Dziecięce Rany: Opowieść o Rodzinnych Bliznach

— Kuba, śniadanie! — krzyknęłam, starając się, by mój głos zabrzmiał pogodnie, choć w środku już czułam narastające napięcie. Rozłożyłam kaszę po talerzach, a na talerzu Kuby narysowałam uśmiechniętą buźkę dżemem, jak robiłam to zawsze, gdy był mały. Może to głupie, ale miałam nadzieję, że choć trochę poprawi mu to humor. Nalewając do filiżanek świeżo zaparzoną herbatę, zawołałam jeszcze raz: — Mężczyźni! Śniadanie gotowe!

Mój mąż, Andrzej, wszedł do kuchni z gazetą pod pachą, jakby był tu tylko gościem. Kuba usiadł przy stole i niechętnie spojrzał na talerz. — Nie lubię kaszy — burknął, odwracając wzrok.

— Co za nowość? Owsianka jest zdrowa. Jak chcesz iść na lodowisko, to najpierw trzeba porządnie zjeść — odpowiedziałam automatycznie, choć już czułam, że zaraz wybuchnie kolejna awantura.

— Zawsze musisz wszystko narzucać! — rzucił Kuba, a jego oczy błysnęły gniewem. Andrzej nawet nie podniósł wzroku znad gazety.

— Kuba, nie zaczynaj — powiedziałam cicho, próbując nie dopuścić do eskalacji. Ale on już wstał od stołu.

— Nie będę tego jadł! — krzyknął i wybiegł z kuchni.

Zostałam sama z Andrzejem i jego milczeniem. Przez chwilę patrzyłam na parującą kaszę, na której dżemowa buźka powoli się rozmywała. Poczułam znajome ukłucie w sercu — to samo, które czułam jako dziecko, gdy moja matka krzyczała na mnie za byle co.

— Może powinnaś być dla niego bardziej stanowcza — mruknął Andrzej bez emocji.

— Może ty byś się nim czasem zajął? — odparłam ostrzej, niż zamierzałam. W odpowiedzi usłyszałam tylko szelest przewracanej strony gazety.

Wyszłam z kuchni i poszłam do pokoju Kuby. Siedział na łóżku ze słuchawkami na uszach, zapatrzony w ekran telefonu. Przysiadłam obok niego.

— Kuba…

— Zostaw mnie! — rzucił bez patrzenia na mnie.

Zacisnęłam pięści. Chciałam go przytulić, powiedzieć mu, że rozumiem jego złość, ale nie umiałam znaleźć słów. W mojej głowie rozbrzmiewały głosy z przeszłości: „Nie płacz! Bądź grzeczna! Dzieci nie mają głosu!”. Czy ja też powtarzam te same błędy?

Wróciłam do kuchni i zaczęłam zmywać naczynia. Woda była gorąca, parzyła dłonie, ale nie przestawałam szorować talerzy. Czułam się bezsilna i winna jednocześnie. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo w małym mieszkaniu na Pradze. Ojciec pił, matka była wiecznie zmęczona i rozdrażniona. Każdego dnia bałam się wracać do domu. Obiecałam sobie wtedy, że moje dziecko nigdy nie będzie się mnie bało.

A jednak…

Po południu Kuba wyszedł bez słowa. Andrzej siedział przed telewizorem, oglądając mecz. Usiadłam obok niego.

— Może byśmy gdzieś razem poszli? — zaproponowałam nieśmiało.

— Daj spokój, Ewa. Po tygodniu pracy chcę odpocząć — odpowiedział nawet na mnie nie patrząc.

Poczułam się niewidzialna. Jakby mnie tu w ogóle nie było. Wstałam i wyszłam na balkon. Zimne powietrze uderzyło mnie w twarz. Patrzyłam na dzieci bawiące się na śniegu pod blokiem i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd.

Wieczorem Kuba wrócił do domu. Był blady i miał zaczerwienione oczy. Usiadł przy stole i zaczął coś rysować w zeszycie.

— Kuba… przepraszam za rano — powiedziałam cicho.

Wzruszył ramionami.

— Nie rozumiesz mnie — wyszeptał.

— Chcę cię zrozumieć… Tylko nie wiem jak — odpowiedziałam bezradnie.

Wtedy spojrzał na mnie pierwszy raz tego dnia. W jego oczach zobaczyłam smutek i coś jeszcze — może strach?

— Boję się… że będę taki jak tata — powiedział nagle.

Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

— Kuba… Tata cię kocha, tylko… czasem nie umie tego okazać — zaczęłam niepewnie.

— Ty też zawsze jesteś smutna — przerwał mi. — Udajesz wesołą tylko rano przy śniadaniu.

Poczułam łzy pod powiekami. Chciałam zaprzeczyć, ale wiedziałam, że ma rację.

— Przepraszam cię… Za wszystko — wyszeptałam i przytuliłam go mocno.

Siedzieliśmy tak długo w ciszy. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że naprawdę jesteśmy razem.

Nocą leżałam w łóżku i myślałam o tym wszystkim. O swoich ranach z dzieciństwa, o tym jak bardzo chciałam być inną matką niż moja własna… a jednak powielałam te same schematy. Czy można przerwać ten łańcuch? Czy wystarczy mi siły?

Czasem zastanawiam się: ile z naszych blizn przekazujemy dalej nieświadomie? Czy można nauczyć się kochać naprawdę – bez lęku i żalu?