Dom, który dzieli: Historia o rodzinnych konfliktach, marzeniach i zdradzie

– Mamo, musimy poważnie porozmawiać – głos Marty drżał, choć próbowała brzmieć stanowczo. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole, na którym jeszcze parowała herbata. Za oknem padał deszcz, a krople bębniły o parapet, jakby chciały zagłuszyć to, co miało paść za chwilę.

– O czym? – zapytałam, choć w środku już czułam niepokój. Ostatnio nasze rozmowy coraz częściej kończyły się kłótnią. Marta była spięta, a ja… ja byłam zmęczona. Zmęczona samotnością po śmierci męża, zmęczona próbami zrozumienia dorosłej córki i jej wyborów.

– Chodzi o dom – zaczęła powoli. – Zastanawialiśmy się z Tomkiem… Może powinnaś go sprzedać? Mogłabyś kupić sobie wygodne mieszkanie w bloku, a resztę pieniędzy przekazać nam na wkład własny. Wiesz, jak trudno teraz młodym kupić mieszkanie…

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Spojrzałam na Martę – moją jedyną córkę, którą wychowywałam sama przez ostatnie dziesięć lat. Jej oczy były zimne, obce. Czy to naprawdę ona?

– To pomysł Emilki? – zapytałam cicho, choć wiedziałam, że to nie ona była inicjatorką. Emilka to żona mojego brata – od zawsze rywalizowałyśmy o wpływ na rodzinę. Ale przecież Marta nigdy nie słuchała jej rad…

– Mamo! – Marta podniosła głos. – To nie ma znaczenia! Chcemy po prostu lepszego życia dla wszystkich. Ty nie musisz już dźwigać tego domu sama. A my… My w końcu moglibyśmy mieć coś swojego.

Poczułam, jak narasta we mnie gniew i żal. Ten dom był wszystkim, co mi zostało po mężu. Każdy kąt krył wspomnienia: śmiech dzieci w ogrodzie, zapach świeżo pieczonego chleba, świąteczne wieczory przy kominku. Jak mogłabym to oddać?

– Nie rozumiesz… – wyszeptałam. – Ja kocham ten dom. To moje życie.

Marta przewróciła oczami.

– Mamo, nie bądź egoistką! My też mamy prawo do szczęścia!

Słowo „egoistka” uderzyło mnie jak policzek. Przez chwilę miałam ochotę wybiec z kuchni i zatrzasnąć za sobą drzwi. Ale zostałam. Patrzyłam na Martę i widziałam w niej siebie sprzed lat – młodą kobietę, która chciała zawojować świat i nie liczyła się z nikim.

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w ciszę starego domu. Każde skrzypnięcie podłogi przypominało mi o tym, co mogę stracić. Czy naprawdę jestem egoistką? Czy powinnam poświęcić swoje szczęście dla dobra córki?

Następnego dnia zadzwoniła Emilka.

– Słyszałam, że Marta z Tomkiem mają plan – powiedziała z udawaną troską. – Wiesz, teraz mieszkania są takie drogie… Może rzeczywiście powinnaś pomyśleć o sprzedaży? W bloku byłoby ci łatwiej.

Zacisnęłam pięści.

– Emilko, to nie twoja sprawa – odpowiedziałam chłodno.

Po tej rozmowie czułam się jeszcze bardziej osamotniona. Wydawało mi się, że wszyscy są przeciwko mnie. Nawet mój brat zaczął mnie przekonywać:

– Zosia, pomyśl rozsądnie! Jesteś sama w tym wielkim domu. Po co ci tyle miejsca?

Ale nikt nie rozumiał, że ten dom to nie tylko ściany i dach. To historia mojej rodziny.

Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była napięta. Marta coraz rzadziej do mnie dzwoniła. Kiedy przychodziła z Tomkiem, rozmawiali szeptem w przedpokoju. Czułam się jak intruz we własnym życiu.

Pewnego dnia znalazłam ogłoszenie w skrzynce: „Kupię dom w dobrej lokalizacji”. Ktoś musiał je tam wrzucić specjalnie dla mnie. Może Marta? Może Emilka? Poczułam się zdradzona.

Zaczęłam rozmawiać z sąsiadką, panią Haliną.

– Zosiu, nie daj się! – powiedziała stanowczo. – To twój dom! Jeśli go sprzedasz, już nigdy nie odzyskasz tych wspomnień.

Ale czy wspomnienia wystarczą do życia?

W końcu postanowiłam porozmawiać z Martą jeszcze raz.

– Córko – zaczęłam spokojnie – wiem, że chcesz dla siebie lepszego życia. Ale czy naprawdę musisz zabierać mi mój dom?

Marta spuściła wzrok.

– Mamo… My po prostu nie mamy innego wyjścia.

– Zawsze jest jakieś wyjście – odpowiedziałam cicho.

Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu. Widziałam łzy w jej oczach i poczułam ukłucie winy.

Może rzeczywiście jestem egoistką? Może powinnam pomóc córce?

Ale czy można budować szczęście na cudzym nieszczęściu?

Dziś siedzę przy tym samym stole i patrzę na ogród za oknem. Dom jest cichy jak nigdy dotąd. Marta przestała się odzywać. Czuję pustkę i żal… Ale też ulgę – bo dom nadal jest mój.

Czy dobrze zrobiłam? Czy matka powinna poświęcić wszystko dla dziecka? A może czasem trzeba postawić granicę? Nie wiem… Może wy mi powiecie.