Listy, których nie miałem nigdy przeczytać: Odkrycie, które zmieniło moje życie

— Mamo, dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałaś? — mój głos drżał, a w oczach czułem piekące łzy. Stałem w kuchni, trzymając w rękach pożółkłe koperty, które jeszcze godzinę temu leżały zapomniane na dnie starej walizki w piwnicy. Mama patrzyła na mnie zaskoczona, ale i przestraszona, jakby nagle ktoś zerwał z niej maskę, którą nosiła przez całe życie.

To był zwykły jesienny wieczór. Sprzątałem piwnicę po przeprowadzce rodziców do nowego mieszkania w Krakowie. Wśród starych książek i niepotrzebnych gratów znalazłem walizkę, którą rozpoznałem z dzieciństwa. Otworzyłem ją z ciekawości — i wtedy zobaczyłem te listy. Było ich kilkanaście, wszystkie zaadresowane do mojej mamy, Anny Zielińskiej. Nadawcą był ktoś podpisujący się „Marek”.

Zacząłem czytać pierwszy z brzegu. „Kochana Aniu, każda noc tutaj jest jak wieczność bez Ciebie. W dżungli Wietnamu myślę tylko o Twoim uśmiechu…” Zamarłem. Wietnam? Przecież mama nigdy nie mówiła, że znała kogoś, kto był na wojnie. W Polsce wojna wietnamska była odległym echem, a jednak te słowa były tak osobiste, tak pełne tęsknoty i bólu.

Przewracałem kolejne kartki. Marek pisał o strachu, o śmierci kolegów, o tym, jak bardzo pragnie wrócić do Polski i do niej. Pisał o planach na wspólne życie, o dziecku, które chciałby mieć z moją mamą. Z każdym zdaniem czułem coraz większy ciężar na sercu. Kim był Marek? Dlaczego nigdy o nim nie słyszałem?

Kiedy mama weszła do kuchni i zobaczyła mnie z listami, na chwilę zamarła. Potem usiadła ciężko na krześle i spuściła głowę.

— To było dawno temu… — zaczęła cicho. — Myślałam, że już nigdy nie będę musiała do tego wracać.

— Kim był Marek? — zapytałem ostrożnie.

Mama milczała przez dłuższą chwilę. W końcu spojrzała mi prosto w oczy.

— Był moją pierwszą miłością. Poznaliśmy się na studiach w Warszawie. Był idealistą, marzył o wielkich rzeczach. Kiedy wybuchła wojna w Wietnamie, zgłosił się jako lekarz wolontariusz. Pisał do mnie przez cały czas pobytu tam… Ale potem przestał.

— Dlaczego nigdy mi o nim nie powiedziałaś?

Mama westchnęła ciężko.

— Bo kiedy wrócił… już nie był tym samym człowiekiem. Wojna go złamała. Próbowałam mu pomóc, ale on odsunął się ode mnie. Niedługo potem poznałam twojego ojca. Chciałam zacząć nowe życie.

Siedzieliśmy w ciszy. Czułem się zdradzony i zagubiony. Przez całe życie myślałem, że znam historię mojej rodziny. A teraz okazało się, że mama nosiła w sercu tajemnicę, która mogła zmienić wszystko.

W kolejnych dniach nie mogłem przestać myśleć o Marku. Czy żyje? Czy miał dzieci? Czy wiedział o mnie? Zacząłem szukać informacji — w internecie, w archiwach uczelni, nawet próbowałem odnaleźć jego rodzinę przez media społecznościowe. Bez skutku.

W międzyczasie relacje z mamą stały się napięte. Ojciec wyczuwał coś w powietrzu, ale nie pytał. Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole.

— Synu — powiedział ojciec — każdy ma prawo do swojej przeszłości. Twoja mama wiele przeszła zanim mnie poznała. To nie zmienia tego, kim jesteśmy jako rodzina.

Ale dla mnie to nie było takie proste. Zacząłem zastanawiać się nad własną tożsamością. Czy jestem tylko synem moich rodziców? Czy może gdzieś tam jest ktoś jeszcze, kto powinien być częścią mojego życia?

Pewnego dnia mama przyszła do mnie z albumem zdjęć. Pokazała mi zdjęcie młodego mężczyzny w mundurze — to był Marek.

— Chciałam ci go pokazać wcześniej — powiedziała drżącym głosem — ale bałam się twojej reakcji.

Patrzyłem na zdjęcie i widziałem w nim coś znajomego — może kształt ust, może spojrzenie? Zacząłem się zastanawiać: czy to możliwe, że Marek był moim biologicznym ojcem?

Nie miałem odwagi zapytać mamy wprost. Ale ta myśl nie dawała mi spokoju.

Zacząłem mieć sny o Marku — widziałem go w dżungli, jak pisze listy przy słabym świetle lampy naftowej; widziałem mamę czekającą na niego na peronie dworca; widziałem siebie jako dziecko bawiącego się z kimś, kogo nigdy nie poznałem.

W końcu zebrałem się na odwagę i zapytałem mamę o prawdę.

— Mamo… czy Marek był moim ojcem?

Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

— Nie wiem… — wyszeptała. — Byłam wtedy zagubiona i samotna. Twój ojciec przyjął mnie taką, jaka byłam. Nigdy nie chciałam cię okłamywać…

Poczułem się tak, jakby grunt usunął mi się spod nóg. Całe moje życie okazało się być zbudowane na niedopowiedzeniach i przemilczeniach.

Przez kolejne tygodnie próbowałem poukładać sobie wszystko w głowie. Rozmawiałem z psychologiem, pisałem dziennik, szukałem odpowiedzi tam, gdzie ich nie było.

Dziś wiem jedno: czasem lepiej nie znać wszystkich odpowiedzi. Ale czy można naprawdę kochać kogoś, nie znając całej prawdy o nim? Czy przeszłość naszych rodziców powinna determinować nasze życie?

Patrzę na stare listy i zastanawiam się: ile jeszcze tajemnic kryje moja rodzina? I czy jestem gotów je poznać?