Idźcie, a ja was dogonię – Historia o rodzinnych sekretach i rozczarowaniach

– Idźcie, a ja was dogonię – powiedział Marek, zerkając na zegarek i nerwowo poprawiając mankiet koszuli. Stałam w przedpokoju z synem, trzymając go za rękę. Michał miał wtedy dziesięć lat i tego dnia miał wystąpić w szkolnym przedstawieniu. Dla niego to był wielki dzień – dla mnie też. Przez ostatnie tygodnie ćwiczył swoją rolę, a ja szyłam mu kostium do późnych godzin nocnych. Marek obiecał, że będzie z nami, że nie przegapi tego momentu. Ale kiedy spojrzałam mu w oczy tamtego poranka, zobaczyłam w nich coś obcego – cień, którego wcześniej nie znałam.

– Tato, chodź już! Spóźnimy się! – Michał szarpał go za rękaw, a ja czułam narastający niepokój. Marek odsunął się o krok.

– Muszę jeszcze coś załatwić w pracy. Idźcie pierwsi, zaraz dołączę – powiedział z wymuszonym uśmiechem. Wtedy jeszcze wierzyłam, że naprawdę nas dogoni. Że to tylko chwilowa przeszkoda, że przecież rodzina jest najważniejsza.

Wyszliśmy z Michałem na klatkę schodową. Słyszałam za sobą trzask zamykanych drzwi i przez chwilę miałam ochotę wrócić, zapytać go wprost: „Co się dzieje? Dlaczego nas unikasz?” Ale nie zrobiłam tego. Może bałam się odpowiedzi.

W szkole Michał był niespokojny. Co chwilę zerkał na drzwi sali gimnastycznej, wypatrując ojca. Przedstawienie zaczęło się bez Marka. Siedziałam na twardym krześle, ściskając dłonie tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Gdy Michał wyszedł na scenę, widziałam w jego oczach rozczarowanie. Grał swoją rolę najlepiej jak potrafił, ale po występie nie pobiegł do mnie z uśmiechem – tylko zapytał cicho:

– Mama… Tata przyjdzie?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przytuliłam go mocno i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.

Po powrocie do domu Marka nie było. Zostawił kartkę na stole: „Musiałem wyjechać służbowo. Wrócę późno.”

To był początek końca. Przez kolejne dni Marek coraz częściej znikał z domu pod pretekstem pracy. Unikał rozmów, nie patrzył mi w oczy. Zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak. Przeszukiwałam jego rzeczy, szukałam śladów zdrady – perfumy na koszuli, wiadomości w telefonie. Niczego nie znalazłam, ale intuicja podpowiadała mi najgorsze.

Któregoś wieczoru usiadłam naprzeciwko niego przy kuchennym stole.

– Marek, powiedz mi prawdę. Co się dzieje? – zapytałam drżącym głosem.

Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Nie wiem… Po prostu… Czuję się jakby mnie tu nie było. Potrzebuję czasu dla siebie.

– Dla siebie? A co z nami? Z Michałem?

Wzruszył ramionami i odwrócił wzrok ku oknu.

– Nie wiem już, czego chcę.

Te słowa bolały bardziej niż jakiekolwiek wyznanie zdrady. Poczułam się niewidzialna – jakby cały nasz wspólny świat nagle przestał istnieć.

Michał coraz częściej zamykał się w swoim pokoju. Przestał rozmawiać ze mną o szkole, o kolegach. Pewnego dnia znalazłam go płaczącego pod kołdrą.

– Mama… Tata już nas nie kocha?

Nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Przytuliłam go i obiecałam, że wszystko będzie dobrze – choć sama w to nie wierzyłam.

Marek wyprowadził się miesiąc później. Spakował walizkę w milczeniu, nawet nie próbował się tłumaczyć. Michał patrzył na niego szeroko otwartymi oczami pełnymi łez.

– Tato… Zostaniesz?

Marek tylko pokręcił głową i wyszedł bez słowa.

Zostałyśmy sami. Każdy dzień był walką – o normalność, o uśmiech syna, o własną godność. Ludzie wokół szeptali za plecami: „Zostawił ją dla innej”, „Na pewno coś przeskrobała”. Nikt nie wiedział, jak bardzo bolało mnie każde takie spojrzenie.

Wieczorami siadałam przy oknie i patrzyłam na puste miejsce na parkingu pod blokiem – tam gdzie zawsze stał samochód Marka. Czasem łudziłam się, że jeszcze wróci, że wszystko da się naprawić. Ale z każdym dniem nadzieja gasła coraz bardziej.

Któregoś dnia zadzwoniła do mnie teściowa.

– Aniu… Marek jest u mnie. Nie wiem, co mam robić… On mówi, że nie potrafi już wrócić do dawnego życia.

Poczułam złość i bezsilność jednocześnie.

– A my? My już się nie liczymy?

– On potrzebuje czasu…

Czas… Jak długo można czekać na kogoś, kto sam nie wie, czego chce?

Michał dorastał szybciej niż jego rówieśnicy. Stał się zamknięty w sobie, nieufny wobec ludzi. Często pytał o ojca – a ja za każdym razem musiałam wymyślać nowe odpowiedzi.

Minęły lata. Dziś Michał jest już dorosły – studiuje w Warszawie i rzadko bywa w domu. Nasza relacja jest trudna – czasem mam wrażenie, że nigdy mi nie wybaczył tego, co się stało. Że obwinia mnie za odejście ojca.

Często wracam myślami do tamtego poranka: do słów „Idźcie, a ja was dogonię”. Czy mogłam wtedy zrobić coś inaczej? Czy powinnam była walczyć bardziej? A może po prostu nie da się zatrzymać kogoś, kto już dawno odszedł sercem?

Może każdy z nas nosi w sobie jakieś sekrety i rozczarowania, które nigdy nie znajdą odpowiedzi? Czy można jeszcze odbudować zaufanie po tylu latach bólu? Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można kogoś dogonić, jeśli samemu stoi się w miejscu?