Kiedy miłość dostaje metkę z ceną: Historia Jany i Pawła, czyli ile warte jest nasze życie razem?
– Jana, musimy porozmawiać – powiedział Paweł, nie patrząc mi w oczy. Stał w kuchni, opierając się o blat, a jego palce nerwowo bębniły o marmur. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara i cichy szum lodówki. Wiedziałam, że coś się święci, ale nie spodziewałam się tego, co usłyszę za chwilę.
– Chcę, żebyś oddała mi wszystkie pieniądze, które wydałem na nasz dom przez te dziesięć lat – wypalił nagle. Zamarłam. Przez chwilę myślałam, że to jakiś żart. Ale Paweł był śmiertelnie poważny.
– Słucham? – wykrztusiłam, czując jak serce wali mi w piersi.
– Policzmy to uczciwie. Ja pracowałem, ty zajmowałaś się domem. Ale teraz… teraz chcę odzyskać to, co włożyłem. – Jego głos był zimny jak lód.
W jednej chwili cały mój świat się zawalił. Przez dziesięć lat byłam żoną, matką, kucharką, sprzątaczką, pielęgniarką i powierniczką. Zrezygnowałam z pracy w kancelarii prawniczej, bo Paweł przekonywał mnie, że dzieci potrzebują matki w domu. „Pieniądze to nie wszystko” – mówił wtedy. „Liczy się rodzina”. Teraz te słowa brzmiały jak kpina.
Nie spałam całą noc. Wpatrywałam się w sufit, próbując zrozumieć, gdzie popełniłam błąd. Czy powinnam była walczyć o siebie? Czy powinnam była wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim? Może wtedy Paweł nie patrzyłby na mnie jak na ciężar.
Następnego dnia zadzwoniłam do mojej mamy. – Mamo, Paweł chce ode mnie pieniędzy… – zaczęłam płakać do słuchawki.
– Dziecko, nie pozwól mu się tak traktować! – odpowiedziała stanowczo mama. – Przecież to wasz wspólny dom! Ty też w niego inwestowałaś – czasem nawet więcej niż on!
Ale Paweł był nieugięty. Zaczął przynosić mi wydruki z konta, rachunki za prąd i wodę, paragony ze sklepów spożywczych. – To wszystko moje pieniądze – powtarzał.
Nasze dzieci, Zosia i Michał, patrzyły na nas z przerażeniem. Zosia miała dopiero osiem lat i nie rozumiała, dlaczego mama płacze przy stole. Michał zamknął się w sobie i przestał rozmawiać z ojcem.
Próbowałam rozmawiać z Pawłem. – Przecież byliśmy rodziną! Wszystko robiliśmy razem! – krzyczałam przez łzy.
– Ty nic nie rozumiesz – odpowiadał chłodno. – Ja harowałem całe życie, a ty tylko siedziałaś w domu.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przypomniałam sobie wszystkie nieprzespane noce przy gorączkujących dzieciach, wszystkie obiady gotowane na czas, wszystkie prania i sprzątania przed świętami. Czy to naprawdę było „nic”?
W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do prawnika. Mecenas Nowak spojrzała na mnie ze współczuciem. – Pani Jano, proszę pamiętać: małżeństwo to wspólnota majątkowa. Wszystko jest wasze wspólne. On nie ma prawa żądać od pani zwrotu tych pieniędzy.
Ale Paweł nie chciał słuchać rozsądku. Zaczął grozić rozwodem i walką o dzieci. W domu panowała atmosfera jak z najgorszego koszmaru. Każdy dzień był walką o przetrwanie.
Pewnego wieczoru usiadłam z dziećmi na kanapie. – Kochani, cokolwiek się stanie, zawsze będę was kochać – powiedziałam drżącym głosem.
Zosia przytuliła się do mnie mocno. – Mamusiu, nie płacz już… – szepnęła.
To one dały mi siłę, by walczyć dalej. Zaczęłam szukać pracy. Było ciężko – po tylu latach przerwy nikt nie chciał mnie zatrudnić na stanowisku prawnika. Zaczęłam więc od recepcji w małej firmie transportowej. Każdego dnia uczyłam się na nowo być niezależna.
Paweł widząc moją determinację zaczął się wycofywać ze swoich żądań. Ale ja już wiedziałam, że nic nie będzie takie jak dawniej. Zaufanie zostało zniszczone.
Po kilku miesiącach podjęliśmy decyzję o separacji. Dzieci zostały ze mną, a Paweł wyprowadził się do wynajmowanego mieszkania na obrzeżach miasta.
Czasem spotykamy się na neutralnym gruncie – dla dobra dzieci. Rozmawiamy spokojnie, ale między nami jest mur nie do przebicia.
Dziś wiem jedno: nigdy nie wolno pozwolić, by ktoś wycenił twoje życie i poświęcenie. Miłość nie powinna mieć metki z ceną.
Czy naprawdę można przeliczyć rodzinę na pieniądze? Czy poświęcenie matki jest warte mniej niż wypłata ojca? Ciekawa jestem waszych historii…