Kiedy dziadek odwrócił się od rodziny: Opowieść o stracie, gniewie i niezrozumieniu

– Nie wierzę, że to zrobiłeś! – mój głos drżał, a łzy napływały mi do oczu. Stałam w kuchni dziadka, tej samej, w której jeszcze rok temu babcia piekła dla mnie szarlotkę. Teraz wszystko było inne. Dziadek Jan patrzył na mnie chłodno, jakbyśmy byli sobie obcy. Obok niego stała pani Halina – nasza sąsiadka z naprzeciwka, która jeszcze niedawno przynosiła nam ciasto na święta, a dziś była jego żoną.

Nie potrafiłam pojąć, jak to się stało. Po śmierci babci wszyscy byliśmy rozbici, ale trzymaliśmy się razem. Dziadek był naszym oparciem – zawsze powtarzał, że rodzina jest najważniejsza. A potem nagle zaczął się oddalać. Najpierw przestał odbierać telefony. Potem nie pojawił się na urodzinach mojego brata. W końcu dowiedzieliśmy się od sąsiadki, że dziadek… ożenił się z panią Haliną.

Mama płakała przez całą noc. Tata rzucał przekleństwami pod nosem. Ja nie mogłam spać – przewracałam się z boku na bok, próbując zrozumieć, jak można tak szybko zapomnieć o kimś, kto był dla ciebie całym światem przez ponad czterdzieści lat.

Pamiętam dzień pogrzebu babci. Dziadek trzymał mnie za rękę tak mocno, że aż bolało. „Zuzia, musimy być razem”, szeptał wtedy. A teraz? Teraz nawet nie chciał ze mną rozmawiać.

W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do niego. Chciałam usłyszeć wyjaśnienie. Chciałam zrozumieć.

– Dziadku, dlaczego? – zapytałam cicho.

Spojrzał na mnie z niecierpliwością.

– Zuzanno, jestem już stary. Potrzebuję kogoś przy sobie. Halina mi pomaga. Ty masz swoje życie.

– Ale my jesteśmy twoją rodziną! – wykrzyknęłam.

Halina spojrzała na mnie z wyższością.

– Twoja mama nigdy nie szanowała Jana. Zawsze tylko żądała i żądała…

Zatkało mnie. Przecież mama zawsze dbała o dziadka! To ona gotowała mu obiady po śmierci babci, to ona sprzątała mu mieszkanie, kiedy miał operację biodra.

– To nieprawda! – krzyknęłam.

Dziadek odwrócił wzrok.

– Nie chcę już o tym rozmawiać. Proszę cię, Zuzanno, nie przychodź tu więcej bez zapowiedzi.

Wyszłam stamtąd z poczuciem upokorzenia i gniewu. Przez kolejne tygodnie próbowałam skupić się na studiach, ale myśli ciągle wracały do dziadka. Mama zamknęła się w sobie. Tata próbował udawać, że nic się nie stało, ale widziałam, jak wieczorami siedzi w kuchni i patrzy w okno na dom dziadka.

W święta Bożego Narodzenia pierwszy raz nie spotkaliśmy się wszyscy razem przy stole. Dziadek nie odezwał się ani słowem. Nawet nie zadzwonił.

Pewnego dnia spotkałam go przypadkiem w sklepie spożywczym. Stał przy kasie z Haliną, śmiali się z czegoś cicho. Zamarłam. On spojrzał na mnie przelotnie i odwrócił wzrok.

Wróciłam do domu i wybuchłam płaczem.

– Mamo, dlaczego on nas tak traktuje? – zapytałam przez łzy.

Mama tylko pokręciła głową.

– Może czuje się winny… Może boi się samotności…

Ale ja nie potrafiłam tego zaakceptować. Próbowałam pisać do niego listy, zostawiałam wiadomości na automatycznej sekretarce – bez odpowiedzi.

Z czasem zaczęłam czuć nie tylko smutek, ale i złość. Jak mógł tak po prostu przekreślić wszystko? Czy naprawdę nowa żona była ważniejsza niż własna rodzina?

Przypomniałam sobie wszystkie chwile spędzone z dziadkiem: jak uczył mnie jeździć na rowerze po parku Jordana w Krakowie, jak zabierał mnie na lody do cukierni Sowy, jak opowiadał historie o swoim dzieciństwie podczas wojny. Czy to wszystko już nic dla niego nie znaczyło?

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie ciocia Basia – siostra mamy.

– Zuzia, musimy coś zrobić – powiedziała stanowczo. – Nie możemy pozwolić, żeby Halina całkiem nas od niego odcięła.

Zorganizowaliśmy rodzinne spotkanie – bez dziadka i Haliny. Rozmawialiśmy długo o tym, co powinniśmy zrobić. Jedni chcieli walczyć o kontakt za wszelką cenę, inni mówili: „Trzeba go zostawić w spokoju”.

Ja nie potrafiłam podjąć decyzji.

Minęły miesiące. Dziadek coraz bardziej znikał z naszego życia. Słyszałam plotki od sąsiadów: „Halina nie pozwala mu rozmawiać z rodziną”, „Dziadek Jan sprzedał dom i wszystko przepisał na nową żonę”.

Czułam się zdradzona i opuszczona. Ale najbardziej bolało mnie to, że nigdy nie usłyszałam od niego wyjaśnienia – prawdziwego powodu tej zmiany.

Czasem zastanawiam się: czy gdybym była bardziej wyrozumiała? Może powinnam była spróbować porozmawiać z Haliną? Może dziadek naprawdę bał się samotności bardziej niż czegokolwiek innego?

Dziś mijam jego dom i widzę przez okno światło w kuchni. Czasem mam ochotę zapukać i zapytać: „Dziadku, czy jeszcze o nas pamiętasz?” Ale boję się odpowiedzi.

Czy można wybaczyć komuś, kto odwrócił się od własnej rodziny? Czy samotność usprawiedliwia zdradę najbliższych? Może każdy z nas kiedyś stanie przed takim wyborem…