Dzień, w którym zobaczyłam prawdziwe oblicze mojej teściowej

– Anna, czy ty naprawdę musisz tak wszystko komplikować? – głos Mileny przeszył powietrze niczym zimny wiatr, kiedy tylko przekroczyłam próg jej mieszkania w Sarajewie. Stałam w korytarzu, ściskając w rękach torbę z prezentami, które wybrałam z myślą o niej. Damir, mój mąż, już zniknął w kuchni, zostawiając mnie samą na pastwę tej kobiety, która od lat była dla mnie zagadką.

Przez chwilę miałam ochotę cofnąć się i wyjść, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Przyjechaliśmy tu specjalnie na jej urodziny, pokonując setki kilometrów z Poznania, gdzie Damir został przeniesiony w ramach swojej wojskowej służby. Każda nasza przeprowadzka była dla mnie wyzwaniem, ale zawsze powtarzałam sobie, że robię to dla niego – i dla naszej rodziny. Jednak Milena nigdy nie dawała mi odczuć, że jestem jej częścią.

– Przepraszam, nie chciałam… – zaczęłam niepewnie, ale przerwała mi gestem dłoni.

– Zawsze coś nie tak, zawsze coś nie po twojemu. Damir był inny, zanim cię poznał – powiedziała cicho, ale z wyraźnym wyrzutem.

Zacisnęłam usta. Ile razy już to słyszałam? Że zmieniłam jej syna, że zabrałam go z domu, że nie jestem wystarczająco dobra. Próbowałam wszystkiego: gotowałam jej ulubione potrawy, wysyłałam kartki na święta, dzwoniłam, nawet kiedy nie miałam na to ochoty. Ale ona zawsze znajdowała powód, by mnie zranić.

Tego dnia atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą. W salonie czekał już stół zastawiony do obiadu, a na nim ciasto, które upiekłam specjalnie dla Mileny. Miała urodziny – chciałam, żeby poczuła się wyjątkowo. Ale ona tylko rzuciła okiem na wypiek i skrzywiła się.

– Wiesz, Anna, ja nie jem takich rzeczy. Za słodkie. – Jej słowa były jak policzek.

Damir spojrzał na mnie z zakłopotaniem, ale nie powiedział nic. Zawsze tak było – wolał unikać konfliktów, szczególnie z matką. Czułam się coraz bardziej samotna, jakbym była intruzem w ich świecie.

Po obiedzie Milena zaprosiła mnie do kuchni pod pretekstem pomocy przy zmywaniu. Wiedziałam, że to nie będzie zwykła rozmowa.

– Anna, muszę być szczera. Nie rozumiem, dlaczego Damir wybrał właśnie ciebie. Jesteś inna. Nie pasujesz do naszej rodziny. – Jej głos był spokojny, ale każde słowo wbijało się we mnie jak igła.

– Staram się… Naprawdę się staram – wyszeptałam, czując łzy pod powiekami.

– Może za bardzo się starasz? Może czasem lepiej po prostu odejść? – Jej spojrzenie było zimne, nieprzeniknione.

W tej chwili poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce. Przez lata próbowałam zdobyć jej akceptację, a ona właśnie powiedziała mi wprost, że nigdy jej nie dostanę. Wyszłam z kuchni, nie oglądając się za siebie. Damir siedział na balkonie, patrząc na góry. Usiadłam obok niego i przez chwilę milczeliśmy.

– Co się stało? – zapytał cicho.

– Twoja mama… Ona nie chce mnie tutaj. Nigdy nie chciała – odpowiedziałam drżącym głosem.

Damir westchnął ciężko.

– Wiem. Ale ona się nie zmieni. Musisz to zaakceptować.

Te słowa bolały bardziej niż wszystko, co powiedziała Milena. Czy naprawdę miałam się pogodzić z tym, że nigdy nie będę częścią tej rodziny? Czy to była cena za miłość do Damira?

Wieczorem, kiedy wszyscy już spali, długo leżałam w łóżku, wsłuchując się w ciszę sarajewskiej nocy. Przypomniałam sobie wszystkie chwile, kiedy próbowałam zbliżyć się do Mileny: nasze pierwsze spotkanie, kiedy podała mi rękę bez uśmiechu; święta Bożego Narodzenia, podczas których siedziałam przy stole jak gość, a nie jak synowa; rozmowy przez telefon, które zawsze kończyły się niezręczną ciszą.

Zastanawiałam się, czy to ze mną jest coś nie tak. Może rzeczywiście nie pasuję do ich świata? Może powinnam przestać się starać?

Następnego dnia rano Milena zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. Uśmiechała się do Damira, rozmawiała z sąsiadką przez telefon, a mnie traktowała jak powietrze. Poczułam się przezroczysta, niewidzialna.

Podczas śniadania Damir próbował rozładować atmosferę.

– Mamo, Anna upiekła twoje ulubione ciasto. Spróbujesz?

Milena spojrzała na mnie z wyższością.

– Może później. Teraz nie mam ochoty.

Wtedy coś we mnie pękło. Wstałam od stołu i wyszłam na balkon. Łzy same napłynęły mi do oczu. Wiedziałam, że nie mogę już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.

Po powrocie do Poznania długo rozmawiałam z Damiem. Powiedziałam mu wszystko – o bólu, o poczuciu odrzucenia, o tym, jak bardzo mnie to niszczy.

– Anna, kocham cię. Ale nie mogę zmusić mamy, żeby cię zaakceptowała. Musimy żyć swoim życiem – powiedział spokojnie.

Zrozumiałam wtedy, że czasem nie da się zdobyć czyjejś miłości i akceptacji, nawet jeśli bardzo się staramy. Musiałam nauczyć się żyć z tym bólem i nie pozwolić, by zniszczył naszą rodzinę.

Często wracam myślami do tamtego dnia w Sarajewie. Zastanawiam się, czy mogłam zrobić coś inaczej. Czy warto walczyć o czyjąś akceptację za wszelką cenę? A może czasem trzeba po prostu odpuścić i zacząć żyć dla siebie?