Dwa lata po ślubie z rozwodnikiem: Czy nasza miłość przetrwa, gdy jego córka wprowadza się do naszego życia?
– Nie wierzę, Paweł! – krzyknęłam, czując jak serce wali mi jak oszalałe. – Po prostu mi to oznajmiasz? Że Maja ma się do nas wprowadzić? Bez żadnej rozmowy?
Paweł stał w drzwiach kuchni, opierając się o framugę. W jego oczach widziałam zmęczenie i coś jeszcze – może poczucie winy? – Kochanie, nie miałem wyboru. Sylwia wyjeżdża do Niemiec, nie może jej zabrać. Maja nie chce mieszkać z babcią. To tylko na jakiś czas…
Tylko na jakiś czas. Te słowa dźwięczały mi w głowie przez całą noc. Przewracałam się z boku na bok, słysząc zza ściany cichy szloch Pawła. Wiedziałam, że jest rozdarty. Ale ja też byłam. Dwa lata temu przysięgałam mu miłość i wsparcie, ale nikt nie mówił, że będę musiała dzielić nasze ciasne, dwupokojowe mieszkanie z jego zbuntowaną czternastoletnią córką.
Maja pojawiła się w naszym życiu w sobotnie popołudnie. Stała w progu z torbą sportową i plecakiem, patrząc na mnie spod grzywki. – Cześć – rzuciła bez entuzjazmu.
– Cześć, Maju – odpowiedziałam, starając się uśmiechnąć. – Wejdź, pokażę ci twój pokój…
Pokój. W rzeczywistości była to połowa salonu oddzielona regałem z książkami. Maja spojrzała na mnie z pogardą i rzuciła torbę na kanapę.
– Super – mruknęła. – Lepiej niż u babci.
Od początku czułam się jak intruz we własnym domu. Paweł starał się być mediatorem, ale coraz częściej miałam wrażenie, że jestem tą trzecią. Maja ignorowała mnie, rozmawiała tylko z ojcem. Wspólne kolacje zamieniły się w milczące posiłki, podczas których słychać było tylko brzęk sztućców.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Pawła z Mają przez cienką ścianę.
– Tato, ona mnie nie lubi.
– To nieprawda, Maju. Po prostu… musimy się wszyscy przyzwyczaić.
– Ona nie jest moją mamą.
– Wiem… Ale postaraj się dać jej szansę.
Łzy napłynęły mi do oczu. Przecież ja też się starałam! Gotowałam jej ulubione naleśniki, kupiłam nową pościel w jej ulubionym kolorze. Ale wszystko odbijało się od niej jak grochem o ścianę.
Z czasem zaczęły wychodzić na jaw rzeczy, o których Paweł nigdy mi nie mówił. Zauważyłam, że Maja często wraca późno ze szkoły, a jej oceny zaczęły spadać. Pewnego dnia znalazłam w jej plecaku paczkę papierosów.
– To nie moje! – krzyczała, kiedy skonfrontowałam ją z tym znaleziskiem.
– Maju, nie jestem głupia! Martwię się o ciebie!
– Nie jesteś moją matką! – wrzasnęła i trzasnęła drzwiami.
Paweł próbował mnie pocieszyć, ale czułam się coraz bardziej osamotniona. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi: o brudne naczynia, o to kto wynosi śmieci, o to, że Maja nie sprząta po sobie.
Pewnej nocy Paweł wrócił późno z pracy. Siedziałam przy stole z kubkiem zimnej herbaty.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam cicho.
– O czym?
– O nas. O tym wszystkim…
– Wiem, że jest ciężko – westchnął. – Ale ona jest moją córką.
– A ja? Kim ja jestem?
Nie odpowiedział. Widziałam w jego oczach ból i bezradność.
Następnego dnia zadzwoniła Sylwia. Chciała porozmawiać z Mają przez Skype’a. Przez przypadek usłyszałam fragment rozmowy:
– Nie chcę tu być! Tata tylko krzyczy albo siedzi cicho! A ona patrzy na mnie jak na intruza!
– Kochanie… musisz być silna. Niedługo wrócę i wszystko będzie jak dawniej.
Wtedy dotarło do mnie: dla Mai byłam tylko przeszkodą na drodze do odzyskania rodziny sprzed rozwodu.
Zaczęłam unikać domu. Zostawałam dłużej w pracy, spotykałam się z koleżankami na kawie. Paweł zauważył zmianę.
– Co się dzieje? – zapytał pewnego wieczoru.
– Nie wiem już, czy to ma sens…
– Proszę cię, nie zostawiaj mnie teraz.
Wtedy wybuchłam:
– A co ze mną? Czy ktoś tu jeszcze myśli o moich uczuciach?
Maja podsłuchała naszą kłótnię. Następnego dnia znalazłam na stole kartkę: „Nie martw się, wyprowadzam się do babci”.
Paweł był załamany. Przez kilka dni chodziliśmy po domu jak cienie. W końcu zadzwoniła babcia Mai:
– Może powinniście wszyscy porozmawiać? Dla Mai to też trudne…
Zorganizowaliśmy spotkanie u babci. Siedzieliśmy przy stole: ja, Paweł i Maja. Przez długi czas nikt się nie odzywał.
W końcu odezwała się Maja:
– Nienawidzę tego wszystkiego! Chcę mieć normalną rodzinę!
Poczułam łzy pod powiekami.
– Ja też tego chcę – powiedziałam cicho. – Ale musimy spróbować razem…
Paweł objął Maję ramieniem.
– Kochamy cię obie – powiedział spokojnie. – I obie musimy nauczyć się żyć razem.
To był początek trudnej rozmowy. Padło wiele gorzkich słów i łez. Ale pierwszy raz od miesięcy poczułam nadzieję.
Dziś minął rok od tamtego spotkania. Nadal bywają dni pełne napięcia i nieporozumień, ale nauczyliśmy się rozmawiać i słuchać siebie nawzajem. Maja powoli zaczyna mnie akceptować – czasem nawet pyta o radę albo proponuje wspólne wyjście do kina.
Czy nasza miłość przetrwała próbę? Nie wiem jeszcze. Ale wiem jedno: rodzina to nie tylko więzy krwi, ale przede wszystkim codzienna walka o siebie nawzajem.
Czy wy też mieliście kiedyś poczucie bycia obcym we własnym domu? Jak sobie z tym radziliście?