Kiedy był na szczycie, zapomniał o mnie. Teraz, gdy upada, przypomina sobie, że byliśmy małżeństwem

– Naprawdę nie rozumiesz? – mój głos drżał, a w oczach miałam łzy. Stałam w kuchni, ściskając kubek z zimną już herbatą. Michał patrzył na mnie z tym swoim starym, dobrze znanym spojrzeniem – trochę zaskoczonym, trochę zniecierpliwionym. – Przecież zawsze byłem przy tobie – odpowiedział cicho, jakby sam nie wierzył w to, co mówi.

To był jeden z tych wieczorów, kiedy Warszawa za oknem pulsowała światłami, a ja czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek. Nasze mieszkanie na Mokotowie kiedyś tętniło życiem – śmiechem, rozmowami do późna, wspólnym gotowaniem. Teraz cisza była gęsta jak mgła.

Poznaliśmy się na studiach. Michał był duszą towarzystwa – zawsze otoczony ludźmi, z błyskiem w oku i żartem na ustach. Mnie przyciągnęła jego pewność siebie i to, jak potrafił sprawić, że czułam się wyjątkowa. Przynosił mi kawę na zajęcia, pisał liściki i zostawiał je w mojej torbie. Kiedy poprosił mnie o rękę na dachu starej kamienicy przy Nowym Świecie, byłam pewna, że to początek najpiękniejszej historii mojego życia.

Przez pierwsze lata byliśmy nierozłączni. Michał zaczynał pracę w dużej firmie konsultingowej, ja uczyłam polskiego w liceum. Nie mieliśmy wiele pieniędzy, ale mieliśmy siebie. Wieczorami opowiadał mi o swoich marzeniach – własna firma, podróże, dom z ogrodem pod Warszawą. Wierzyłam w niego bezgranicznie.

Wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy Michał dostał awans. Nagle pojawiły się służbowe kolacje, wyjazdy do Londynu i Berlina, nowe znajomości. Coraz częściej wracał późno, pachniał drogimi perfumami i mówił o ludziach, których nie znałam. Kiedyś pytał mnie o zdanie w każdej sprawie – teraz miałam wrażenie, że moje opinie go nudzą.

– Muszę się rozwijać – powtarzał. – Robię to dla nas.

Ale coraz rzadziej byliśmy „my”. Zaczęłam czuć się jak cień we własnym domu. Przestał zauważać moje nowe sukienki, nie pamiętał o rocznicach. Gdy próbowałam rozmawiać o tym, zbywał mnie żartem albo milczeniem.

Najgorsze były święta u moich rodziców w Lublinie. Michał siedział przy stole z telefonem w ręku, odpisując na maile nawet podczas dzielenia się opłatkiem. Mama patrzyła na mnie z troską, a ja udawałam przed wszystkimi, że wszystko jest w porządku.

Pewnego wieczoru wrócił do domu po północy. Byłam już w łóżku, ale nie spałam. Usłyszałam jego rozmowę przez telefon – śmiał się cicho do słuchawki, mówił coś o „świetnej imprezie” i „nowych kontaktach”. Poczułam ukłucie zazdrości i rozpaczy.

– Z kim rozmawiasz? – zapytałam cicho.
– Z Tomkiem z pracy – odpowiedział bez mrugnięcia okiem.

Nie uwierzyłam mu wtedy. Ale nie miałam dowodów na nic więcej niż obojętność.

Z czasem przestałam pytać. Zajęłam się sobą – wróciłam do malowania, zaczęłam biegać po Łazienkach. Czułam się wolna i samotna jednocześnie. Michał coraz częściej wyjeżdżał na weekendy „służbowo”. W domu zostawały tylko jego garnitury i zapach perfum.

Aż pewnego dnia wszystko się zmieniło. Michała zwolniono z pracy – firma straciła ważnego klienta i zaczęły się redukcje. Przyszedł do domu blady jak ściana.

– Straciłem wszystko – powiedział drżącym głosem.

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Widziałam w jego oczach strach i bezradność – pierwszy raz od lat.

Od tamtej pory Michał zaczął spędzać więcej czasu w domu. Nagle przypomniał sobie o naszych wspólnych śniadaniach, o tym jak lubię kawę z mlekiem i cynamonem. Zaczął pytać mnie o zdanie w sprawach codziennych: „Co myślisz o tej ofercie pracy?”, „Może pojedziemy gdzieś razem?”.

Ale ja już nie byłam tą samą osobą co kiedyś. Zbyt wiele razy czułam się niewidzialna i niepotrzebna.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole. Michał spojrzał mi prosto w oczy:
– Wiem, że cię zawiodłem. Potrzebuję cię teraz bardziej niż kiedykolwiek.

Zacisnęłam dłonie na filiżance.
– A gdzie byłeś wtedy, kiedy ja cię potrzebowałam?

Nie odpowiedział od razu. Widziałam łzy w jego oczach – pierwszy raz od naszego ślubu.

Minęły tygodnie. Michał próbował naprawić to, co zostało między nami zniszczone przez lata obojętności i egoizmu. Ale ja już nie potrafiłam mu zaufać tak jak dawniej.

Czasem zastanawiam się: czy można odbudować coś, co przez lata było niszczone kawałek po kawałku? Czy miłość może przetrwać wszystko? A może są granice wybaczenia?

Może to właśnie jest najtrudniejsze – znaleźć w sobie odwagę, by powiedzieć „dość”, nawet jeśli serce nadal tęskni za dawnym szczęściem.