List, który zmienił wszystko: Opowieść o zdradzie, zemście i odnalezieniu siebie

— To jakiś żart? — szepnęłam, patrząc na kartkę leżącą na kuchennym stole. Moje dłonie drżały, a serce waliło jak oszalałe. „Kochana Aniu, nie mogę już dłużej udawać. Odchodzę. Proszę, nie szukaj mnie. Wszystko wyjaśnię później. Tomek.”

Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Słońce wpadające przez okno kuchni nagle stało się zimne i obce. Słyszałam tylko własny oddech i czułam, jak w gardle rośnie mi gula. Tomek? Mój Tomek? Po dwudziestu latach małżeństwa zostawia mnie listem?

— Mamo, co się stało? — zapytała Zosia, nasza czternastoletnia córka, stojąc w drzwiach z plecakiem na ramieniu.

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Wzięłam ją w ramiona i płakałam razem z nią. Michał, nasz starszy syn, wrócił później i zastał nas w tym stanie. Nie pytał. Po prostu usiadł obok i objął nas obie.

Wieczorem zadzwoniła teściowa. — Aniu, co się dzieje? Tomek do mnie nie dzwonił od rana. — W jej głosie czułam niepokój, ale i nutę oskarżenia.

— Nie wiem, mamo. Zostawił tylko list — odpowiedziałam cicho.

— Może coś przeskrobałaś? — rzuciła bez zastanowienia.

Zacisnęłam zęby. Zawsze byłam tą gorszą, tą niewystarczającą dla jej synka. Ale tym razem nie zamierzałam milczeć.

— Może to on coś przeskrobał — odparłam ostro i rozłączyłam się.

Noc była bezsenna. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde wspomnienie z ostatnich miesięcy. Czy coś przeoczyłam? Czy były znaki? Praca Tomka w delegacji, coraz częstsze wyjazdy… Ale przecież zawsze wracał do domu, do nas.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Magda, moja przyjaciółka jeszcze z liceum.

— Anka, słyszałam… Co się dzieje?

— Sama nie wiem. Po prostu zniknął. Zostawił list.

— Słuchaj, nie chcę być wścibska, ale… widziałam go ostatnio z jakąś kobietą w galerii. Myślałam, że to koleżanka z pracy.

Zatkało mnie. Poczułam, jak coś we mnie pęka.

— Dzięki, Magda. Muszę to przemyśleć.

Przez kolejne dni żyłam jak w amoku. Dzieci chodziły do szkoły, ja do pracy w bibliotece miejskiej, ale wszystko wydawało się nierealne. Ludzie patrzyli na mnie ze współczuciem albo udawali, że nic się nie stało.

Pewnego wieczoru Michał podszedł do mnie.

— Mamo… Tata napisał do mnie na Messengerze. Chce się spotkać.

Zamarłam.

— I co mu odpisałeś?

— Że nie wiem, czy chcę go widzieć.

Przytuliłam go mocno.

— To twoja decyzja, synku. Ale pamiętaj, że cokolwiek postanowisz, będę przy tobie.

Kilka dni później Tomek zadzwonił do drzwi. Stał tam z walizką i miną winowajcy.

— Aniu… Musimy porozmawiać.

Nie chciałam go widzieć. Ale dzieci były w domu. Weszliśmy do kuchni.

— To prawda? Masz kogoś? — zapytałam bez ogródek.

Spuścił wzrok.

— Tak. Poznałem ją pół roku temu. Wiesz… poczułem się znowu młody. Przepraszam cię. Nie chciałem cię ranić.

Zaśmiałam się gorzko.

— Za późno na przeprosiny.

Zosia wbiegła do kuchni i rzuciła się na ojca z pięściami.

— Jak mogłeś?! Jak mogłeś nas zostawić?!

Tomek próbował ją objąć, ale wyrwała się i uciekła do swojego pokoju. Michał patrzył na niego z pogardą.

— Nie jesteś już moim ojcem — powiedział cicho i wyszedł z domu.

Zostaliśmy sami przy kuchennym stole. Tomek próbował coś jeszcze tłumaczyć, ale nie słuchałam go już. Widziałam tylko rozbite kawałki naszego życia rozsypane wokół mnie jak potłuczone szkło.

Po jego wyjściu długo siedziałam w ciszy. W końcu zadzwoniłam do Magdy.

— Muszę coś zrobić. Nie mogę tak żyć — powiedziałam przez łzy.

— Anka, musisz zawalczyć o siebie! — usłyszałam w słuchawce.

I wtedy postanowiłam: nie będę ofiarą tej historii. Zacznę od nowa — dla siebie i dla dzieci.

Zaczęłam biegać rano po parku, żeby oczyścić głowę z myśli. Zapisałam się na kurs angielskiego online i zaczęłam szukać lepszej pracy niż ta w bibliotece. Wieczorami rozmawiałam z dziećmi o wszystkim — o ich lękach, marzeniach i planach na przyszłość.

Tomek próbował wrócić kilka razy. Pisał SMS-y, dzwonił, przysyłał kwiaty pod drzwi. Ale ja już nie byłam tą samą Anią co kiedyś.

Pewnego dnia spotkałam go przypadkiem na rynku w towarzystwie tej kobiety — blondynki o zimnym spojrzeniu. Uśmiechnęłam się do niego ironicznie i przeszłam obok nich z podniesioną głową.

Wieczorem dostałam od niego wiadomość: „Przepraszam za wszystko. Chciałem tylko być szczęśliwy”.

Odpisałam: „Ja też chcę być szczęśliwa — ale bez ciebie”.

Dzieci powoli zaczynały godzić się z nową rzeczywistością. Michał znalazł wsparcie u trenera piłki nożnej, a Zosia zaczęła chodzić na terapię do szkolnego psychologa. Ja zaś odkrywałam siebie na nowo — swoje pasje, marzenia i siłę, o której istnieniu nie miałam pojęcia.

Któregoś dnia teściowa zadzwoniła ponownie.

— Aniu… Przepraszam za to wszystko, co powiedziałam wtedy przez telefon. Nie wiedziałam…

— W porządku, mamo. Każdy popełnia błędy — odpowiedziałam spokojnie.

Zaczęłyśmy rozmawiać częściej — o dzieciach, o życiu, nawet o Tomku. Z czasem poczułam ulgę — nie muszę już nikomu niczego udowadniać.

Minął rok od tamtego listu. Dziś patrzę w lustro i widzę kobietę silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. Mam nową pracę w wydawnictwie i własne mieszkanie wynajmowane na kredyt. Dzieci są przy mnie i wiem, że razem damy sobie radę ze wszystkim.

Czasem zastanawiam się: czy gdyby Tomek nie zostawił tego listu na stole, miałabym odwagę zawalczyć o siebie? Czy musimy przejść przez piekło zdrady i rozstania, żeby odnaleźć własną wartość?