„Co mam teraz zrobić? Ojciec przyszłej synowej przywitał nas będąc już nieźle podchmielony”: Dlaczego syn wybrał najgorszą ze wszystkich dostępnych opcji
— Co mam teraz zrobić? — powtarzałam w myślach, stojąc w przedpokoju obcego mieszkania, gdzie ściany przesiąknięte były zapachem papierosów i taniego alkoholu. Mój mąż, Andrzej, ścisnął mnie za rękę, jakby chciał dodać mi otuchy, ale jego dłoń była równie zimna jak moje serce w tamtej chwili.
— Proszę, wejdźcie! — rozległ się tubalny głos pana Zbyszka, ojca przyszłej synowej. Stał w drzwiach kuchni, z szerokim uśmiechem i szklanką czegoś mocniejszego w ręku. Jego policzki były już czerwone, a oczy błyszczały niepokojącym blaskiem.
— Dzień dobry — powiedziałam cicho, próbując nie zdradzić swojego rozczarowania.
— Mama, tata, to są moi rodzice — przedstawiła nas Magda, dziewczyna mojego syna Pawła. Była wyraźnie spięta, jej dłonie drżały, a wzrok uciekał gdzieś w bok.
Nie tak wyobrażałam sobie pierwsze spotkanie z rodziną przyszłej synowej. Przez lata marzyłam, że Paweł wybierze dziewczynę z dobrego domu, najlepiej z naszej parafii, z rodzicami lekarzami lub nauczycielami. Tymczasem Magda pochodziła z blokowiska na obrzeżach miasta, jej matka pracowała na kasie w Biedronce, a ojciec… cóż, właśnie widziałam go w całej okazałości.
Usiedliśmy przy stole. Zbigniew nalał sobie i Andrzejowi po kieliszku wódki.
— No to za młodych! — krzyknął i wychylił jednym haustem.
Andrzej spojrzał na mnie z niepokojem. Wiedziałam, że nie wypije. Od lat nie tknął alkoholu po tym, jak jego brat zapił się na śmierć. Ja sama poczułam mdłości na widok tego spektaklu.
— Dziękujemy, ale my nie pijemy — powiedziałam stanowczo.
Zbigniew wzruszył ramionami i nalał sobie jeszcze raz.
Rozmowa się nie kleiła. Magda próbowała ratować sytuację:
— Mamo, może opowiesz coś o swojej pracy?
Spojrzałam na nią chłodno. Nie miałam ochoty dzielić się swoim życiem z ludźmi, którzy nie potrafili nawet uszanować gości. W głowie kłębiły mi się myśli: „Dlaczego Paweł wybrał właśnie ją? Przecież mógł mieć każdą dziewczynę!”
Wróciliśmy do domu późnym wieczorem. W samochodzie panowała cisza. Paweł siedział z tyłu i patrzył przez okno. W końcu nie wytrzymałam:
— Synu, czy ty naprawdę chcesz się wiązać z tą dziewczyną? Przecież widziałeś jej rodzinę…
Paweł odwrócił się do mnie powoli:
— Mamo, kocham Magdę. To nie jej wina, że ma takiego ojca.
— Ale przecież to ważne! Rodzina to podstawa! — wybuchłam.
Andrzej spojrzał na mnie ostrzegawczo:
— Daj mu spokój. On już jest dorosły.
Ale ja nie mogłam przestać myśleć o tym spotkaniu. Całą noc przewracałam się w łóżku. Przypominały mi się wszystkie programy telewizyjne o dzieciach z trudnych domów. Zawsze im współczułam, pomagałam jak mogłam — a teraz miałam ich mieć w rodzinie?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra, Ewa:
— I jak było?
Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami.
— No widzisz? Mówiłam ci, żebyś lepiej pilnowała Pawła! Teraz będziesz miała pijaka w rodzinie!
Poczułam się jeszcze gorzej. Czy naprawdę mogłam coś zrobić? Przecież Paweł był już dorosły. Ale przecież matka zawsze wie lepiej…
Przez kolejne tygodnie unikałam rozmów o Magdzie. Paweł coraz częściej znikał z domu, wracał późno i był zamyślony. Andrzej próbował ze mną rozmawiać:
— Może przesadzasz? Może Magda jest inna niż jej ojciec?
Ale ja nie potrafiłam przestać myśleć o tym pierwszym spotkaniu. W pracy koleżanki pytały:
— I jak tam przyszła synowa?
Wzruszałam ramionami i zmieniałam temat.
Pewnego dnia Paweł przyszedł do domu wcześniej niż zwykle.
— Mamo, musimy porozmawiać.
Usiadłam naprzeciwko niego przy kuchennym stole.
— Magda jest w ciąży.
Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg.
— Co?!
— Będziemy mieli dziecko. Chcemy się pobrać.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z jednej strony czułam gniew — „A nie mówiłam!” — z drugiej strony strach o przyszłość mojego syna i tego dziecka.
Andrzej wszedł do kuchni i usiadł obok mnie.
— Synu, czy jesteś pewien?
Paweł skinął głową.
— Kocham ją i chcę być z nią do końca życia.
Wybuchłam płaczem. Wszystkie moje marzenia o idealnej synowej legły w gruzach. Przypomniały mi się słowa mojej mamy: „Nie oceniaj ludzi po pozorach”. Ale jak miałam nie oceniać?
Przez kolejne dni żyliśmy jak w zawieszeniu. Paweł był szczęśliwy, Magda coraz częściej pojawiała się u nas w domu. Starała się być miła, pomagała mi w kuchni, sprzątała po obiedzie. Ale ja widziałam tylko jej ojca — pijanego, głośnego, wulgarnego.
Pewnego wieczoru usiedliśmy wszyscy razem przy stole.
— Mamo — zaczęła Magda cicho — wiem, że nie jestem twoją wymarzoną synową. Ale kocham Pawła i zrobię wszystko, żebyście byli ze mnie dumni.
Spojrzałam na nią uważnie po raz pierwszy od dawna. W jej oczach zobaczyłam strach i nadzieję jednocześnie.
— Chciałabym… chciałabym mieć taką rodzinę jak wasza — dodała szeptem.
Coś we mnie pękło. Przypomniałam sobie wszystkie te dzieci z domów dziecka, którym pomagałam przez lata. Czy naprawdę byłam lepsza od tych matek, które ich odrzuciły?
Zaczęłam rozmawiać z Magdą coraz częściej. Okazało się, że jest inteligentna, pracowita i bardzo kocha Pawła. Jej ojciec rzeczywiście miał problem z alkoholem — ale ona całe życie walczyła o to, by być inna.
Kiedy urodziła się moja wnuczka Zosia, po raz pierwszy poczułam prawdziwą radość. Trzymając ją na rękach pomyślałam: „Może jednak warto dać ludziom szansę?”
Dziś Magda jest dla mnie jak córka. Jej ojciec nadal pije — ale ona zerwała z nim kontakt dla dobra swojej rodziny. Paweł jest szczęśliwy jak nigdy dotąd.
Czasem jednak wracam myślami do tamtego pierwszego spotkania i pytam siebie: ile razy jeszcze pozwolimy naszym uprzedzeniom niszczyć szczęście naszych dzieci? Czy naprawdę wiemy lepiej od nich? A może powinniśmy po prostu nauczyć się kochać bezwarunkowo?