Mamo, dlaczego nie dałaś dzieciom jeść? – Prawda, która rozdarła naszą rodzinę

– Mamo, dlaczego dzieci są głodne? – zapytałam, patrząc na nią z niedowierzaniem. Stałyśmy w kuchni, w której unosił się zapach starego tłuszczu i niedomytych naczyń. Moja mama, Zofia, odwróciła wzrok i zaczęła nerwowo wycierać ręce o fartuch.

– Nie przesadzaj, Aniu. Dostały śniadanie – odpowiedziała cicho, ale jej głos drżał.

Spojrzałam na moich synów – Michała i Kubę. Siedzieli przy stole, wpatrując się w pusty talerz. Michał miał podkrążone oczy, a Kuba bawił się okruszkami chleba. Przez ostatnie dwa miesiące wysyłałam mamie pieniądze na jedzenie dla nich. Sama pracowałam w Warszawie, a oni zostali u babci w naszym rodzinnym domu pod Radomiem na wakacje. Wierzyłam, że są bezpieczni i zadbani.

Ale tego dnia wróciłam wcześniej niż planowałam. Coś mnie tknęło. Może to były te krótkie rozmowy przez telefon, w których chłopcy mówili coraz mniej? Może to była cisza mamy, która zawsze miała tyle do powiedzenia? Wsiadłam w pociąg i pojechałam do domu.

Zastałam ich w ciszy. W lodówce znalazłam tylko słoik ogórków i resztkę margaryny. W szafce – makaron bez opakowania i kilka ziemniaków z kiełkami. Zrobiło mi się słabo.

– Mamo, gdzie są pieniądze, które ci wysyłałam? – zapytałam już ostrzej.

– Aniu… Ja… – zaczęła, ale urwała. – Musiałam zapłacić za leki. I za prąd…

– Ale przecież dawałam ci więcej niż potrzeba! – głos mi się załamał.

Mama spuściła głowę. Widziałam łzy w jej oczach. Przez chwilę chciałam ją przytulić, ale gniew był silniejszy.

– Czy ty rozumiesz, że moje dzieci były głodne? Że ufałam ci bezgranicznie?

Nie odpowiedziała. Wyszła z kuchni, zostawiając mnie z chłopcami. Michał wtulił się we mnie i szepnął:

– Mamo, nie mów babci nic złego… Ona płakała w nocy.

Serce mi pękło. Próbowałam zrozumieć. Przecież moja mama zawsze była silna. Po śmierci taty to ona trzymała nas wszystkich razem. Ale od kilku lat widziałam, jak gaśnie. Jak coraz częściej zapomina o rzeczach, jak zamyka się w sobie.

Wieczorem usiadłyśmy razem na werandzie. Mama patrzyła gdzieś daleko, na zachodzące słońce.

– Aniu… Ja już nie daję rady – powiedziała cicho. – Czasem nie wiem, jaki jest dzień tygodnia. Boję się wyjść do sklepu. Boję się ludzi…

Zrozumiałam wtedy, że to nie tylko bieda czy brak pieniędzy. To była samotność i lęk przed światem, który ją przerastał. Moja mama powoli znikała w swoim własnym świecie.

Przez kolejne dni próbowałam wszystko naprawić. Gotowałam dla chłopców i dla niej. Rozmawiałam z sąsiadką, panią Krysią, która przyznała mi się szeptem:

– Zosia coraz częściej zapomina o wszystkim… Ostatnio zostawiła garnek na gazie i prawie doszło do pożaru.

Poczułam się winna. Czy naprawdę nie zauważyłam wcześniej? Czy byłam aż tak zajęta własnym życiem?

Zadzwoniłam do siostry, Magdy.

– Magda, musimy coś zrobić z mamą. Ona sobie nie radzi.

– Przesadzasz! Mama zawsze przesadza z dramatyzowaniem – odpowiedziała zirytowana.

– Tym razem to coś więcej…

Magda nie chciała słuchać. Od lat była przekonana, że mama faworyzuje mnie i moje dzieci. Zawsze czuła się pomijana.

W domu narastało napięcie. Chłopcy bali się zostawać sami z babcią. Mama zamykała się w pokoju i płakała po cichu.

W końcu podjęłam decyzję: zabieram dzieci do siebie do Warszawy i zaczynam szukać pomocy dla mamy. Zorganizowałam wizytę u lekarza rodzinnego, potem u neurologa. Diagnoza: początki demencji.

Poczułam ulgę i przerażenie jednocześnie. Ulgę – bo wiedziałam już, co się dzieje. Przerażenie – bo wiedziałam też, że to dopiero początek długiej walki.

Przez kolejne tygodnie próbowałam pogodzić pracę z opieką nad dziećmi i mamą. Magda odwiedzała nas rzadko i tylko po to, by wypominać mi błędy.

– To twoja wina! Zawsze wszystko musisz kontrolować! – krzyczała pewnego dnia przez telefon.

– Magda, tu chodzi o mamę! Ona potrzebuje nas obu!

Ale ona już się rozłączyła.

Wieczorami siadałam przy łóżku mamy i słuchałam jej opowieści z dawnych lat. Czasem była pogodna i uśmiechnięta jak kiedyś. Innym razem nie poznawała mnie ani chłopców.

Czułam się rozdarta między gniewem a współczuciem. Między żalem za utraconym dzieciństwem moich synów a litością dla kobiety, która kiedyś była moją opoką.

Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko wsparcie i miłość, ale też trudne wybory i bolesne prawdy. Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była zauważyć wcześniej? Czy można wybaczyć sobie własną ślepotę?

Czasem patrzę na mamę i pytam siebie: czy potrafię jeszcze zaufać? Czy potrafię wybaczyć jej… i sobie?