„Kocham mojego syna, ale nie mogę znieść mojej córki”: Boomerang życia w polskiej rodzinie

– Znowu się spóźniłaś, Magda! – krzyknęłam, ledwo przekraczając próg mieszkania. Mój głos odbił się echem od ścian, a ona tylko wzruszyła ramionami i rzuciła torbę na podłogę.

– Mamo, miałam dodatkowe zajęcia – odpowiedziała cicho, nie patrząc mi w oczy.

Nie znosiłam tego tonu. Zawsze była taka zamknięta, taka… inna niż Tomek. On zawsze przybiegał do mnie z uśmiechem, opowiadał o wszystkim, przytulał się. Magda? Wiecznie zamknięta w swoim świecie, z książką albo słuchawkami na uszach. Czułam się przy niej jak intruz we własnym domu.

Mój mąż, Marek, próbował czasem łagodzić sytuację:

– Aniu, daj jej trochę luzu. To trudny wiek.

Ale ja wiedziałam swoje. Tomek też był nastolatkiem i nigdy nie sprawiał takich problemów. Był moją dumą – najlepsze oceny, sportowiec, wszyscy go lubili. Magda? Zawsze na uboczu, zamyślona, czasem pyskata. Często łapałam się na tym, że porównuję ich do siebie i… zawsze wychodziło na korzyść Tomka.

Nie ukrywałam tego nawet przed rodziną. Na rodzinnych spotkaniach chwaliłam się sukcesami Tomka:

– Nasz Tomek dostał stypendium! – mówiłam z dumą.

A kiedy ktoś pytał o Magdę, wzruszałam ramionami:

– No cóż… Magda jak zwykle w swoim świecie.

Nie zauważałam wtedy jej smutnych oczu. Nie widziałam, jak bardzo ją to boli. Byłam ślepa na jej potrzeby, bo byłam zakochana w obrazie idealnego syna.

Z czasem Magda zaczęła coraz częściej znikać z domu. Wracała późno, zamykała się w pokoju. Próbowałam ją kontrolować, sprawdzałam jej rzeczy, przeglądałam zeszyty. Zawsze znajdowałam powód do krytyki:

– Znowu trója z matematyki? Tomek w twoim wieku miał same piątki!

Pewnego dnia usłyszałam przez drzwi jej pokoju cichy płacz. Przez chwilę chciałam wejść i ją przytulić… ale coś mnie powstrzymało. Może duma? Może przekonanie, że to ona powinna się zmienić?

Tomek tymczasem rósł na mojego bohatera. Kiedy dostał się na politechnikę w Warszawie, urządziłam wielkie przyjęcie. Magda siedziała wtedy w kącie i nawet nie próbowała udawać radości.

– Zazdrościsz bratu? – zapytałam ją wtedy z przekąsem.

Spojrzała na mnie z takim bólem w oczach, że aż mnie zmroziło.

– Nie zazdroszczę mu… Zazdroszczę mu ciebie – wyszeptała i wybiegła z domu.

Nie rozumiałam wtedy tych słów. Dopiero później dotarło do mnie ich znaczenie.

Czas mijał. Tomek wyjechał na studia, rzadko dzwonił. Magda skończyła liceum z przeciętnymi wynikami i zaczęła pracować w kawiarni. Marek coraz częściej wyjeżdżał służbowo. W domu panowała cisza i pustka.

Któregoś dnia zadzwonił telefon. To była policja. Magda miała wypadek – potrącił ją samochód, kiedy wracała wieczorem z pracy. Siedziałam na szpitalnym korytarzu przez całą noc, modląc się o jej życie. Po raz pierwszy od lat poczułam strach – prawdziwy strach o własne dziecko.

Kiedy lekarz powiedział mi, że wszystko będzie dobrze, rozpłakałam się jak dziecko. Weszłam do sali i zobaczyłam Magdę – bladą, słabą, ale żywą. Usiadłam przy jej łóżku i po raz pierwszy od dawna złapałam ją za rękę.

– Przepraszam cię… – wyszeptałam drżącym głosem. – Przepraszam za wszystko.

Spojrzała na mnie zdziwiona i przez chwilę myślałam, że mnie odtrąci. Ale tylko ścisnęła moją dłoń mocniej.

Po tym wszystkim próbowałam odbudować naszą relację. To nie było łatwe – lata zaniedbań zostawiły ślad. Tomek coraz bardziej oddalał się od rodziny; miał swoje życie, swoje sprawy. Magda powoli zaczynała mi ufać, ale widziałam w jej oczach cień dawnych ran.

Czasem zastanawiam się: dlaczego tak łatwo jest kochać jedno dziecko bardziej niż drugie? Czy to moja wina? Czy mogłam coś zmienić?

Dziś wiem jedno: życie jest jak bumerang – wszystko wraca. Może gdybym wcześniej otworzyła oczy i serce na moją córkę, nie musiałabym teraz walczyć o każdy uśmiech i każde dobre słowo z jej strony.

Czy można naprawić błędy przeszłości? Czy miłość matki wystarczy, by uleczyć stare rany? Czasem boję się odpowiedzi na te pytania.