Cienie wątpliwości: Jak teściowa odkryła prawdę o zięciu
– Wojtek! – zawołałam, stając w progu ich mieszkania. Klucz do drzwi trzymałam w dłoni, choć nie miałam pewności, czy powinnam go użyć. Kinga zostawiła mi go na wszelki wypadek, ale przecież nie jestem typem teściowej, która wpada bez zapowiedzi. A jednak dziś coś mnie pchało. Może to przez ten dziwny sen zeszłej nocy? Może przez to, jak Kinga ostatnio była rozkojarzona? Albo przez to, że Wojtek zawsze wydawał mi się… zbyt idealny?
Weszłam cicho do środka. W mieszkaniu panowała cisza, przerywana tylko cichym szmerem telewizora. Dzieci spały – widziałam przez uchylone drzwi pokoju dziecięcego ich spokojne twarze. Ale Wojtka nigdzie nie było. Kuchnia – pusta. Salon – tylko rozrzucone zabawki i niedopity kubek kawy. Serce zaczęło mi bić szybciej. Czyżby naprawdę zostawił dzieci same?
Nagle usłyszałam głos dochodzący z łazienki. Przystanęłam pod drzwiami i usłyszałam cichy szept:
– Muszę kończyć, zaraz wrócą… Tak, kochanie, też tęsknię.
Zamarłam. „Kochanie”? Czy dobrze słyszałam? Przez głowę przetoczyła mi się fala podejrzeń. Przez lata byłam świadkiem tylu zdrad i kłamstw – nawet mój własny mąż miał swoje sekrety. Czyżby Wojtek też?
Drzwi łazienki otworzyły się gwałtownie i stanęliśmy naprzeciwko siebie. Jego twarz pobladła.
– Mamo Jadwigo! – wykrztusił zaskoczony. – Co pani tu robi?
– Przyszłam zobaczyć, jak sobie radzisz z dziećmi – odpowiedziałam chłodno, patrząc mu prosto w oczy. – Ale widzę, że jesteś bardzo zajęty.
Wojtek spuścił wzrok i nerwowo poprawił koszulę.
– To była tylko rozmowa z kolegą z pracy… – zaczął się tłumaczyć.
– Z kolegą? – powtórzyłam powoli, czując jak narasta we mnie gniew. – Czy kolega mówi ci „kochanie”?
Przez chwilę milczał. Widziałam, jak walczy ze sobą. W końcu westchnął ciężko.
– Proszę pani… Ja… To nie tak, jak pani myśli.
Usiadłam na kanapie, czując jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Przez głowę przelatywały mi obrazy: Kinga płacząca w dzieciństwie po kłótniach ojca z matką, jej ślub z Wojtkiem – taki szczęśliwy dzień… Czy naprawdę wszystko miało się teraz rozpaść?
– Wojtek, powiedz mi prawdę – powiedziałam cicho. – Dla dobra Kingi i dzieci.
Wojtek usiadł naprzeciwko mnie i przez dłuższą chwilę milczał. W końcu zaczął mówić:
– Od kilku miesięcy mam problemy w pracy. Szef grozi mi zwolnieniem, a ja nie chcę martwić Kingi. Ona tyle pracuje, tyle na siebie bierze… A ja czuję się coraz bardziej bezużyteczny. Ta rozmowa… To była moja dawna przyjaciółka ze studiów. Rozmawiamy czasem, bo ona rozumie moje lęki. Tylko ona wie, jak bardzo boję się zawieść rodzinę.
Patrzyłam na niego długo. Z jednej strony poczułam ulgę – może nie zdradza Kingi? Z drugiej strony – czy to lepiej? Tajemnice zawsze prowadzą do kłamstw.
– Dlaczego nie powiedziałeś Kindze? – zapytałam cicho.
– Boję się, że stracę jej szacunek… Że uzna mnie za nieudacznika.
W tej chwili do mieszkania zadzwonił telefon Kingi. Wojtek spojrzał na ekran i od razu pobladł.
– To ona – szepnął.
– Odbierz – powiedziałam stanowczo.
Wojtek odebrał telefon i próbował brzmieć normalnie:
– Cześć kochanie! Wszystko w porządku… Tak, dzieci śpią… Tak, mama jest u nas…
Słuchałam jego głosu i czułam narastającą gorycz. Ile jeszcze takich rozmów odbywa się w polskich domach? Ile kobiet i mężczyzn boi się przyznać do słabości przed najbliższymi?
Po rozmowie Wojtek usiadł obok mnie i ukrył twarz w dłoniach.
– Nie wiem już, co robić… – wyszeptał. – Boję się wszystkiego: utraty pracy, utraty rodziny… Nawet pani się boję.
Poczułam nagle współczucie. Może za bardzo oceniam innych przez pryzmat własnych lęków? Może powinnam być wsparciem, a nie sędzią?
– Wojtek – powiedziałam łagodniej – każdy czasem się boi. Ale tajemnice niszczą rodzinę szybciej niż najgorsza prawda.
Przez następne dni nie mogłam przestać o tym myśleć. Kiedy Kinga wróciła z delegacji, długo patrzyłam jej w oczy, szukając śladów niepokoju. Zastanawiałam się: czy powinnam jej powiedzieć o wszystkim? Czy mam prawo burzyć ich spokój?
Wieczorem usiadłam z Wojtkiem przy kuchennym stole.
– Musisz porozmawiać z Kingą – powiedziałam stanowczo. – Ona zasługuje na prawdę.
Wojtek skinął głową i następnego dnia wyznał Kindze wszystko: o problemach w pracy, o rozmowach z przyjaciółką, o swoim strachu przed porażką.
Kinga płakała długo, ale potem objęła go mocno i powiedziała:
– Najgorsze są sekrety między nami. Poradzimy sobie razem.
Patrzyłam na nich i czułam ulgę pomieszaną ze smutkiem. Może czasem lepiej zaufać niż podejrzewać? Może rodzina to nie tylko wspólne śniadania i uśmiechy na zdjęciach?
Dziś często wracam myślami do tamtego dnia. Czy gdybym wtedy nie weszła do ich mieszkania bez zapowiedzi, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy czasem nasze podejrzenia nie są gorsze od prawdy?
Czasem pytam siebie: ile jeszcze rodzin żyje w cieniu wątpliwości? I czy odwaga do szczerości jest naprawdę tak trudna do zdobycia?