Matka Synowej – Pięć Lat, Które Zmieniły Wszystko

– Mamo, musimy porozmawiać. – Głos mojego syna, Pawła, drżał lekko, gdy zadzwonił tamtego wieczoru. Był marzec, śnieg jeszcze nie stopniał, a ja siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na puste krzesło naprzeciwko. Od śmierci męża minęły dwa lata, a ja wciąż nie przywykłam do tej ciszy.

– Co się stało? – zapytałam, czując niepokój ściskający gardło.

– To o mamę Magdy… O panią Halinę. – Zawahał się. – Magda dostała propozycję pracy w Warszawie. Bardzo dobrą. Ale jej mama… nie może zostać sama. Lekarze mówią, że powinna być pod stałą opieką.

Zamilkłam. Przez chwilę słyszałam tylko tykanie zegara i szum lodówki. Pani Halina… znałam ją ledwie z kilku spotkań. Zawsze wydawała mi się chłodna, zdystansowana. Nigdy nie rozmawiałyśmy dłużej niż kilka minut.

– Chcesz, żebym się nią zajęła? – zapytałam cicho.

– To tylko na jakiś czas, mamo. Magda nie ma nikogo innego. Ja… nie mogę zostawić pracy.

Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, rozważając wszystkie za i przeciw. Z jednej strony – samotność bolała coraz bardziej. Z drugiej – czy byłam gotowa na taką odpowiedzialność? Czy potrafiłabym znieść obecność kogoś obcego w moim domu?

Rano zadzwoniłam do Pawła.

– Zgadzam się – powiedziałam, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

Tak zaczęło się pięć lat, które zmieniły wszystko.

Pani Halina wprowadziła się tydzień później. Przyjechała z dwiema walizkami i spojrzeniem pełnym rezerwy.

– Dzień dobry, pani Zofio – powiedziała chłodno. – Mam nadzieję, że nie będę kłopotem.

– Proszę mówić mi po imieniu – odpowiedziałam, starając się uśmiechnąć.

Pierwsze tygodnie były trudne. Pani Halina miała swoje przyzwyczajenia: herbata tylko z cytryną, śniadanie punktualnie o ósmej, radio ustawione na Program Pierwszy Polskiego Radia. Każda zmiana wywoływała jej niezadowolenie.

– U mnie w domu zawsze było inaczej – powtarzała często, patrząc na mnie z wyrzutem.

Czułam się jak intruz we własnym domu. Nawet mój kot, Mruczek, unikał jej obecności.

Najgorzej było wieczorami. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie w salonie, każda zatopiona w swoich myślach. Próbowałam nawiązać rozmowę:

– Może obejrzymy razem jakiś film?

– Nie oglądam telewizji po osiemnastej – odpowiadała krótko.

Z czasem zaczęły pojawiać się drobne konflikty. O to, kto ma zmywać naczynia, o to, że nie wywietrzyłam pokoju wystarczająco długo, o to, że kupiłam niewłaściwy chleb.

Pewnego dnia usłyszałam rozmowę przez telefon:

– Magdo, nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam tutaj… Twoja teściowa jest… trudna.

Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Przecież starałam się ze wszystkich sił.

Mijały miesiące. Pani Halina coraz częściej chorowała. Raz musiałam wzywać pogotowie w środku nocy. Siedziałam wtedy przy jej łóżku i trzymałam ją za rękę. Po raz pierwszy spojrzała na mnie inaczej – jakby z wdzięcznością.

– Dziękuję – wyszeptała cicho.

To był przełomowy moment. Od tego czasu zaczęłyśmy rozmawiać więcej. Opowiadała mi o swoim dzieciństwie w powojennej Warszawie, o pracy w bibliotece, o tym, jak samotnie wychowywała Magdę po śmierci męża.

– Myślisz, że byłam dobrą matką? – zapytała kiedyś niespodziewanie.

Zaskoczyło mnie to pytanie.

– Myślę, że każda matka robi tyle, ile potrafi najlepiej – odpowiedziałam ostrożnie.

Zbliżyłyśmy się do siebie na tyle, na ile pozwalały nasze charaktery. Ale konflikty nie zniknęły całkowicie. Były dni lepsze i gorsze. Czasem miałam ochotę wyjść z domu i nie wracać przez kilka godzin.

Największy kryzys przyszedł po dwóch latach wspólnego życia. Paweł i Magda przyjechali na święta Bożego Narodzenia. Przy stole wybuchła kłótnia o drobiazg – o to, kto powinien kroić karpia.

– Zawsze to robiłam! – krzyknęła pani Halina.

– Mamo, daj spokój – próbowała łagodzić Magda.

W końcu pani Halina wybiegła z płaczem do swojego pokoju. Paweł spojrzał na mnie z wyrzutem:

– Nie mogłaś jej ustąpić?

Poczułam się zdradzona przez własnego syna. Przecież to ja poświęciłam wszystko dla tej rodziny!

Po świętach długo nie rozmawialiśmy. Czułam narastającą gorycz i żal.

W trzecim roku opieki pani Halina zaczęła mieć problemy z pamięcią. Zapominała wyłączyć gazu, gubiła klucze, myliła imiona wnuków. Lekarz powiedział: początki demencji.

To był najtrudniejszy okres mojego życia. Musiałam być czujna przez całą dobę. Często budziłam się w nocy sprawdzając, czy wszystko jest w porządku.

Pewnego dnia znalazłam ją na przystanku autobusowym kilka ulic dalej.

– Chciałam wrócić do domu… do mamy – powiedziała zagubionym głosem.

Przytuliłam ją wtedy mocno po raz pierwszy.

Ostatni rok był już tylko walką o każdy dzień godności dla niej i resztki sił dla mnie. Paweł i Magda odwiedzali nas coraz rzadziej – praca, dzieci, obowiązki…

Czułam się coraz bardziej samotna i niewidzialna.

Pani Halina odeszła spokojnie pewnej majowej nocy. Trzymałam ją za rękę do końca.

Po pogrzebie dom wydawał się jeszcze bardziej pusty niż kiedykolwiek wcześniej. Paweł przyjechał tylko na chwilę; Magda płakała cicho w kącie salonu.

Teraz siedzę przy tym samym kuchennym stole i zastanawiam się: czy zrobiłam wszystko dobrze? Czy można naprawdę zrozumieć drugiego człowieka? Czy poświęcenie zawsze ma sens?

A Wy? Czy bylibyście gotowi oddać kawałek swojego życia dla kogoś obcego?