żartów. Czułam się jak przedmiot, nie jak żona.

Kiedy postawiłam talerz na stole, Adam nawet nie podziękował. „Następnym razem kup coś normalnego. Ile można jeść te pierogi?”

Usiadłam na krześle naprzeciwko niego i przez chwilę patrzyłam na swoje dłonie. Miały popękaną skórę od zimna i detergentów. Pracuję jako kasjerka w Biedronce na Pradze. Codziennie słucham narzekań klientów, a potem wracam do domu i słucham narzekań męża. Czasem mam wrażenie, że jestem niewidzialna.

Wieczorem próbowałam porozmawiać z Adamem. „Może poszlibyśmy gdzieś razem w weekend? Do kina albo na spacer?”

Spojrzał na mnie z irytacją. „Nie mam czasu na takie bzdury. Muszę odpocząć po tygodniu.”

Chciałam krzyczeć, ale tylko skinęłam głową i poszłam do łazienki. Tam pozwoliłam sobie na łzy. Woda z kranu zagłuszała mój płacz.

Następnego dnia wszystko zaczęło się od nowa. Adam spał do południa, ja wstałam o szóstej rano. Szybkie śniadanie, kawa wypita w biegu i znów tramwaj pełen ludzi. W pracy koleżanka zapytała mnie: „Ola, czemu jesteś taka smutna?” Uśmiechnęłam się blado i powiedziałam: „Nic się nie dzieje.” Ale przecież działo się wszystko.

Wieczorem zadzwoniła mama. „Córeczko, jak tam u was?”

Chciałam powiedzieć prawdę – że jest mi źle, że Adam mnie nie szanuje, że czuję się jak cień samej siebie. Ale odpowiedziałam: „Wszystko dobrze, mamo.”

Mama milczała przez chwilę. „Olu, pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjechać.”

Zawahałam się. Przecież nie mogę tak po prostu zostawić wszystkiego… A może właśnie powinnam?

W piątek po pracy wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Zastałam Adama przy komputerze – grał w jakąś grę i nawet nie zauważył mojego wejścia.

„Adam… musimy porozmawiać.”

Spojrzał na mnie z irytacją. „O co ci chodzi?”

„Nie mogę tak dłużej żyć. Czuję się tu jak służąca.”

Zaśmiał się pogardliwie. „Przesadzasz. Każda kobieta zajmuje się domem.”

Poczułam jak coś we mnie pęka. „Nie każda pozwala się tak traktować.”

Adam wzruszył ramionami i wrócił do gry.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o tym, co powiedziała mama. Czy naprawdę mogę odejść? Czy znajdę w sobie tyle odwagi?

W sobotę rano spakowałam kilka rzeczy do torby – tej samej ciężkiej torby, którą codziennie dźwigałam przez próg naszego mieszkania. Napisałam Adamowi krótką wiadomość: „Wyjeżdżam do mamy. Muszę odpocząć.”

Nie odpowiedział.

W pociągu do Radomia patrzyłam przez okno na mijające pola i lasy. Czułam ulgę i strach jednocześnie. Co będzie dalej? Czy uda mi się zacząć od nowa?

Mama przyjęła mnie bez słowa wyrzutu. Przytuliła mocno i powiedziała tylko: „Jestem z ciebie dumna.”

Dziś siedzę przy kuchennym stole w domu rodzinnym i piszę tę historię dla siebie – żeby pamiętać, że mam prawo być szczęśliwa.

Czy każda kobieta musi przejść przez piekło samotności we własnym domu? Dlaczego tak trudno nam uwierzyć, że zasługujemy na coś więcej niż tylko przetrwanie?