Kiedy Mama Zadzwoniła z Wiadomością o Rodzinnej Wizycie, Nie Mogłam Już Milczeć
– Aniu, przyjedziesz na imieniny taty? – głos mamy w słuchawce był cichy, jakby bała się, że zaraz się rozpadnie.
Zacisnęłam palce na kubku kawy. Warszawski gwar za oknem kontrastował z jej szeptem. – Mamo, nie wiem…
– Wszyscy będą. Ciocia Zosia z Wrocławia, nawet Bartek z Moniką przyjadą z dziećmi. – W jej głosie pobrzmiewała nadzieja, ale i coś jeszcze – nutka szantażu emocjonalnego, którą znałam od dziecka.
Zawsze byłam tą „inną”. Dziewczyną, która nie lubiła biegać boso po rosie, która wolała książki od dojenia krów. Odkąd wyjechałam na studia do Warszawy, wieś stała się dla mnie wspomnieniem ciężkich poranków i wieczorów pełnych kłótni rodziców o pieniądze. Ale teraz, po tylu latach, mama znów próbowała mnie wciągnąć w ten świat.
– Mamo, nie wiem, czy dam radę. Mam dużo pracy…
– Praca, praca… – westchnęła. – Zawsze masz coś ważniejszego niż rodzina.
Poczułam znajome ukłucie winy. Przez chwilę chciałam się poddać i znów zrobić to, czego ode mnie oczekiwano. Ale tym razem coś we mnie pękło.
– Mamo, a może ty byś kiedyś przyjechała do mnie? Zobaczyła, jak żyję?
Zapadła cisza. Słyszałam tylko jej oddech i szum starego telefonu.
– Tam nie ma dla mnie miejsca – odpowiedziała w końcu. – Ty już nie jesteś stąd.
Rozłączyłam się i długo patrzyłam w okno na szare bloki. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: zapach siana, krzyk ojca, kiedy rozlałam mleko, łzy mamy po nocach. Czy naprawdę już nie jestem „stąd”? Czy to źle?
Tydzień później siedziałam w pociągu do Lublina. Z każdą mijaną stacją czułam narastający niepokój. Wysiadłam na małej stacyjce, gdzie czas zatrzymał się dwadzieścia lat temu. Mama czekała na mnie pod starą syrenką.
– Schudłaś – powiedziała zamiast „cześć”.
– Ty też wyglądasz inaczej – odpowiedziałam ostrożnie.
W domu pachniało ciastem drożdżowym i wilgocią. Tata siedział przy stole z gazetą. Kiedy mnie zobaczył, tylko skinął głową.
– Dobrze, że jesteś – mruknął.
Wieczorem zaczęli schodzić się goście. Ciocia Zosia od razu zaczęła wypytywać o moją pracę w redakcji:
– To ty teraz te gazety robisz? A co tam można napisać ciekawego?
Bartek z Moniką opowiadali o swoich dzieciach i nowym domu pod Lublinem. Czułam się jak widz na własnym przedstawieniu.
W pewnym momencie tata podniósł głos:
– Anka, a ty kiedy sobie kogoś znajdziesz? Ile można być sama?
Wszyscy zamilkli. Poczułam na sobie spojrzenia.
– Może nie chcę być jak wy – wyrwało mi się. – Może nie chcę żyć tu, gdzie wszystko jest obowiązkiem i wyrzutem sumienia!
Mama spojrzała na mnie z bólem.
– Myślisz, że nam było łatwo? Że nie mieliśmy marzeń?
– To czemu nigdy o tym nie mówiliście? Czemu zawsze tylko praca i praca?
Bartek próbował załagodzić sytuację:
– Dajcie spokój, przecież Anka ma swoje życie…
Ale już było za późno. Rozpętała się burza słów i żalów tłumionych latami. Mama płakała w kuchni, tata wyszedł przed dom zapalić papierosa.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam przez cienką ścianę rozmowę rodziców:
– Ona nas nienawidzi – szeptała mama.
– Nie rozumie nas – odpowiedział tata.
Następnego dnia poszłam na spacer po polach. Wszystko wydawało się mniejsze niż kiedyś. Spotkałam sąsiadkę, panią Halinę:
– Aniu, wrócisz kiedyś na stałe? Twoja mama bardzo za tobą tęskni.
Uśmiechnęłam się smutno.
– Nie wiem… Chyba już nie potrafię tu żyć.
Wieczorem usiadłam z mamą przy kuchennym stole.
– Przepraszam za wczoraj – powiedziałam cicho. – Po prostu… czuję się tu obco.
Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Ja też czasem czuję się obco w twoim świecie. Ale zawsze będziesz moją córką.
Objęłyśmy się bez słów. Wiedziałam, że nigdy nie będziemy rozumiały się do końca, ale może to wystarczy?
Kiedy wracałam do Warszawy, patrzyłam przez okno pociągu na pola i lasy. Może nigdy nie pogodzę tych dwóch światów w sobie? Może każdy z nas nosi w sobie kawałek miejsca, do którego już nie potrafi wrócić?
Czy można być szczęśliwym, jeśli zawsze jest się gdzieś pomiędzy? Co wy o tym myślicie?