Dom podzielony: Cena dumy i uprzedzenia
– To nie jest twoja sprawa, Aniu! – głos Pawła odbił się echem od ścian naszego salonu, a ja poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Stałam przy stole, ściskając w dłoniach kubek z zimną już herbatą, i patrzyłam na niego z niedowierzaniem. – Gdyby nie moi rodzice, nie mielibyśmy nawet na czynsz! – dodał, nie patrząc mi w oczy.
W tej chwili wszystko się zatrzymało. Słowa Pawła rozlały się po pokoju jak trucizna. Przez chwilę miałam ochotę rzucić tym kubkiem o ścianę, ale zamiast tego postawiłam go powoli na stole. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie pozwoliłam im spłynąć. Nie przy nim. Nie teraz.
– Naprawdę tak myślisz? – zapytałam cicho, próbując opanować drżenie głosu.
Paweł westchnął ciężko i odwrócił się do okna. – Po prostu… czasem mam wrażenie, że wszystko zależy od nich. Że bez ich pieniędzy nie dalibyśmy sobie rady.
Wiedziałam, że to prawda. Od dwóch lat mieszkaliśmy w mieszkaniu, które kupili nam jego rodzice. Oni płacili za remont, pomagali z rachunkami, nawet kupili nam samochód. Moja pensja nauczycielki ledwo starczała na codzienne wydatki. Ale nigdy nie sądziłam, że Paweł powie to na głos. Tak po prostu, bez skrupułów.
Wybiegłam z pokoju, zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze. Zamknęłam się w łazience i pozwoliłam łzom płynąć. W głowie słyszałam głos mojej mamy: „Aniu, nie wszystko w życiu mierzy się pieniędzmi. Najważniejsze to być razem”. Ale czy razem znaczyło być zależnym? Czy miłość naprawdę wystarczała?
Wieczorem Paweł próbował mnie przeprosić. – Przepraszam, nie powinienem był tak mówić – mruknął, siadając obok mnie na kanapie. – Po prostu… jestem zmęczony tą sytuacją.
– Ja też jestem zmęczona – odpowiedziałam szczerze. – Ale czy to znaczy, że mamy być wdzięczni za wszystko? Że nie możemy mieć własnego zdania?
Nie odpowiedział. W jego oczach zobaczyłam strach i bezradność. Wiedziałam, że kocha swoich rodziców, ale ich pomoc była dla niego ciężarem. Dla mnie – upokorzeniem.
Kilka dni później teściowa zadzwoniła z zaproszeniem na obiad. Czułam się jak dziecko idące na egzamin. Przy stole atmosfera była napięta. Teść opowiadał o nowym samochodzie, który właśnie kupił dla siebie, a teściowa dopytywała o nasze plany na przyszłość.
– Może powinniście pomyśleć o drugim dziecku? – rzuciła nagle.
Zakrztusiłam się herbatą. Paweł spojrzał na mnie z przerażeniem.
– Mamo, ledwo dajemy sobie radę z jednym…
– Ale przecież macie nasze wsparcie! – przerwała mu teściowa z uśmiechem.
Wtedy nie wytrzymałam.
– Dziękujemy za wszystko, naprawdę – powiedziałam drżącym głosem. – Ale czasem mam wrażenie, że wasza pomoc jest… trochę za duża.
Zapadła cisza. Teściowa spojrzała na mnie zaskoczona.
– Chcesz powiedzieć, że przeszkadza ci nasza obecność? – zapytała chłodno.
– Nie o to chodzi… Po prostu chcielibyśmy czasem podjąć własną decyzję. Nawet jeśli będzie błędna.
Po obiedzie Paweł był wściekły.
– Musiałaś to powiedzieć? Teraz będą mieli do nas żal!
– A ty nie masz żalu do mnie? Za to, że nie zarabiam tyle co twoi rodzice?
Kłóciliśmy się długo w samochodzie. Każde słowo bolało coraz bardziej. W końcu Paweł zatrzymał auto na poboczu i przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
– Może powinniśmy pojechać do twoich rodziców – powiedział nagle cicho.
Zgodziłam się bez słowa.
Moi rodzice mieszkali w małym bloku na obrzeżach miasta. Tata otworzył nam drzwi w starym swetrze, a mama już szykowała kolację. Ich mieszkanie pachniało chlebem i kawą. Było skromnie, ale ciepło.
– Co się stało, Aniu? – zapytała mama, patrząc mi prosto w oczy.
Nie wytrzymałam i rozpłakałam się na jej ramieniu.
– Mamo… ja już nie wiem, co robić…
Mama pogłaskała mnie po włosach.
– Dziecko, życie to nie konkurs na najlepszą rodzinę ani na największe pieniądze. Najważniejsze to być razem i wspierać się nawzajem.
Tata nalał nam herbaty i usiadł obok Pawła.
– Wiesz, synu – zaczął spokojnie – my nigdy nie mieliśmy wiele. Ale zawsze staraliśmy się dać Ani tyle miłości, ile mogliśmy.
Paweł spuścił wzrok.
– Przepraszam… chyba za bardzo polegałem na rodzicach…
Siedzieliśmy razem do późna w nocy. Rozmawialiśmy o wszystkim: o pracy, o dzieciach, o marzeniach i lękach. Po raz pierwszy od dawna poczułam spokój.
Następnego dnia wróciliśmy do domu. Paweł zadzwonił do swoich rodziców i poprosił ich o spotkanie. Tym razem to on mówił pierwszy:
– Mamo, tato… jesteśmy wam wdzięczni za wszystko, ale musimy spróbować żyć na własny rachunek. Nawet jeśli będzie nam trudniej.
Teściowa była rozczarowana, ale teść skinął głową ze zrozumieniem.
Od tamtej pory zaczęliśmy powoli budować nasze życie od nowa. Było ciężko – musieliśmy zacisnąć pasa, zrezygnować z wielu wygód. Ale byliśmy razem. I to dawało mi siłę.
Czasem zastanawiam się, czy duma jest ważniejsza od miłości. Czy warto walczyć o niezależność za wszelką cenę? Może prawdziwa siła tkwi w tym, by umieć przyjąć pomoc bez poczucia winy… Ale czy wtedy naprawdę jesteśmy wolni?