„Dałaś mi jałową działkę. Tu nic nie rośnie” — historia o rodzinnych sporach, żalu i przebaczeniu
– Ty zawsze musisz mieć lepiej, prawda? – głos Agaty drżał, a jej oczy błyszczały gniewem. Stałyśmy naprzeciwko siebie na środku ogródka działkowego, wśród przekwitłych już tulipanów i chwastów, które nieubłaganie rozrastały się na jej części działki.
– Przestań, Agata. To nie tak… – zaczęłam, ale ona już nie słuchała.
– Dałaś mi jałową działkę. Tu nic nie rośnie! Mama zawsze faworyzowała ciebie, a teraz ty robisz to samo. – Jej głos załamał się na końcu zdania.
Patrzyłam na nią i czułam, jak narasta we mnie mieszanka złości i bezradności. Przecież to nie ja decydowałam o podziale! To mama zostawiła testament, w którym jasno napisała: „Działkę dzielę po równo między moje córki.” Ale ziemia ziemi nierówna – moja część była bliżej wejścia, z altanką i starym jabłoniowym drzewem, a jej – pod lasem, z cieniem i gliniastą ziemią.
Pamiętam dzień pogrzebu mamy. Było zimno, padał deszcz ze śniegiem. Agata nie odzywała się do mnie przez całą ceremonię. Dopiero po wszystkim podeszła i powiedziała cicho: – Teraz już jesteśmy tylko my dwie.
Wtedy myślałam, że to nas zbliży. Że razem będziemy pielęgnować ogród, który mama kochała ponad wszystko. Ale rzeczywistość okazała się inna.
– Może spróbujesz coś posadzić? – zaproponowałam niepewnie, patrząc na jej zaciśnięte pięści.
– Próbowałam! – wybuchła. – Wszystko gnije albo nie wschodzi. Ty masz tu żyzną ziemię, słońce przez cały dzień. U mnie tylko cień i wilgoć. Wiesz dobrze, że mama zawsze podlewała tylko twoją część.
Zacisnęłam usta. Wiedziałam, że to nieprawda – mama podlewała wszystko, ale rzeczywiście częściej przesiadywała na mojej części ogródka. Może dlatego, że tam stała altanka? Może dlatego, że ja częściej do niej przychodziłam?
Agata była zawsze tą „trudniejszą” córką. Zawsze miała własne zdanie, często się buntowała. Ja byłam tą „grzeczną”, która pomagała mamie w kuchni i w ogrodzie. Ale czy to znaczyło, że byłam lepsza?
– Chcesz się zamienić? – zapytałam w końcu cicho.
– Tak! – odpowiedziała natychmiast.
Poczułam ukłucie żalu. Moja część działki to nie tylko lepsza ziemia – to wspomnienia. Tam mama uczyła mnie sadzić pierwsze marchewki, tam razem piłyśmy herbatę w altance podczas letnich burz. Jak mogłabym to oddać?
– Nie mogę… – wyszeptałam.
Agata spojrzała na mnie z pogardą.
– Wiedziałam. Zawsze musisz mieć wszystko dla siebie.
Odwróciła się na pięcie i odeszła w stronę swojej części działki. Patrzyłam za nią długo, aż zniknęła za krzakami porzeczek.
Przez kolejne dni unikałyśmy się nawzajem. Ja przychodziłam rano, ona wieczorem. Czasem widziałam przez płot jej sylwetkę pochyloną nad grządkami – walczyła z ziemią, z chwastami, z własną bezsilnością.
Pewnego dnia znalazłam na swojej części ogródka stary notes mamy. Był schowany za doniczkami w altance. Otworzyłam go i zaczęłam czytać:
„Agata jest uparta jak osioł, ale kocham ją za to. Zosia jest cicha i delikatna – czasem boję się, że życie ją przerośnie. Chciałabym, żeby kiedyś znalazły wspólny język.”
Łzy napłynęły mi do oczu. Mama widziała nas lepiej niż my same siebie widziałyśmy.
Wieczorem zadzwonił telefon.
– Zosia… – głos Agaty był cichy i zmęczony. – Możesz przyjść?
Przyszłam natychmiast. Siedziała na ławce pod brzozą, skulona jak dziecko.
– Przepraszam – powiedziała nagle. – Nie powinnam była tak na ciebie naskakiwać. Po prostu… czuję się tu obco. Jakby ta ziemia mnie odrzucała.
Usiadłam obok niej.
– Wiem, że ci ciężko – powiedziałam łagodnie. – Ale to nie moja wina, że ziemia jest inna. Może spróbujemy razem coś posadzić? Może znajdziemy rośliny, które lubią cień?
Spojrzała na mnie nieufnie.
– Naprawdę chcesz mi pomóc?
– Tak… Bo to też jest mój ogród. Nasz ogród.
Przez kolejne tygodnie pracowałyśmy razem. Szukałyśmy w internecie porad dla ogrodników-amatorów: „Co sadzić w cieniu?”, „Jak poprawić strukturę gleby?”. Kupiłyśmy hosty, paprocie i barwinki – rośliny odporne na cień i wilgoć.
Czasem kłóciłyśmy się o drobiazgi: o to, gdzie postawić kompostownik albo jak przycinać krzewy malinowe. Ale coraz częściej śmiałyśmy się razem z własnych niepowodzeń.
Pewnego dnia Agata przyszła do mnie z koszykiem pełnym świeżych liści szpinaku.
– Patrz! Urosło! – krzyknęła z dumą.
Uśmiechnęłam się szeroko.
– Widzisz? Ta ziemia też potrafi dać plon.
Usiadłyśmy razem w altance i piłyśmy herbatę z mięty zerwanej z mojego ogródka.
– Myślisz… – zaczęła Agata niepewnie – …że mama byłaby z nas dumna?
Spojrzałam na nią i poczułam ciepło rozlewające się po sercu.
– Myślę, że tak.
Czasem zastanawiam się: ile rodzinnych konfliktów bierze się z niedopowiedzeń i żalu sprzed lat? Czy naprawdę warto walczyć o kawałek ziemi, skoro można odzyskać siostrę? Czy wy też mieliście kiedyś podobne doświadczenia? Jak sobie z nimi poradziliście?