List, który zmienił wszystko: Czy jestem winna swojej matce?

– „Nie masz prawa mnie o to prosić!” – krzyknęłam w pustym mieszkaniu, ściskając w dłoni zmięty list. Słowa matki, wykaligrafowane jej znajomym, ostrym pismem, paliły mnie w oczy: „Oczekuję, że jako moja córka wesprzesz mnie finansowo. To twój obowiązek.”

W tej chwili wróciły do mnie wszystkie wspomnienia – zimne spojrzenia, trzaskające drzwi, wieczne pretensje. Miałam na imię Zuzanna, ale dla niej byłam tylko „ta dziewczyna”, „ta, co ciągle coś psuje”. Nigdy nie powiedziała mi, że mnie kocha. Nigdy nie przytuliła, gdy płakałam po nocach z powodu jej krzyków.

Pamiętam tamten wieczór sprzed lat. Siedziałam skulona na łóżku, a ona stała w drzwiach z rękami założonymi na piersi.
– „Znowu dostałaś trójkę? Wstyd! Po kim ty to masz? Na pewno nie po mnie.”

Ojciec odszedł, gdy miałam dziesięć lat. Wtedy matka stała się jeszcze bardziej zgorzkniała. Przestała gotować obiady, przestała pytać, jak minął mi dzień. Zamiast tego słyszałam tylko: „Nie licz na nikogo poza sobą.”

Przez lata próbowałam zasłużyć na jej uwagę. Przynosiłam świadectwa z czerwonym paskiem, pomagałam w domu, nawet rezygnowałam z własnych marzeń, byleby ją zadowolić. Ale ona zawsze znajdowała powód do krytyki.

Kiedy miałam osiemnaście lat, spakowałam walizkę i wyszłam bez słowa. Przez pierwsze miesiące spałam u koleżanki, potem wynajęłam pokój w starej kamienicy na Pradze. Pracowałam w kawiarni i studiowałam zaocznie psychologię. Każda złotówka była na wagę złota.

Czasem śniło mi się, że wracam do domu rodzinnego. W tych snach matka patrzyła na mnie z czułością. Ale kiedy się budziłam, czułam tylko pustkę.

Minęło dziesięć lat. Ułożyłam sobie życie. Mam partnera – Michała – i pracę w poradni psychologicznej. Pomagam innym radzić sobie z traumą dzieciństwa. Ironia losu.

A teraz ten list.

Wieczorem Michał znalazł mnie przy stole, z czerwonymi oczami.
– „Co się stało?”
– „Mama napisała… Prosi o pieniądze.”
– „Po tym wszystkim?”
– „Pisze, że to mój obowiązek.”

Michał milczał przez chwilę.
– „A ty co czujesz?”
– „Złość. I… winę. Bo przecież to moja matka.”

Przez kolejne dni nie mogłam się skupić w pracy. W głowie słyszałam jej głos: „Dzieci są po to, żeby pomagać rodzicom.” Ale czy rodzice nie powinni najpierw być rodzicami?

Spotkałam się z moją przyjaciółką, Anką.
– „Zuzka, nie jesteś jej nic winna. Ona nigdy nie była dla ciebie matką.”
– „Ale jeśli jej nie pomogę… Może kiedyś będę tego żałować?”
– „A ona żałowała tego, jak cię traktowała?”

Wróciłam do domu i długo siedziałam w ciemności. Zastanawiałam się, czy jestem złym człowiekiem. Czy jestem niewdzięczna? Czy powinnam wybaczyć?

Następnego dnia zadzwonił telefon.
– „Zuzanna? To ja… mama.”
Jej głos był słaby, jakby zmęczony życiem.
– „Dostałaś mój list?”
– „Tak.”
– „To co postanowiłaś?”

Zacisnęłam pięści.
– „Mamo… przez całe życie czułam się dla ciebie nikim. Teraz chcesz ode mnie pieniędzy. Dlaczego?”
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– „Bo nie mam nikogo innego.”

Poczułam ukłucie żalu. Ale też bunt.
– „A ja przez lata nie miałam nikogo… Nawet ciebie.”

Rozłączyłam się i długo płakałam.

Przez kolejne tygodnie próbowałam żyć normalnie. Ale list matki leżał na stole jak wyrzut sumienia. Michał próbował mnie pocieszać:
– „Możesz jej pomóc – ale tylko jeśli tego naprawdę chcesz. Nie dlatego, że czujesz się winna.”

W końcu napisałam do niej krótką odpowiedź:
„Mamo,
Przykro mi, że jesteś w trudnej sytuacji. Ale nie mogę ci pomóc finansowo. Potrzebuję zadbać o siebie i swoje życie.”

Nie odpisała już nigdy więcej.

Czasem myślę o niej – czy jest sama? Czy żałuje? Czy ja powinnam żałować?

Patrzę w lustro i widzę kobietę, która przetrwała piekło dzieciństwa i nauczyła się kochać siebie.

Czy jestem egoistką? Czy może wreszcie nauczyłam się stawiać granice?

A wy – co byście zrobili na moim miejscu?