Cień Wiadomości: Historia Małżeństwa na Zakręcie

– Co to za wiadomość, Piotr? – zapytałam, czując jak głos więźnie mi w gardle. Telefon mojego męża leżał na stole, a ekran rozświetlił się powiadomieniem: „Monika – Praca”. W tej chwili czas jakby się zatrzymał. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a ja czułam, jak serce wali mi w piersi, jakby chciało wyrwać się na wolność.

Piotr spojrzał na mnie zaskoczony, może nawet przestraszony. – To tylko koleżanka z biura, Ewo – odpowiedział z wymuszonym spokojem, ale ja już wiedziałam, że coś jest nie tak. Po trzydziestu pięciu latach małżeństwa znałam każdy jego gest, każdy tik nerwowy. Teraz widziałam w jego oczach coś obcego – niepokój, może wstyd.

Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie echo własnych myśli: „Czy on mnie zdradza? Czy przez te wszystkie lata byłam ślepa?” Nasze dzieci, Ola i Bartek, już dawno wyfrunęły z domu. Zostaliśmy tylko my dwoje i cisza, która nagle stała się nie do zniesienia.

Następnego dnia, kiedy Piotr wyszedł do pracy, nie mogłam się powstrzymać. Przeszukałam jego telefon. Wiadomości od Moniki były krótkie, ale pełne czułości: „Dziękuję za wczoraj”, „Tęsknię”, „Nie mogę się doczekać kolejnego spotkania”. Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Łzy napłynęły mi do oczu. Przez chwilę miałam ochotę zadzwonić do Oli albo Bartka, ale powstrzymałam się. To był nasz problem.

Kiedy Piotr wrócił do domu, czekałam na niego w salonie. – Musimy porozmawiać – powiedziałam cicho. Usiadł naprzeciwko mnie i spuścił wzrok.

– Ewo…

– Kim jest Monika? – przerwałam mu, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

Przez chwilę milczał. W końcu westchnął ciężko i spojrzał mi prosto w oczy.

– To nie jest to, co myślisz.

Parsknęłam śmiechem przez łzy. – Zawsze tak mówią.

– Monika jest córką mojego kolegi z pracy. Pomagam jej… Ona ma problemy w domu. Jej matka pije, ojciec ją zostawił. Pisze do mnie, bo nie ma nikogo innego.

Nie wiedziałam, czy mu wierzyć. W głowie miałam tysiące scenariuszy: potajemne spotkania, pocałunki w samochodzie, szeptane wyznania miłości. Ale Piotr nigdy nie był typem kochanka. Był raczej cichy, zamknięty w sobie, czasem aż za bardzo odpowiedzialny.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytałam cicho.

– Bałem się twojej reakcji. Wiedziałem, że pomyślisz najgorsze.

Przez kilka dni chodziliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Ja zamykałam się w sypialni z książką, on oglądał telewizję w salonie. Unikaliśmy siebie nawzajem jak ognia. W końcu nie wytrzymałam.

– Piotr… Ja nie chcę tak żyć – powiedziałam pewnego wieczoru. – Jeśli coś jest między tobą a tą Moniką… powiedz mi prawdę.

Widziałam łzy w jego oczach pierwszy raz od lat.

– Ewo, przysięgam ci na wszystko… Nigdy cię nie zdradziłem. Pomagam jej tylko dlatego, że widzę w niej naszą Olę sprzed lat. Pamiętasz jej bunt? Jak zamykała się w pokoju i płakała po nocach? Gdyby wtedy ktoś jej pomógł…

Zaczęłam płakać razem z nim. Przypomniałam sobie tamte czasy – Ola miała wtedy szesnaście lat i świat walił jej się na głowę po rozwodzie naszej sąsiadki. Też wtedy czułam się bezradna.

– Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? Może moglibyśmy jej pomóc razem?

Piotr uśmiechnął się smutno.

– Może… Ale bałem się twojej zazdrości.

Przez kolejne dni próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim – o pracy, o dzieciach, o tym, co czujemy. Po raz pierwszy od lat poczułam się z nim naprawdę blisko.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Ola.

– Mamo, wszystko u was w porządku? Tata wydaje się jakiś przygaszony ostatnio.

Zawahałam się przez chwilę.

– Mamy trochę trudny czas… Ale damy radę.

Ola milczała przez chwilę.

– Wiecie… Ja czasem żałuję, że już nie mieszkam z wami. Tęsknię za tymi naszymi wieczorami przy herbacie.

Po tej rozmowie postanowiłam coś zmienić. Zaprosiłam Piotra na spacer do parku, gdzie chodziliśmy na randki jeszcze jako studenci.

– Pamiętasz to miejsce? – zapytałam go cicho.

Uśmiechnął się lekko.

– Pamiętam każdą ławkę i każde twoje spojrzenie.

Usiedliśmy razem na starej ławce pod kasztanem. Przez chwilę milczeliśmy, patrząc na dzieci bawiące się na placu zabaw.

– Chciałabym poznać Monikę – powiedziałam nagle.

Piotr spojrzał na mnie zaskoczony.

– Myślisz, że to dobry pomysł?

– Tak. Jeśli jej pomagasz… chcę być częścią tego. Może razem damy radę więcej niż osobno?

Kilka dni później spotkaliśmy się z Moniką w kawiarni niedaleko naszego domu. Była drobna, blada dziewczyna o wielkich oczach pełnych smutku i lęku. Rozmawialiśmy długo – o jej problemach w domu, o szkole, o marzeniach. Poczułam do niej sympatię i współczucie.

Po tym spotkaniu coś we mnie pękło – cała ta zazdrość i podejrzenia zaczęły ustępować miejsca współczuciu i wdzięczności za to, że Piotr potrafił być dla kogoś wsparciem.

Zaczęliśmy częściej rozmawiać o naszych uczuciach. O tym, jak bardzo boimy się samotności po wyprowadzce dzieci. O tym, jak łatwo można się pogubić we własnych lękach i niedopowiedzeniach.

Pewnego wieczoru Piotr przyniósł mi herbatę do łóżka i usiadł obok mnie.

– Dziękuję ci za to wszystko – powiedział cicho. – Za to, że mi zaufałaś… mimo wszystko.

Przytuliłam go mocno i poczułam spokój pierwszy raz od wielu tygodni.

Dziś wiem jedno: nawet po trzydziestu pięciu latach małżeństwa można siebie nie znać do końca. Można się bać utraty tego, co najważniejsze – zaufania i bliskości. Ale można też nauczyć się rozmawiać od nowa i odnaleźć siebie nawzajem tam, gdzie już dawno wydawało się pusto.

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze tajemnic kryje nasze wspólne życie? Czy naprawdę można komuś zaufać bezgranicznie? A może najważniejsze jest to, by próbować każdego dnia od nowa?