Czy szczęście to tylko złudzenie? Moja walka o prawdę po śmierci mamy i w cieniu nowej rodziny

– Znowu wróciłaś po północy! – głos ojca odbijał się echem w pustym korytarzu. Stałam na wycieraczce, mokra od deszczu, z rozmazanym tuszem pod oczami. Przez chwilę miałam ochotę po prostu odwrócić się i wyjść, ale wiedziałam, że nie mam dokąd pójść.

– Przepraszam – wyszeptałam, choć nie czułam żadnej winy. Ojciec patrzył na mnie surowo, a obok niego stała ona – Anna, jego nowa żona. Miała na sobie szlafrok mamy. To bolało najbardziej.

Od śmierci mamy minęły dwa lata. Dwa lata ciszy przy stole, dwóch talerzy mniej na święta i dwóch osób, które nigdy już nie wrócą. Mój brat Michał zamknął się w swoim pokoju i przestał ze mną rozmawiać. Ojciec szybko znalazł pocieszenie w ramionach Anny, a ja… Ja próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku.

W szkole też grałam rolę. Uśmiechałam się do koleżanek, opowiadałam żarty na przerwach, a wieczorami płakałam do poduszki. Kiedy pojawił się Bartek, pomyślałam, że może to jest właśnie to szczęście, którego tak bardzo mi brakowało. Był czuły, zabawny, potrafił mnie rozśmieszyć nawet wtedy, gdy świat walił mi się na głowę.

Ale to była tylko iluzja. Bartek miał swoje tajemnice. Coraz częściej znikał bez słowa, a ja tłumaczyłam sobie, że pewnie jest zajęty. Pewnego dnia zobaczyłam go na mieście z inną dziewczyną. Stałam po drugiej stronie ulicy i patrzyłam, jak ją obejmuje. Wtedy coś we mnie pękło.

Wróciłam do domu późno tamtego wieczoru. Ojciec czekał na mnie w kuchni.

– Co się stało? – zapytał niespodziewanie łagodnie.

– Nic – odpowiedziałam automatycznie.

– Wiem, że ci ciężko – powiedział cicho. – Ale musisz spróbować żyć dalej.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Jak miałam żyć dalej, skoro wszystko wokół mnie było nieprawdziwe? Anna próbowała być matką, ale nie potrafiła nawet ugotować mojej ulubionej zupy. Michał przestał ze mną rozmawiać. Bartek okazał się kłamcą.

Zaczęłam coraz częściej uciekać z domu. Chodziłam po mieście bez celu, siadałam na ławce nad Wisłą i patrzyłam na przepływające statki. Czasem spotykałam starszą panią z psem. Siadała obok mnie i opowiadała o swoim życiu.

– Wiesz, dziewczyno – powiedziała kiedyś – szczęście to nie jest coś, co można znaleźć u kogoś innego. Musisz je znaleźć w sobie.

Te słowa długo we mnie rezonowały. Zaczęłam zastanawiać się, kim właściwie jestem bez mamy, bez Bartka, bez tej rodziny, którą znałam kiedyś.

Pewnego dnia Anna przyszła do mojego pokoju.

– Mogę wejść? – zapytała niepewnie.

Skinęłam głową.

– Wiem, że mnie nie akceptujesz – zaczęła cicho. – Ale ja naprawdę staram się…

Przerwałam jej:

– Nigdy nie będziesz moją mamą.

Zobaczyłam łzy w jej oczach. Przez chwilę poczułam wyrzuty sumienia, ale zaraz potem przyszła ulga. W końcu powiedziałam to na głos.

Anna wyszła bez słowa. Następnego dnia nie było jej w domu przez cały dzień. Ojciec chodził po mieszkaniu jak cień.

Wieczorem usiadł obok mnie na kanapie.

– Nie możemy tak żyć – powiedział zmęczonym głosem. – Musimy spróbować być rodziną.

– Ale ja nie chcę takiej rodziny! – wykrzyczałam. – Chcę mojej mamy!

Ojciec przytulił mnie pierwszy raz od bardzo dawna. Płakaliśmy razem przez długi czas.

Od tego dnia zaczęło się powolne leczenie ran. Zaczęliśmy rozmawiać z Michałem – najpierw nieśmiało, potem coraz częściej wspominaliśmy mamę. Anna przestała próbować być kimś, kim nie jest. Zaczęliśmy akceptować siebie nawzajem z naszym bólem i niedoskonałościami.

Bartek próbował wrócić do mojego życia, ale już mu nie pozwoliłam. Zrozumiałam, że moje szczęście nie zależy od niego ani od nikogo innego.

Dziś wiem jedno: życie to nie bajka i czasem trzeba przejść przez piekło, żeby odnaleźć siebie naprawdę. Czy szczęście to tylko złudzenie? A może jest gdzieś głęboko w nas i czeka, aż je odkryjemy?

Czy Wy też czasem czujecie się samotni wśród bliskich? Co dla Was znaczy prawdziwe szczęście?