Kiedy brat staje się obcy: Historia zdrady, bólu i walki o godność matki
— Damian, nie możesz tego zrobić! — krzyknęłam, czując jak głos łamie mi się w gardle. Stałam w kuchni, trzymając w rękach kubek z zimną już herbatą. Mama leżała w pokoju obok, zbyt słaba, by podnieść się z łóżka. Damian patrzył na mnie z chłodną obojętnością, jakbyśmy byli sobie zupełnie obcy.
— Iwona, nie przesadzaj. Dom jest za duży, mama i tak nie będzie tu mieszkać wiecznie. Lepiej sprzedać póki coś jest wart — powiedział, wzruszając ramionami. W jego głosie nie było ani cienia współczucia.
Nie mogłam uwierzyć, że to mówi mój brat. Ten sam Damian, z którym bawiliśmy się w ogrodzie, chowając się przed deszczem pod starym orzechem. Ten sam, który kiedyś płakał, gdy mama skaleczyła się nożem i musiała jechać do szpitala. Teraz stał przede mną ktoś zupełnie inny — zimny, wyrachowany człowiek, który myśli tylko o pieniądzach.
Mama zachorowała nagle. Najpierw były tylko bóle głowy i zmęczenie, potem przyszły zawroty, aż w końcu lekarz postawił diagnozę: guz mózgu. Świat mi się zawalił. Damian przyjechał raz do szpitala, przyniósł kwiaty i czekoladki, a potem zniknął. Zostawił mnie samą z mamą, jej lękiem i bezsilnością.
Przez miesiące opiekowałam się nią sama. Przewijałam ją, karmiłam, podawałam leki. Nocami płakałam po cichu w łazience, żeby mama nie słyszała. Czułam się jak w pułapce — kochałam mamę nad życie, ale byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Pisałam do Damiana wiadomości: „Przyjedź na weekend”, „Mama pyta o ciebie”, „Nie daję już rady sama”. Odpowiadał krótko: „Nie mogę”, „Mam pracę”, „Załatw opiekunkę”.
W końcu przestałam prosić. Zrozumiałam, że nie mogę liczyć na brata. Ale nie spodziewałam się tego, co stało się później.
Pewnego dnia Damian zadzwonił i powiedział: — Iwona, musimy porozmawiać o domu. Mam kupca.
Zatkało mnie. — Jakiego kupca? To dom mamy!
— Przecież ona już tu nie mieszka naprawdę. Ty też nie dasz rady długo tu być. Sprzedamy dom i podzielimy się pieniędzmi.
— Damian! Mama żyje! To jej dom! — krzyczałam do słuchawki, ale on już się rozłączył.
Tego wieczoru długo siedziałam przy łóżku mamy. Patrzyła na mnie smutnymi oczami.
— Nie chcę nigdzie iść, Iwonko — wyszeptała. — To mój dom…
Pogłaskałam ją po ręce i obiecałam: — Nikt cię stąd nie wyrzuci, mamo. Obiecuję.
Ale w środku czułam strach. Bałam się Damiana — jego uporu i bezwzględności. Bałam się też własnej bezsilności.
Następnego dnia Damian przyszedł z jakimś mężczyzną w garniturze. Bez słowa przeszli przez dom, zaglądali do pokoi, rozmawiali półgłosem o „potencjale inwestycyjnym”. Mama leżała w łóżku i płakała cicho.
Po ich wyjściu zadzwoniłam do cioci Basi, siostry mamy. Przyjechała natychmiast.
— Nie pozwól mu tego zrobić — powiedziała stanowczo. — To dom twojej mamy! Jeśli trzeba, pójdziemy do sądu.
Wtedy pierwszy raz poczułam ulgę — nie byłam już sama.
Damian przestał odbierać moje telefony. Przysyłał tylko krótkie SMS-y: „To dla waszego dobra”, „Nie rozumiesz sytuacji”, „Nie będę się z tobą kłócił”.
Mama coraz bardziej gasła. Czasem pytała: — Myślisz, że Damian jeszcze przyjdzie?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jak powiedzieć matce, że jej syn wybrał pieniądze zamiast rodziny?
W końcu przyszło pismo od notariusza — Damian chce wszcząć postępowanie o zniesienie współwłasności domu. To był cios prosto w serce.
Wtedy przestałyśmy mówić o Damianie. Mama nie chciała już słyszeć jego imienia. Ja też nie potrafiłam o nim myśleć inaczej niż jak o kimś obcym.
Opiekowałam się mamą do końca jej dni. Umarła spokojnie w swoim pokoju, patrząc na ogród za oknem. Trzymałam ją za rękę i szeptałam: — Kocham cię, mamo…
Po pogrzebie Damian pojawił się na chwilę. Stał z boku, nie podszedł nawet do trumny. Wyszedł pierwszy z cmentarza.
Od tamtej pory nie rozmawialiśmy ani razu.
Czasem zastanawiam się, czy mogłam zrobić coś inaczej. Czy powinnam była bardziej walczyć o brata? Czy rodzina to tylko więzy krwi? A może czasem trzeba postawić granicę dla własnego dobra?
Czy można wybaczyć komuś taką zdradę? Czy warto próbować odbudować coś, co zostało zniszczone przez chciwość i egoizm?
Może nigdy nie znajdę odpowiedzi na te pytania… Ale wiem jedno: zrobiłam wszystko, by mama mogła odejść z godnością i spokojem we własnym domu.
A wy? Gdzie stawiacie granicę między lojalnością wobec rodziny a szacunkiem do samego siebie?