Dlaczego jej nienawidziłem… Historia o zgniecionej kartce, rodzinnych sekretach i zdradzie

Zgnieciona kartka leżała w szufladzie jej biurka — obok wypowiedzenia. Dziwne uczucie ścisnęło mnie w piersi, jakby ten kawałek papieru czekał tam specjalnie na mnie. Wziąłem go i nagle przypomniałem sobie dzieciństwo w Poznaniu, kiedy z kolegami bawiliśmy się w szpiegów. Pisaliśmy tajne wiadomości mlekiem na papierze, a potem odczytywaliśmy je, podgrzewając nad ogniem. Kiedyś myślałem, że dorosłość będzie prostsza — że wszystko da się wyjaśnić jednym spojrzeniem, jednym słowem. Ale teraz, stojąc w naszym wspólnym mieszkaniu na Jeżycach, czułem się jak dziecko, które odkryło coś, czego nie powinno widzieć.

— Co robisz przy moim biurku? — głos Magdy był zimny jak lód. Odwróciłem się powoli, trzymając kartkę w ręku. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Jej oczy były ciemne i nieprzeniknione.

— Znalazłem to — powiedziałem cicho, pokazując jej kartkę. — I wypowiedzenie. Chciałaś mi coś powiedzieć?

Magda wzruszyła ramionami, jakby to wszystko nie miało znaczenia.

— To tylko papier. Nic ważnego.

Ale wiedziałem, że kłamie. Zawsze potrafiłem wyczuć, kiedy coś ukrywała. Przez dziesięć lat naszego małżeństwa nauczyłem się czytać jej gesty lepiej niż własne myśli. Ale tym razem czułem się bezradny.

Wróciłem do kuchni i usiadłem przy stole. Kartka leżała przede mną jak dowód rzeczowy w sprawie o zdradę. Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy naprawdę szczerze. Może wtedy, gdy urodził się nasz syn, Michał? A może jeszcze wcześniej? Od miesięcy żyliśmy obok siebie, wymieniając uprzejmości i listy zakupów na lodówce.

W nocy nie mogłem zasnąć. Słyszałem cichy szelest papieru w głowie, jakby ta kartka szeptała mi do ucha wszystkie sekrety Magdy. Przypomniałem sobie jej matkę, panią Helenę, która zawsze patrzyła na mnie z góry. „Nie jesteś dla niej wystarczająco dobry”, mówiły jej oczy podczas rodzinnych obiadów. Może miała rację? Może nigdy nie byłem tym mężczyzną, którego Magda naprawdę chciała?

Następnego dnia wróciłem wcześniej z pracy. Michał bawił się klockami na dywanie, a Magda rozmawiała przez telefon w sypialni. Usłyszałem tylko urywki:

— Tak, już niedługo… Nie wiem, jak mu powiedzieć…

Serce mi zamarło. Czy to możliwe? Czy ona naprawdę chce odejść?

Wieczorem próbowałem z nią porozmawiać.

— Magda, co się dzieje? — zapytałem drżącym głosem. — O co chodzi z tym wypowiedzeniem? I z tą kartką?

Spojrzała na mnie z irytacją.

— Nie rozumiesz? Mam dość tej pracy, mam dość tego wszystkiego! — krzyknęła nagle. — Mam dość ciebie!

Słowa uderzyły mnie mocniej niż jakikolwiek cios. Michał spojrzał na nas przestraszony.

— Idź do swojego pokoju — powiedziałem łagodnie do syna.

Kiedy zostaliśmy sami, Magda usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła płakać.

— Przepraszam… Ja już nie mogę… Czuję się jak w pułapce…

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Próbowałem ją objąć, ale odsunęła się ode mnie.

— To nie twoja wina — wyszeptała. — Po prostu… ja już nie potrafię być szczęśliwa.

Przez kolejne dni chodziliśmy po domu jak duchy. Michał pytał mnie, dlaczego mama jest smutna. Nie umiałem mu odpowiedzieć. W pracy byłem rozkojarzony, szef zwrócił mi uwagę na błędy w raportach.

Pewnego wieczoru znalazłem Magdę siedzącą na podłodze w kuchni. Trzymała w ręku zdjęcie sprzed lat — byliśmy na nim młodzi i uśmiechnięci, trzymaliśmy się za ręce nad Wartą.

— Pamiętasz ten dzień? — zapytała cicho.

— Pamiętam — odpowiedziałem. — Myślałem wtedy, że będziemy razem już zawsze.

Uśmiechnęła się smutno.

— Ja też tak myślałam…

Tego wieczoru długo rozmawialiśmy o wszystkim: o marzeniach, które się nie spełniły; o pracy, która ją wypaliła; o mojej matce, która nigdy jej nie zaakceptowała; o tym, jak bardzo oboje baliśmy się przyznać do porażki.

Ale najgorsze było to uczucie nienawiści, które zaczęło we mnie kiełkować. Nienawidziłem jej za to, że chce odejść; nienawidziłem siebie za to, że nie potrafię jej zatrzymać; nienawidziłem tej kartki za to, że zmieniła wszystko.

W końcu Magda spakowała walizkę i wyprowadziła się do matki. Michał został ze mną na kilka dni. Patrzyłem na niego i zastanawiałem się, czy kiedykolwiek będziemy jeszcze rodziną.

Minęły tygodnie. Zacząłem chodzić na terapię. Próbowałem zrozumieć siebie i ją. Czasem spotykaliśmy się na spacerach z Michałem — rozmawialiśmy spokojniej, bez wyrzutów i krzyków.

Dziś siedzę przy tym samym biurku i patrzę na pustą szufladę. Kartka już dawno zniknęła — może wyrzuciłem ją w przypływie gniewu, a może Magda zabrała ją ze sobą jako pamiątkę po naszym wspólnym życiu.

Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę przestać kogoś kochać? Czy nienawiść to tylko druga strona miłości? A może to wszystko było potrzebne, żebym w końcu zobaczył siebie takim, jakim jestem naprawdę?

Może każdy z nas ma swoją zgniecioną kartkę w szufladzie…