Dom, który miał być nasz: Prawda o rodzinie, pieniądzach i zdradzie

Siedziałam w kuchni, z dłonią zaciśniętą na kubku zimnej już herbaty, kiedy usłyszałam ten dźwięk – metaliczny brzęk kluczy. Teściowa stała w progu, a obok niej mój szwagier, Paweł. „To teraz twoje, Pawle. Zasłużyłeś”, powiedziała, wręczając mu klucze do domu, który przez ostatnie pięć lat nazywałam swoim. Mój mąż, Michał, stał obok nich, z opuszczoną głową, nie patrząc mi w oczy. W jednej chwili cały mój świat się zawalił.

Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. W głowie dudniło mi tylko jedno pytanie: jak mogli mi to zrobić? Przecież to my remontowaliśmy ten dom, to ja przez lata odkładałam każdą złotówkę z pensji nauczycielki, żebyśmy mogli mieć coś swojego. To tutaj urodziła się nasza córka, Zosia. Każdy kąt tego domu był przesiąknięty naszym życiem – śmiechem, kłótniami, cichymi wieczorami przy winie. A teraz miałam to wszystko oddać? Bo teściowa uznała, że Paweł bardziej zasłużył?

„Mamo, ale przecież…” Michał próbował coś powiedzieć, ale jego matka uciszyła go gestem. „Nie zaczynaj. Ty masz żonę i dziecko, dasz sobie radę. Paweł jest sam. Potrzebuje wsparcia. Poza tym to zawsze miał być jego dom.” Słowa te rozcinały powietrze jak nóż.

Poczułam łzy napływające do oczu. Wstałam gwałtownie od stołu i wybiegłam na podwórko. Powietrze było ciężkie od zapachu świeżo skoszonej trawy i rozgrzanego asfaltu. Oparłam się o płot i próbowałam złapać oddech. W głowie miałam mętlik – złość mieszała się z bezsilnością.

Wieczorem Michał wszedł do sypialni. Usiadł na brzegu łóżka i przez chwilę milczał.
– Przepraszam – powiedział w końcu cicho.
– Za co? – zapytałam ostro. – Za to, że nie potrafisz postawić się własnej matce? Za to, że pozwalasz jej decydować o naszym życiu?
– To nie takie proste… Ona zawsze miała ostatnie słowo.
– A ja? Ja się nie liczę?

Nie odpowiedział. Odwrócił się do ściany. Wtedy poczułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej.

Następne dni były jak życie w zawieszeniu. Paweł zaczął przychodzić coraz częściej, oglądał pokoje, rozmawiał z ekipą remontową. Teściowa przynosiła mu ciasta i kawę, jakby już był gospodarzem. Ja chodziłam po domu jak cień, zbierając rzeczy Zosi do kartonów. Każdy przedmiot był jak wyrwany kawałek serca.

Zosia nie rozumiała, dlaczego mama płacze wieczorami w kuchni. „Mamusiu, czemu nie możemy tu zostać?” – pytała cicho. Nie umiałam jej odpowiedzieć.

Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i poszłam do teściowej.
– Pani Anno, proszę mi powiedzieć szczerze: dlaczego? Co takiego zrobiłam?
Spojrzała na mnie chłodno.
– Ty? Nic. Po prostu Paweł jest moim synem tak samo jak Michał. Ale on zawsze był słabszy. Muszę mu pomóc.
– A my? My nie zasługujemy na pomoc?
Wzruszyła ramionami.
– Wy sobie poradzicie.

Wróciłam do domu i zobaczyłam Michała siedzącego przy stole z głową w dłoniach.
– Nie mogę już tak żyć – powiedziałam cicho.
Spojrzał na mnie z bólem w oczach.
– Wiem. Ale nie wiem, co zrobić.

Zaczęliśmy się kłócić coraz częściej. O wszystko – o pieniądze, o przyszłość Zosi, o to, gdzie zamieszkamy. Michał był rozdarty między mną a matką. Ja czułam się zdradzona przez wszystkich: przez niego, przez teściową, nawet przez siebie samą – bo pozwoliłam na to wszystko przez lata milczenia.

Pewnego wieczoru usiadłam przy stole z kartką papieru i zaczęłam pisać list do Michała:
„Nie wiem już, kim jesteśmy dla siebie. Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć to milczenie i brak odwagi. Chciałam domu – nie tylko ścian i dachu nad głową, ale miejsca, gdzie będziemy razem szczęśliwi. Teraz czuję tylko pustkę.”

Nie miałam odwagi mu go dać. Schowałam list do szuflady.

Nadszedł dzień wyprowadzki. Spakowaliśmy rzeczy do starego kombi mojego ojca. Zosia tuliła swoją ulubioną lalkę i patrzyła na mnie wielkimi oczami pełnymi łez.
– Mamusiu, wrócimy tu kiedyś?
Nie umiałam jej odpowiedzieć.

Ostatni raz przeszłam przez puste pokoje naszego domu. Dotknęłam ściany w kuchni – tej samej, przy której Michał oświadczył mi się siedem lat temu. Wszystko przepadło przez czyjąś decyzję i czyjeś tchórzostwo.

Teraz mieszkamy w wynajętym mieszkaniu na obrzeżach miasta. Michał coraz częściej wraca późno z pracy albo wcale nie wraca na noc. Zosia pyta o tatę coraz rzadziej.

Czasem myślę: może powinnam była walczyć bardziej? Może powinnam była odejść wcześniej? Ale wtedy patrzę na Zosię i wiem, że muszę być silna dla niej.

Czy dom to tylko miejsce? Czy można odbudować rodzinę tam, gdzie zabrakło zaufania? Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między sobą a rodziną męża?