Kiedy rachunek za wesele rozbił naszą rodzinę: prawdziwa cena miłości
– Nie damy rady, Aniu. Po prostu nie mamy tych pieniędzy – głos mojej mamy drżał, jakby każde słowo ważyło tonę.
Stałam w kuchni, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Za oknem padał deszcz, a ja miałam wrażenie, że to niebo płacze razem ze mną. Jeszcze wczoraj planowałam z Piotrem, jak będzie wyglądał nasz pierwszy taniec. Dziś wszystko runęło.
– Ale przecież obiecałaś… – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
– Wiem, kochanie. Ale tata stracił pracę, a rata kredytu… Nie damy rady. Przepraszam.
Nie pamiętam, jak się rozłączyłam. Pamiętam tylko ciszę, która nagle zrobiła się w mieszkaniu. Piotr siedział przy stole i patrzył na mnie pytająco. W jego oczach widziałam troskę i strach.
– Co się stało?
– Moja mama… nie mogą nam pomóc z weselem. Nie mają pieniędzy.
Piotr przez chwilę milczał. Potem westchnął i spuścił wzrok.
– Moja mama też mówiła, że ledwo wiąże koniec z końcem po rozwodzie z ojcem. Myślałem, że twoi rodzice nam pomogą…
Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. W powietrzu wisiało pytanie: co teraz?
Zawsze wyobrażałam sobie ten dzień – biała suknia, kościół pełen kwiatów, rodzina i przyjaciele śmiejący się przy stole. Wesele w dworku pod Warszawą, z zespołem grającym nasze ulubione piosenki. A teraz? Nawet nie wiedziałam, czy będzie nas stać na obrączki.
Wieczorem zadzwoniła do mnie siostra.
– Anka, mama płacze cały dzień. Mówi, że cię zawiodła.
– To nie jej wina – odpowiedziałam automatycznie, choć w środku czułam żal i rozczarowanie.
– Może powinniście zrobić skromniejsze wesele? Albo tylko ślub cywilny?
Zacisnęłam zęby. Dla mnie to nie było takie proste. Całe życie słyszałam o tym, jak ważny jest ślub – nie tylko dla mnie, ale dla całej rodziny. Babcia powtarzała: „Wesele to raz w życiu!” A teraz miałam z tego zrezygnować?
Następnego dnia Piotr wrócił z pracy później niż zwykle. Był zmęczony i rozdrażniony.
– Rozmawiałem z kolegą – powiedział bez ogródek. – On z żoną wzięli kredyt na wesele. Spłacają go już trzeci rok.
– Chcesz brać kredyt na jeden dzień zabawy?
– A ty chcesz mieć ślub bez rodziny? Bez wesela?
Zrobiło się cicho. Po raz pierwszy poczułam prawdziwy strach – nie przed brakiem pieniędzy, ale przed tym, że możemy się nie dogadać.
Przez kolejne dni atmosfera była napięta. Mama dzwoniła codziennie, przepraszała i proponowała drobne oszczędności: „Może zamiast dworku sala w remizie? Może zamiast orkiestry DJ?” Piotr coraz częściej wychodził z domu pod pretekstem pracy.
W końcu wybuchłam.
– Czy to wszystko ma sens? – krzyknęłam do Piotra pewnego wieczoru. – Kłócimy się o pieniądze, zamiast cieszyć się tym, że chcemy być razem!
Piotr spojrzał na mnie ze łzami w oczach.
– Ja po prostu chciałem ci dać wszystko, o czym marzyłaś…
Usiedliśmy razem na kanapie i długo milczeliśmy. W końcu powiedziałam:
– Może powinniśmy zrobić coś po swojemu? Bez presji rodziny, bez zadłużania się na lata?
Następnego dnia zadzwoniłam do mamy.
– Mamo, nie martw się już o pieniądze. Zrobimy małe przyjęcie tylko dla najbliższych. Najważniejsze, że będziesz tam ze mną.
Mama płakała ze wzruszenia.
Kilka tygodni później stanęliśmy z Piotrem przed urzędnikiem w urzędzie stanu cywilnego. Było skromnie – tylko rodzice, rodzeństwo i dwójka przyjaciół. Po ceremonii poszliśmy na obiad do ulubionej restauracji na Mokotowie. Nie było białej sukni ani zespołu grającego „Sto lat”, ale czułam się szczęśliwa jak nigdy wcześniej.
Wieczorem siedzieliśmy z Piotrem na ławce pod blokiem i patrzyliśmy na gwiazdy.
– Myślisz, że kiedyś będziemy żałować? – zapytałam cicho.
Piotr uśmiechnął się i objął mnie ramieniem.
– Nie wiem. Ale wiem jedno: przeszliśmy przez to razem. I to jest najważniejsze.
Czasem wracam myślami do tamtych dni i zastanawiam się: czy naprawdę warto było tyle płakać przez jeden dzień? Czy miłość powinna kosztować aż tyle nerwów i łez? Może prawdziwa próba zaczyna się właśnie wtedy, gdy trzeba wybrać między marzeniami a rzeczywistością… Co wy byście zrobili na moim miejscu?