Drzwi, które nie chcą się otworzyć: Historia jednej babci i rodzinnych tajemnic

Zadzwoniłam do drzwi, a w odpowiedzi usłyszałam szybkie kroki. Serce biło mi mocniej niż zwykle, jakby przeczuwało, że ten dzień nie potoczy się tak, jak sobie wymarzyłam. W jednej ręce trzymałam duże pudełko z klockami LEGO – prezent dla mojego wnuczka Antosia, który właśnie skończył dziesięć lat. Dziesięć lat! Pamiętam, jak jeszcze niedawno tuliłam go w ramionach, a teraz jest już taki duży. Ubrałam się w moją najlepszą sukienkę, tę granatową z białym kołnierzykiem, którą zawsze zakładałam na ważne okazje. Chciałam wyglądać godnie – jak babcia, która jest dumna ze swojego wnuka.

Drzwi otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich moja synowa, Agnieszka. Jej twarz była napięta, a oczy – chłodne. Przez chwilę patrzyła na mnie bez słowa, jakby ważyła w myślach każde możliwe powitanie. Za jej plecami słyszałam dziecięcy śmiech i odgłosy zabawy – Antoś musiał już mieć gości.

– Dzień dobry, Agnieszko – powiedziałam cicho, próbując się uśmiechnąć. – Przyniosłam prezent dla Antosia.

– Nie spodziewaliśmy się pani dzisiaj – odpowiedziała chłodno. – Myślałam, że uzgodniłyśmy, że nie będzie pani przychodzić bez zapowiedzi.

Zatkało mnie. Przecież rozmawiałyśmy tydzień temu przez telefon. Mówiłam jej, że bardzo chciałabym być na urodzinach wnuka. Nie zaprosiła mnie wprost, ale też nie zabroniła przyjść. Zresztą… czy naprawdę trzeba zaproszenia, żeby odwiedzić własnego wnuka w dzień jego urodzin?

– Przepraszam, jeśli źle zrozumiałam… – zaczęłam niepewnie. – Chciałam tylko zobaczyć Antosia i dać mu prezent.

Agnieszka westchnęła ciężko i spojrzała gdzieś za mnie, jakby szukała ratunku na klatce schodowej.

– Proszę wejść – powiedziała w końcu niechętnie i odsunęła się od drzwi.

Weszłam do środka. W salonie stał stół zastawiony talerzami z ciastem i kolorowymi kubkami. Dzieci biegały wokół balonów i serpentyn. Antoś siedział na dywanie z kolegami i rozpakowywał prezenty. Gdy mnie zobaczył, jego twarz rozjaśniła się szerokim uśmiechem.

– Babciu! – zawołał i podbiegł do mnie z wyciągniętymi ramionami.

Przytuliłam go mocno, czując łzy napływające do oczu. Był taki ciepły, taki prawdziwy…

– Wszystkiego najlepszego, kochanie – szepnęłam mu do ucha i wręczyłam pudełko z klockami.

– Wow! To te największe! – krzyknął zachwycony. – Dziękuję!

Na chwilę zapomniałam o napięciu między mną a Agnieszką. Ale ona stała z boku i patrzyła na nas z wyraźnym niezadowoleniem.

Po chwili podszedł do mnie mój syn, Paweł. Jego mina była zmieszana.

– Mamo… może porozmawiamy na chwilę? – zaproponował cicho.

Wyszliśmy do kuchni. Paweł zamknął za nami drzwi i oparł się o blat.

– Mamo, wiem, że chcesz dobrze… Ale Agnieszka naprawdę nie lubi niespodziewanych wizyt. Ostatnio jest bardzo zmęczona i wszystko ją denerwuje.

– Pawle… to są urodziny mojego wnuka. Chciałam tylko być częścią tego dnia…

– Rozumiem cię, ale musisz też zrozumieć Agnieszkę. Odkąd tata odszedł… wszystko się zmieniło. Ona czuje się osamotniona w tym wszystkim. Czasem ma wrażenie, że ją oceniasz.

Zamilkłam. Czy naprawdę tak to wyglądało? Czy moje dobre intencje były odbierane jako krytyka? Przecież chciałam tylko pomóc…

Wróciłam do salonu z ciężkim sercem. Antoś już bawił się nowymi klockami z kolegami. Usiadłam na krześle pod oknem i przez chwilę patrzyłam na dziecięcą radość. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie.

Po godzinie zaczęli schodzić się rodzice innych dzieci. Agnieszka zbierała talerze ze stołu i wymieniała uprzejme uśmiechy z gośćmi. Ja siedziałam cicho, czując narastającą samotność.

W końcu podeszła do mnie i powiedziała:

– Pani Marianno… dziękuję za prezent dla Antosia. Ale naprawdę proszę… następnym razem proszę zadzwonić wcześniej.

Poczułam ukłucie żalu.

– Dobrze, Agnieszko – odpowiedziałam cicho. – Nie chciałam sprawić kłopotu.

Wyszłam z mieszkania z poczuciem porażki. Na klatce schodowej usiadłam na chwilę na schodach i pozwoliłam sobie na łzy. Czy naprawdę jestem już tylko dodatkiem do życia mojego syna i wnuka? Czy miejsce babci to tylko rola statysty na rodzinnych uroczystościach?

Wróciłam do pustego mieszkania i długo siedziałam przy oknie, patrząc na rozświetlone okna sąsiadów. W głowie kłębiły mi się pytania: gdzie popełniłam błąd? Czy można jeszcze naprawić relacje z synową? Czy kiedyś znów poczuję się potrzebna?

Może każda rodzina ma swoje zamknięte drzwi i swoje niewypowiedziane żale? A może czasem wystarczy odrobina odwagi, by spróbować je otworzyć na nowo?