Dziwny odpoczynek u teściowej: Dlaczego już tam nie wrócę
— Naprawdę musisz znowu kupować te pierogi? — głos teściowej przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy stole, trzymając plastikową torbę z pierogami z miejscowego baru mlecznego. Moje dzieci już czekały głodne, a mąż nerwowo przestępował z nogi na nogę. Jadwiga Nowak, moja teściowa, patrzyła na mnie z takim wyrzutem, jakby właśnie zobaczyła, że podpalam jej dom.
— Mamo, dzieci są głodne, a nie chcą jeść tych twoich flaków — próbował tłumaczyć mój mąż Paweł, ale jego głos był cichy i niepewny. Jadwiga tylko prychnęła i odwróciła się do garnków.
Przyjechaliśmy do niej na wieś na tydzień. Miało być spokojnie, sielsko, rodzinnie. Miałam nadzieję, że dzieci pobiegają po podwórku, a ja odpocznę od miejskiego zgiełku. Ale już pierwszego dnia poczułam się jak intruz. Jadwiga gotowała swoje „specjały”: flaki, kaszankę, kapuśniak z taką ilością tłuszczu, że łyżka stała pionowo. Dzieci kręciły nosem, ja próbowałam być miła, ale po trzeciej próbie przełknięcia kaszanki miałam dość.
— Kiedyś to dzieci jadły wszystko! — rzuciła teściowa z goryczą. — Teraz tylko fast foody i gotowe żarcie!
— Mamo, to nie fast food, tylko pierogi ruskie — próbował żartować Paweł. Ale Jadwiga nie znała żartów. W jej oczach byłam leniwą matką, która nie potrafi zadbać o rodzinę.
Każdy dzień był walką o przetrwanie. Rano budził nas dźwięk garnków i głośne narzekania: — Kto mi tu nabrudził w kuchni? — albo — Znowu ktoś zostawił otwarte drzwi do spiżarni!
Dzieci bały się wejść do kuchni. Zamiast biegać po ogrodzie, siedziały ze mną w pokoju i grały na telefonach. Paweł próbował łagodzić sytuację, ale sam coraz częściej wychodził „na spacer” z psem.
Pewnego popołudnia usłyszałam rozmowę teściowej przez telefon:
— Ona nic nie robi! Siedzi tylko i patrzy w ten swój telefon! Dzieci rozpuszczone, nawet nie chcą spróbować mojej zupy! — mówiła do swojej siostry.
Zrobiło mi się przykro. Przecież starałam się być uprzejma. Pomagałam w kuchni, sprzątałam po dzieciach, nawet próbowałam rozmawiać o jej ogrodzie. Ale wszystko było źle.
Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Jadwiga nalała wszystkim talerze kapuśniaku.
— Spróbuj chociaż trochę — powiedziała do mojej córki Oli.
Ola spojrzała na mnie błagalnie.
— Babciu, ja nie lubię kapusty…
— Bo twoja mama cię źle wychowała! — wybuchła teściowa.
Zamarłam. Paweł spuścił głowę. Przez chwilę panowała cisza tak gęsta, że można by ją kroić nożem.
— Mamo, proszę… — zaczął Paweł.
— Nie! Ja się staram, gotuję, a wy tylko narzekacie! — krzyczała Jadwiga.
Wyszłam z kuchni i zamknęłam się w pokoju. Łzy same napływały mi do oczu. Czułam się upokorzona i bezsilna. Przecież chciałam tylko spędzić spokojny tydzień z rodziną.
Następnego dnia postanowiłam zabrać dzieci na wycieczkę do pobliskiego miasteczka. Chciałam choć na chwilę odetchnąć od tej atmosfery. Jadwiga patrzyła na nas spod byka:
— Po co tam jedziecie? Tutaj macie wszystko!
Nie odpowiedziałam. W samochodzie dzieci odetchnęły z ulgą.
— Mamo, kiedy wracamy do domu? — zapytała Ola.
— Jeszcze tylko trzy dni…
Ale te trzy dni ciągnęły się jak wieczność. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub cichym wyrzutem. Nawet Paweł zaczął unikać matki.
Ostatniego dnia przed wyjazdem Jadwiga przyszła do naszego pokoju.
— Myślałam, że będziecie się cieszyć z tego pobytu… Ale widzę, że wam tu źle — powiedziała cicho.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Może powinnam była być bardziej cierpliwa? Może powinnam była udawać wdzięczność?
Kiedy pakowaliśmy walizki, poczułam ulgę. W samochodzie panowała cisza. Każdy był zamyślony.
Teraz, kiedy minęło już kilka tygodni od tej wizyty, wciąż czuję żal i rozczarowanie. Czy naprawdę tak trudno zaakceptować różnice między pokoleniami? Czy rodzina musi oznaczać ciągłe poświęcenie i rezygnację z siebie?
Może powinnam była powiedzieć coś więcej? Może powinnam była postawić granice wcześniej? A może to po prostu nie jest miejsce dla mnie i mojej rodziny?
Czasem zastanawiam się: czy każda wizyta u teściowej musi kończyć się łzami? Czy można znaleźć sposób na prawdziwy rodzinny odpoczynek bez udawania i bólu?