Czy naprawdę jestem tą złą teściową? Historia matki, która chciała dobrze, a wszystko się zawaliło
— Michał, nie możesz pozwolić, żeby ona tak z tobą postępowała! — wykrzyknęłam, czując jak serce wali mi w piersi. Stał przede mną mój jedyny syn, z opuszczonymi ramionami, a w jego oczach widziałam zmęczenie i rezygnację. Od miesięcy obserwowałam, jak jego żona, Karolina, coraz bardziej go przygniata swoimi kaprysami i irracjonalnymi decyzjami. Nie mogłam już dłużej milczeć.
Może powinnam zacząć od początku. Mam na imię Grażyna i jestem matką trzydziestodwuletniego Michała. Wychowywałam go sama po śmierci męża. Byliśmy zawsze blisko, dzieliliśmy się wszystkim — radościami i smutkami. Kiedy poznał Karolinę, byłam szczęśliwa, że znalazł kogoś, kto go pokochał. Ale z czasem zaczęłam dostrzegać rysy na tym idealnym obrazku.
Karolina była impulsywna, często zmieniała zdanie, podejmowała decyzje bez konsultacji z Michałem. Najpierw rzuciła pracę w banku, bo „chciała się rozwijać artystycznie”. Michał musiał wtedy pracować po godzinach, żeby utrzymać mieszkanie i spłacać kredyt. Potem nagle postanowiła adoptować psa ze schroniska — piękny gest, ale nie przemyślała tego. Pies był chory i wymagał kosztownego leczenia. Michał znów musiał brać nadgodziny. Karolina za to godzinami malowała obrazy w salonie, a dom zarastał kurzem.
Próbowałam rozmawiać z synem. — Michał, ona cię wykorzystuje — mówiłam cicho, kiedy przychodził do mnie po pracy. — Nie widzisz tego? — Ale on tylko wzdychał i powtarzał: — Mamo, ona jest wrażliwa. Potrzebuje wsparcia.
W końcu przyszedł dzień, który wszystko zmienił. Karolina postanowiła sprzedać samochód Michała bez jego wiedzy. „Potrzebujemy pieniędzy na moją wystawę”, powiedziała mu pewnego wieczoru. Michał był w szoku. Przyszedł do mnie późno w nocy. Siedział przy stole w kuchni i płakał jak dziecko.
— Mamo, ja już nie wiem, co robić — wyszeptał.
Wtedy poczułam w sobie gniew i determinację. Postanowiłam działać.
Zaczęłam rozmawiać z Michałem coraz częściej o rozwodzie. Przekonywałam go, że zasługuje na coś lepszego. — Po co ci taka nierozsądna żona? — pytałam raz po raz. — Przecież ona cię niszczy.
Michał początkowo się bronił. — Mamo, nie możesz tak mówić! Karolina jest moją żoną!
Ale ja nie odpuszczałam. Zaczęłam szukać wsparcia u rodziny. Moja siostra Basia popierała mnie całym sercem. — Grażyna, masz rację! On się przy niej marnuje! — powtarzała.
Niestety, nie wszyscy byli po mojej stronie. Moja córka Ania uważała, że przesadzam. — Mamo, to ich życie. Nie możesz się tak wtrącać — mówiła z wyrzutem.
Ale ja wiedziałam swoje. Przecież matka wie najlepiej.
Pewnego dnia postanowiłam porozmawiać z Karoliną w cztery oczy. Zaprosiłam ją na kawę do siebie do domu.
— Karolino, musimy porozmawiać — zaczęłam stanowczo.
Spojrzała na mnie podejrzliwie. — O czym?
— O twoim małżeństwie z Michałem. Wiem, że masz swoje pasje i marzenia, ale nie możesz ciągle stawiać siebie na pierwszym miejscu. Michał jest zmęczony. Widzę to każdego dnia.
Karolina zacisnęła usta i spojrzała mi prosto w oczy.
— Pani Grażyno, ja kocham Michała i robię wszystko najlepiej jak potrafię. Może pani tego nie rozumie, ale my mamy swoje sprawy.
— Ale twoje decyzje ranią mojego syna! — podniosłam głos.
— Może to pani go rani tym ciągłym podważaniem naszego małżeństwa? — odpowiedziała spokojnie.
Zatkało mnie na chwilę. Czy to możliwe? Czy rzeczywiście moja troska zamieniła się w obsesję?
Po tej rozmowie Karolina zaczęła unikać spotkań rodzinnych. Michał był coraz bardziej przygaszony. W końcu pewnego wieczoru zadzwonił do mnie i powiedział:
— Mamo, muszę odpocząć od was wszystkich. Od ciebie też.
Zamarłam. Nie tego się spodziewałam.
Przez kolejne tygodnie nie miałam z nim kontaktu. Czułam się jak potwór. Czy naprawdę chciałam dobrze? Czy może po prostu nie umiałam pogodzić się z tym, że mój syn dorósł i ma własne życie?
W końcu Michał odezwał się sam. Przyszedł do mnie do domu i usiadł naprzeciwko mnie przy stole.
— Mamo… Wiem, że chcesz dla mnie dobrze. Ale muszę sam decydować o swoim życiu. Karolina i ja mamy problemy, ale to nasze problemy.
Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Był dorosły. Silny i jednocześnie kruchy.
— Przepraszam cię synku — wyszeptałam w końcu przez łzy.
Nie wiem, czy zrobiłam dobrze próbując ratować go przed jego własnym życiem. Może rzeczywiście stałam się tą stereotypową złą teściową? Czy matka naprawdę wie lepiej? A może czasem trzeba pozwolić dzieciom popełniać własne błędy?