Kiedy mój syn stał się dla mnie obcy?

— Michał, proszę cię, powiedz mi w końcu, co się dzieje! — głos mi się łamał, kiedy patrzyłam na jego plecy. Stał przy oknie w swoim mieszkaniu na Pradze, z rękami w kieszeniach, jakby nie chciał mnie widzieć.

— Mamo, nie teraz. — Jego głos był chłodny, obcy. Nie ten sam chłopiec, którego tuliłam do snu przez tyle lat. Nie ten sam chłopak, który przybiegał do mnie z rozbitym kolanem i łzami w oczach. Teraz miał trzydzieści lat i patrzył na mnie tak, jakbyśmy byli sobie zupełnie obcy.

Nie wiem, kiedy to się stało. Kiedy przestałam być dla niego ważna? Kiedy moje słowa zaczęły go drażnić? Kiedy stałam się tylko przeszkodą w jego życiu?

Mam na imię Krystyna. Mam sześćdziesiąt jeden lat i tylko jedno dziecko — Michała. Całe życie poświęciłam jemu. Byłam sama od kiedy miał pięć lat. Jego ojciec odszedł do innej kobiety i nigdy więcej się nie pojawił. Pracowałam na dwa etaty — najpierw w szkole jako nauczycielka polskiego, potem wieczorami sprzątałam biura. Wszystko po to, żeby Michałowi niczego nie brakowało. Żeby miał lepsze życie niż ja.

Pamiętam, jak pierwszy raz przyniósł do domu czwórkę z matematyki i płakał, bo myślał, że będę zła. Przytuliłam go wtedy i powiedziałam: „Synku, najważniejsze, że się starasz”. Zawsze starałam się być dla niego wsparciem. Byłam na każdej wywiadówce, na każdym meczu piłki nożnej, nawet jeśli padał deszcz i marzłam do kości.

A teraz? Teraz stoję w jego mieszkaniu i czuję się jak nieproszony gość.

— Michał… — próbuję jeszcze raz. — Może chociaż powiesz mi, co zrobiłam nie tak?

Odwraca się powoli. W jego oczach widzę zmęczenie i coś jeszcze — może żal? Może złość?

— Mamo, zawsze musisz wszystko wiedzieć. Zawsze musisz mieć ostatnie słowo. Ja już nie jestem dzieckiem! — wybucha nagle.

Czuję, jak serce mi się ściska. Przecież wiem, że nie jest dzieckiem. Ale czy to znaczy, że już nie jestem mu potrzebna?

— Przepraszam… — szepczę. — Po prostu martwię się o ciebie.

— Nie musisz się martwić! — odpowiada ostro. — Mam trzydzieści lat! Sam sobie radzę!

Chciałabym mu powiedzieć, że matka zawsze się martwi. Że nie da się tego wyłączyć jak światła w pokoju. Ale milczę. Boję się, że każde moje słowo tylko pogorszy sprawę.

Wychodzę z jego mieszkania z ciężkim sercem. Na klatce schodowej mijam sąsiadkę Michała — panią Jadwigę. Uśmiecha się do mnie ciepło:

— Dzień dobry pani Krystyno! Dawno pani nie widziałam.

Uśmiecham się blado.

— Tak… Michał jest ostatnio bardzo zajęty.

Nie mówię jej prawdy. Nie mówię nikomu prawdy. Nawet mojej siostrze Zosi nie potrafię się zwierzyć.

Wieczorem siedzę sama w kuchni i patrzę na zdjęcia Michała z dzieciństwa. Jakie to było proste wtedy… On uśmiechnięty, ja szczęśliwa, choć zmęczona po pracy. Wtedy wystarczało mu moje przytulenie, ciepła herbata i rozmowa o tym, co wydarzyło się w szkole.

Teraz nawet nie odbiera ode mnie telefonu przez kilka dni. Piszę mu SMS-y: „Jak się czujesz?”, „Czy wszystko w porządku?”, „Może spotkamy się na obiedzie?” — bez odpowiedzi.

Zaczynam zastanawiać się nad wszystkim, co zrobiłam źle. Może byłam zbyt opiekuńcza? Może za bardzo ingerowałam w jego życie? Może powinnam była pozwolić mu popełniać własne błędy?

Pamiętam dzień, kiedy poznał Martę — swoją dziewczynę. Była miła, uśmiechnięta, ale czułam od niej dystans. Michał był szczęśliwy, więc starałam się ją zaakceptować. Ale ona chyba nigdy mnie nie polubiła.

Pewnego dnia usłyszałam przez przypadek ich rozmowę:

— Twoja mama znowu dzwoniła? — zapytała Marta z irytacją.
— Tak… Chyba myśli, że mam piętnaście lat.
— Musisz jej postawić granice.

Może to wtedy zaczęło się psuć? Może to przez Martę Michał zaczął mnie odsuwać?

Ale przecież to jego wybór… Chciałam tylko być częścią jego życia.

Kilka tygodni później dowiedziałam się od Zosi, że Michał planuje ślub z Martą. Nie powiedział mi tego osobiście. Dowiedziałam się przypadkiem.

Zadzwoniłam do niego tego samego dnia:

— Michał… Słyszałam od Zosi, że bierzesz ślub?

Cisza po drugiej stronie.

— Tak… Ale nie chciałem ci mówić teraz. Jeszcze nie wszystko ustalone.

Poczułam się jak ktoś zupełnie obcy. Jakby moje zdanie już nic nie znaczyło.

Od tego czasu widujemy się coraz rzadziej. Michał unika spotkań rodzinnych, tłumaczy się pracą albo zmęczeniem.

W święta Bożego Narodzenia siedziałam sama przy stole. On był u Marty i jej rodziców.

Czasem myślę, że może powinnam była wyjść za mąż drugi raz? Może wtedy Michał miałby rodzeństwo i nie byłby dla mnie całym światem? Może wtedy nie czułby tej presji?

Ale przecież nie mogłam przewidzieć przyszłości…

Dziś minął kolejny dzień bez wiadomości od niego. Siedzę przy oknie i patrzę na puste podwórko pod blokiem. Przechodzi tamtędy młoda kobieta z małym chłopcem za rękę. Chłopiec śmieje się głośno i tuli do mamy.

Łzy napływają mi do oczu.

Czy naprawdę wszystko straciłam? Czy jeszcze kiedyś będziemy mogli usiąść razem przy stole i po prostu porozmawiać?

Może to ja powinnam zrobić pierwszy krok? Ale jak rozmawiać z kimś, kto już nie chce słuchać?

Czasem zastanawiam się: czy można być matką tylko na pół etatu? Czy można przestać kochać własne dziecko?

A może to ja powinnam nauczyć się żyć bez niego?

Czy ktoś z was też czuje czasem tę pustkę? Czy można jeszcze odbudować mosty nad rzeką milczenia?