Babciu, to twój wnuk, ma sześć lat. Historia Heleny Janickiej z małego miasteczka

— Babciu, to twój wnuk, ma sześć lat — usłyszałam głos, który od lat śnił mi się po nocach. Stałam na przystanku, z torbą pełną zakupów i głową pełną myśli o rachunkach, kiedy nagle czas się zatrzymał. Odwróciłam się powoli, jakby bała się, że to tylko złudzenie. Przede mną stała Kasia, moja córka, której nie widziałam od sześciu lat. Obok niej chłopiec z wielkimi oczami, które tak bardzo przypominały oczy mojego męża.

— Helena Janicka, to ja, Kasia, a to jest twój wnuk Staś. Ma sześć lat — powtórzyła, jakby bała się, że nie rozpoznam własnej córki.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. W gardle miałam gulę, a serce waliło mi jak oszalałe. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu, jak dwie obce kobiety, które przypadkiem spotkały się na ulicy. Staś przyglądał mi się z ciekawością, bawiąc się sznurówką od buta.

— Mamo… — zaczęła Kasia, ale głos jej zadrżał. — Czy możemy… porozmawiać?

Wiedziałam, że nie mogę jej odmówić. Przez te wszystkie lata wyobrażałam sobie ten moment setki razy. Czasem marzyłam, że wróci, przeprosi, a ja ją przytulę i wszystko będzie jak dawniej. Innym razem byłam pewna, że już nigdy jej nie zobaczę.

Zaprosiłam ich do domu. W drodze milczeliśmy. Staś szedł obok mnie, trzymając mnie za rękę, jakbyśmy znali się od zawsze. W domu zaparzyłam herbatę i postawiłam na stole ciasto drożdżowe, które upiekłam rano.

— Dlaczego wróciłaś? — zapytałam w końcu, patrząc Kasi prosto w oczy.

Odpowiedziała cicho:
— Nie miałam już dokąd pójść. Tomek… zostawił nas. Straciłam pracę w Krakowie. Nie mam pieniędzy. Nie mam nikogo poza tobą.

Zrobiło mi się jej żal, ale jednocześnie poczułam złość. Przypomniałam sobie dzień, kiedy spakowała walizkę i wyszła z domu, trzaskając drzwiami. Wtedy powiedziała, że nigdy nie wróci do tego „zadupia” i do matki, która nic nie rozumie.

— A Staś? — zapytałam, patrząc na chłopca.

— On… on nie znał cię wcześniej. Nie chciałam, żeby wiedział…

— Że ma babcię? — przerwałam jej ostro.

Kasia spuściła głowę. Widziałam łzy w jej oczach. Staś patrzył to na mnie, to na matkę, wyczuwając napięcie.

— Babciu, a masz jakieś zabawki? — zapytał nagle, przerywając ciszę.

Uśmiechnęłam się smutno. — Mam stare klocki po twojej mamie. Chcesz zobaczyć?

Pobiegł za mną do pokoju, a ja poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Wróciłam do kuchni i spojrzałam na Kasię.

— Dlaczego nie napisałaś przez tyle lat? Dlaczego nie zadzwoniłaś choć raz?

— Bałam się. Wstydziłam się. Myślałam, że mnie nienawidzisz.

— Jesteś moją córką. Nigdy cię nie znienawidziłam. Ale bolało mnie to wszystko. Bardzo bolało.

Siedziałyśmy w ciszy, słuchając śmiechu Stasia dobiegającego z pokoju. Przez chwilę poczułam coś na kształt nadziei. Może jeszcze nie wszystko stracone?

Wieczorem Kasia powiedziała:
— Mamo, czy możemy zostać u ciebie przez jakiś czas? Tylko dopóki nie znajdę pracy…

Wiedziałam, że nie mam wyjścia. Nie mogłam wyrzucić ich na ulicę. Ale bałam się. Bałam się powrotu dawnych konfliktów, niewypowiedzianych żalów i pretensji.

Pierwsze dni były trudne. Kasia była spięta, unikała rozmów. Staś szybko poczuł się jak u siebie — biegał po ogrodzie, bawił się z sąsiadami, zadawał mnóstwo pytań o dziadka, którego nigdy nie poznał.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Kasi przez telefon:
— Nie wiem, co robić… Mama jest inna niż kiedyś. Chyba się starzeje… Ale Staś ją polubił. Może powinnam spróbować jej wybaczyć?

Zabolało mnie to. Czy naprawdę byłam aż tak zła? Czy przez te wszystkie lata byłam tylko przeszkodą w jej życiu?

Zaczęłyśmy rozmawiać coraz częściej. O przeszłości, o błędach, o tym, co nas poróżniło. Kasia przyznała się, że bała się mojej surowości, mojego wiecznego niezadowolenia.

— Mamo, ty zawsze chciałaś, żebym była idealna. Nigdy nie mogłam cię zadowolić.

— Może za bardzo cię kochałam — odpowiedziałam cicho.

Staś był naszym łącznikiem. Dzięki niemu zaczęłyśmy się uśmiechać, gotować razem obiady, chodzić na spacery. Czasem płakałyśmy razem wieczorami, wspominając mojego męża i jej ojca.

Pewnego dnia Kasia wróciła z rozmowy o pracę. Była blada i roztrzęsiona.
— Nie przyjęli mnie… Powiedzieli, że nie mam doświadczenia w sklepie.

Przytuliłam ją pierwszy raz od lat.
— Dasz radę. Jesteś silniejsza, niż myślisz.

Z czasem zaczęłyśmy odbudowywać naszą relację. Kasia znalazła pracę w piekarni. Staś poszedł do przedszkola i szybko znalazł przyjaciół.

Ale rany z przeszłości nie goją się tak łatwo. Czasem kłócimy się o drobiazgi. Czasem mam wrażenie, że wszystko zaraz się rozsypie.

Wieczorami patrzę na Kasię i Stasia i zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy gdybym była inną matką, ona by nie uciekła? Czy można naprawić to, co się zepsuło tak dawno temu?

Może każda rodzina jest trochę popękana. Może najważniejsze to próbować — mimo bólu, mimo żalu, mimo strachu przed kolejnym rozczarowaniem.

Czy wy też czasem czujecie, że przeszłość nie daje wam spokoju? Czy można naprawdę wybaczyć i zacząć od nowa?