„Mamo, Ty się bawisz, a my tonę w długach!” – O tym, jak emerytura stała się polem bitwy rodzinnej
– Naprawdę? – głos Kasi przeszył mnie jak sztylet. – Ty sobie jeździsz po Mazurach, a my z Pawłem nie wiemy, czy starczy nam na czynsz!
Zamarłam z filiżanką kawy w dłoni. Siedziałam na tarasie naszego domku letniskowego pod Giżyckiem, patrząc na Henryka, który właśnie rozkładał wędkę nad jeziorem. Słońce odbijało się w wodzie, a ja czułam, jakby ktoś nagle zgasił światło.
– Kasiu… – zaczęłam niepewnie. – Przecież zawsze możesz do nas zadzwonić, jeśli czegoś potrzebujecie.
– Mamo, nie rozumiesz! – jej głos był coraz bardziej roztrzęsiony. – My nie chcemy prosić! Chcemy po prostu… żebyś pamiętała, że nie wszystkim jest tak dobrze jak wam.
Odłożyłam telefon i przez chwilę patrzyłam w dal. Przez całe życie oszczędzałam. Zawsze odkładałam na czarną godzinę, rezygnowałam z nowych butów, żeby dzieci miały podręczniki. Teraz, kiedy wreszcie mogłam pozwolić sobie na odrobinę luksusu, okazało się, że szczęście jest czymś, co trzeba ukrywać.
Henryk wrócił z jeziora z uśmiechem. – Znowu karp uciekł – zażartował. Ale widząc moją minę, spoważniał. – Co się stało?
Opowiedziałam mu o rozmowie z Kasią. Westchnął ciężko i usiadł obok mnie.
– Zawsze byliśmy dla nich podporą – powiedział cicho. – Ale czy to znaczy, że mamy zapomnieć o sobie?
Przez kolejne dni nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Każda chwila relaksu smakowała goryczą. W nocy przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie słowa córki: „Ty się bawisz, a my tonę w długach”.
W niedzielę wróciliśmy do Warszawy. Mieszkanie wydawało się zimne i obce. Henryk zamknął się w swoim pokoju z książką, a ja zaczęłam przeglądać stare zdjęcia rodzinne. Na jednym Kasia miała może siedem lat i trzymała mnie za rękę na szkolnym przedstawieniu. Była taka dumna…
Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra, Basia.
– Słyszałam, że Kasia ma problemy finansowe – powiedziała bez ogródek. – Może powinniście im pomóc?
– A co z naszym życiem? – wyrwało mi się. – Czy naprawdę musimy wszystko oddać dzieciom?
Basia milczała przez chwilę.
– Może nie wszystko… Ale pamiętasz mamę? Zawsze powtarzała: „Rodzina to najważniejsze”.
Zaczęłam się zastanawiać: czy jestem egoistką? Czy naprawdę powinnam zrezygnować z własnych marzeń dla dobra córki?
Wieczorem Kasia przyszła z Pawłem i małą Zosią. Atmosfera była napięta.
– Mamo… – zaczęła Kasia cicho. – Przepraszam za tamtą rozmowę. Po prostu… czasem czuję się bezradna.
Paweł spuścił wzrok.
– Straciłem pracę w marcu – powiedział nagle. – Nie chciałem nikomu mówić. Myślałem, że szybko coś znajdę.
Zosia tuliła się do moich nóg.
– Babciu, pobawisz się ze mną?
Patrzyłam na nich wszystkich i czułam, jak serce mi pęka. Chciałam pomóc, ale nie chciałam też rezygnować z siebie.
– Kasiu… Paweł… – zaczęłam ostrożnie. – Zawsze możecie na nas liczyć. Ale musicie też zrozumieć, że my też mamy prawo do swojego życia.
Kasia otarła łzę.
– Wiem, mamo. Po prostu… czasem mam wrażenie, że świat jest przeciwko nam.
Henryk wszedł do pokoju i położył rękę na moim ramieniu.
– Może powinniśmy usiąść razem i zastanowić się, jak wyjść z tej sytuacji? – zaproponował.
Przez kolejne godziny rozmawialiśmy o wszystkim: o długach Kasi i Pawła, o naszych oszczędnościach, o planach na przyszłość. Było dużo łez i jeszcze więcej milczenia.
W końcu ustaliliśmy: pomożemy im spłacić część długów, ale nie oddamy wszystkiego. Kasia i Paweł obiecali szukać dodatkowej pracy i ograniczyć wydatki.
Kiedy wyszli, długo siedziałam w ciszy.
– Czy to już zawsze tak będzie? – zapytałam Henryka szeptem. – Czy nasze życie już zawsze będzie podporządkowane innym?
Henryk uśmiechnął się smutno.
– Może to właśnie jest rodzina…
Dziś patrzę na nasze zdjęcia z Mazur i zastanawiam się: czy mam prawo do własnego szczęścia? Czy rodzicielstwo kończy się kiedykolwiek? A może prawdziwa miłość to nieustanne balansowanie między sobą a bliskimi?
A Wy? Co byście zrobili na moim miejscu?