„Mama kazała mi napisać testament na urodzinach mojej córki – rodzinny dramat, który zmienił wszystko”

– Aniu, musisz to zrobić. Nie możesz być taka naiwna! – głos mojej mamy przeszył gwar urodzinowego przyjęcia jak nóż. Stała w kuchni, z rękami opartymi o blat, patrząc na mnie tym swoim surowym wzrokiem, który pamiętam z dzieciństwa. Wokół rozbrzmiewały śmiechy dzieci, a baloniki odbijały się od sufitu. Moja córka, Zosia, właśnie zdmuchnęła świeczki na torcie. Powinnam była czuć radość, ale czułam tylko narastający niepokój.

– Mamo, proszę cię, nie teraz… – szepnęłam, próbując ją odciągnąć na bok. Ale ona była nieugięta.

– Teraz albo nigdy! – podniosła głos. – Nie pozwolę, żeby ten twój Michał dostał po tobie dom! Widzisz, jak na ciebie patrzy? Myślisz, że mu zależy? On tylko czeka, aż coś ci się stanie!

Wszyscy nagle ucichli. Goście patrzyli na nas z niedowierzaniem. Michał stał w progu salonu, z kawałkiem tortu w ręku, blady jak ściana.

– Co ty wygadujesz? – zapytał cicho, ale w jego oczach widziałam ból i złość.

Mama nie zwracała na niego uwagi. – Aniu, napisz testament. Zrób to dla Zosi. Dla siebie! Ja wiem, co mówię. Twój ojciec też był taki…

W tej chwili wszystko się we mnie zagotowało. Przez lata próbowałam godzić mamę z Michałem, tłumaczyć jej, że nie każdy mężczyzna jest taki jak mój ojciec – wiecznie nieobecny, zdradzający ją na każdym kroku. Ale ona widziała w moim mężu tylko zagrożenie.

– Mamo, przestań! – krzyknęłam. – To są urodziny Zosi! Nie możesz…

– Mogę! Bo ty nigdy nie masz odwagi zadbać o siebie! – przerwała mi. – Zawsze tylko inni! A potem zostaniesz z niczym!

Zosia zaczęła płakać. Michał odłożył talerz i wyszedł z pokoju. Goście zaczęli się zbierać w pośpiechu, szepcząc coś pod nosem. Zostałyśmy tylko my trzy: ja, mama i Zosia skulona przy stole.

Usiadłam obok córki i przytuliłam ją mocno. Mama stała nad nami jak sędzia wydający wyrok.

– Wiesz co? – powiedziałam cicho do mamy. – Może masz rację. Może powinnam napisać testament. Ale nie dlatego, że mi każesz. Tylko dlatego, że już nie wiem, komu mogę ufać.

Mama spojrzała na mnie zaskoczona. Przez chwilę widziałam w jej oczach cień litości… albo może żalu? Ale zaraz znów przybrała swoją twardą minę.

– Ja tylko chcę cię chronić – powiedziała już ciszej.

– A może chcesz mnie kontrolować? – odpowiedziałam bez namysłu.

Tego wieczoru Michał wrócił do domu dopiero po północy. Siedziałam w kuchni przy zgaszonym świetle, popijając zimną herbatę.

– O co jej chodzi? – zapytał zmęczonym głosem.

– O przeszłość – odpowiedziałam. – O to wszystko, czego sama się bała i czego nie potrafiła przepracować.

Michał usiadł naprzeciwko mnie.

– Myślisz… myślisz, że naprawdę bym cię skrzywdził?

Spojrzałam mu w oczy i poczułam łzy napływające do oczu.

– Nie wiem już niczego – wyszeptałam. – Po tym wszystkim…

Przez następne dni w domu panowała cisza. Mama dzwoniła codziennie, powtarzając swoje argumenty: „Zabezpiecz się”, „Nie bądź głupia”, „Pomyśl o Zosi”. Michał chodził jak cień, unikał rozmów ze mną i z Zosią. Córka pytała: „Mamo, dlaczego babcia krzyczała na tatusia?” Nie umiałam jej odpowiedzieć.

W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do mamy.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo już od progu.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie w jej małym salonie pełnym starych zdjęć i bibelotów.

– Dlaczego tak bardzo nienawidzisz Michała? – zapytałam wprost.

Mama spuściła wzrok.

– Bo widzę w nim twojego ojca… A ja nie chcę, żebyś cierpiała tak jak ja.

– Ale ja nie jestem tobą! – wybuchłam. – I Michał to nie tata!

Mama zaczęła płakać. Po raz pierwszy zobaczyłam ją taką bezbronną.

– Przepraszam… Ja po prostu się boję…

Objęłam ją ostrożnie. Poczułam jej drżące ramiona i przez chwilę byłam znowu małą dziewczynką szukającą u niej wsparcia.

Po tej rozmowie długo myślałam o wszystkim. O tym, jak bardzo przeszłość potrafi zatruwać teraźniejszość. Jak trudno jest zaufać komuś po latach ran i rozczarowań.

Wieczorem usiadłam z Michałem przy stole.

– Chcę napisać testament – powiedziałam spokojnie. – Ale nie dlatego, że ktoś mnie do tego zmusza. Chcę zabezpieczyć Zosię… i nas wszystkich. Chcę mieć poczucie kontroli nad swoim życiem.

Michał spojrzał na mnie ze smutkiem.

– Rozumiem… Ale czy to znaczy, że mi nie ufasz?

Pokręciłam głową.

– To znaczy tylko tyle, że chcę być przygotowana na wszystko. Że chcę być silna dla siebie i dla Zosi.

Przez kolejne tygodnie powoli odbudowywaliśmy nasze relacje. Mama zaczęła częściej odwiedzać Zosię i starała się unikać tematu testamentu. Michał wrócił do rozmów ze mną, choć między nami pozostał cień niepewności.

Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę zaufać komuś po tym wszystkim? Czy przeszłość naszych rodziców zawsze będzie kładła się cieniem na naszym życiu? Może to właśnie jest cena dorosłości – nauczyć się żyć z tym cieniem i mimo wszystko próbować budować własne szczęście.