„Babciu, mama powiedziała, że trzeba cię oddać do domu opieki” – historia Joanny
– Babciu, mama powiedziała, że trzeba cię oddać do domu opieki. – Głos mojej wnuczki, Zosi, zabrzmiał tak naturalnie, jakby mówiła o czymś zupełnie zwyczajnym. Zatrzymałam się w pół kroku, klucz do nowego mieszkania zamarł w mojej dłoni. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Miała tylko siedem lat, a jej oczy były szeroko otwarte i pełne niewinności.
– Co ty mówisz, kochanie? – zapytałam cicho, próbując ukryć drżenie głosu.
– Podsłuchałam rozmowę mamy i taty. Mama powiedziała, że jesteś już stara i nie dasz sobie rady sama. Tata powiedział, że przecież masz nowe mieszkanie i możesz tu mieszkać, ale mama się uparła…
Zosia wzruszyła ramionami i pobiegła do swojego pokoju. Zostałam sama na środku korytarza, a echo jej słów odbijało się w mojej głowie jak dzwon. Przez chwilę nie mogłam się ruszyć. Przecież jeszcze godzinę temu byłam taka szczęśliwa! W końcu po dwóch latach oszczędzania i sprzedaży domu na wsi kupiłam własne mieszkanie w nowym bloku na obrzeżach Krakowa. Małe, jednopokojowe, ale jasne i przytulne. Czułam się wolna i niezależna – po raz pierwszy od śmierci męża.
Kiedy wróciłam do kuchni, córka już tam była. Marta stała przy oknie i rozmawiała przez telefon. Słyszałam tylko urywki:
– …nie wiem, mamo… Ona sobie nie radzi… Tak, wiem, że to jej mieszkanie… Ale przecież nie może być sama…
Poczułam ukłucie w sercu. Czy naprawdę jestem dla nich ciężarem? Przecież całe życie poświęciłam rodzinie. Odkąd zmarł mój mąż, pomagałam Marcie wychowywać Zosię, gotowałam obiady, odbierałam wnuczkę z przedszkola. Nigdy nie prosiłam o nic dla siebie.
Wieczorem usiadłyśmy razem przy stole. Marta była spięta, unikała mojego wzroku.
– Mamo – zaczęła cicho – musimy porozmawiać.
– O czym? – zapytałam spokojnie, choć czułam, jak serce wali mi w piersi.
– O twojej przyszłości. Wiesz… jesteś już w takim wieku…
Przerwałam jej:
– Słyszałam rozmowę z Zosią. Myślisz o domu opieki?
Marta spuściła głowę.
– Mamo, ja się martwię o ciebie. Boję się, że coś ci się stanie…
– Ale przecież mam swoje mieszkanie! – podniosłam głos. – Sama na nie zapracowałam! Chciałam być niezależna!
– To nie tak… Po prostu… Ja mam pracę, Tomek ciągle wyjeżdża… Nie możemy być przy tobie cały czas…
Poczułam łzy napływające do oczu. Czy naprawdę jestem już tylko problemem do rozwiązania?
Następne dni były pełne napięcia. Marta była chłodna i zdystansowana. Tomek – mój zięć – unikał rozmów ze mną. Zosia była jedyną osobą, która przychodziła do mnie z uśmiechem.
Pewnego popołudnia usłyszałam rozmowę Marty z Tomkiem przez cienką ścianę:
– Nie możemy jej zostawić samej! Jeśli coś się stanie…
– Ale przecież ona chce być niezależna! Nie możemy jej tego zabrać.
– A jeśli upadnie? Jeśli zapomni wyłączyć gaz?
– Może po prostu potrzebuje więcej wsparcia?
Zrozumiałam wtedy, że nie chodzi tylko o mnie. Oni też się boją. Boją się odpowiedzialności, boją się zmian. Ale czy to znaczy, że mają prawo decydować za mnie?
Zaczęłam coraz częściej wychodzić z domu. Chodziłam na spacery po parku, rozmawiałam z sąsiadkami z bloku. Poznałam panią Halinę z trzeciego piętra – wdowę po wojskowym – i pana Jerzego z parteru, który codziennie wyprowadzał psa na ten sam trawnik pod oknem.
Któregoś dnia Halina zaprosiła mnie na kawę.
– Wiesz, Joasiu – powiedziała – moje dzieci też chciały mnie wysłać do domu opieki. Ale postawiłam się. Powiedziałam: „To moje życie!”
Patrzyłam na nią z podziwem. Miała w sobie tyle siły.
Wieczorem zadzwonił telefon. To była Zosia.
– Babciu, czy ty naprawdę musisz iść do tego domu?
– Nie kochanie – odpowiedziałam łagodnie – to nie jest takie proste.
– Ja nie chcę! Ja chcę żebyś była blisko!
Poczułam łzy wzruszenia.
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Martą szczerze.
– Mamo – zaczęła ona od razu – ja naprawdę nie chcę cię skrzywdzić…
– Wiem – przerwałam jej – ale musisz mi pozwolić żyć po swojemu. Chcę być samodzielna tak długo, jak to możliwe. Jeśli kiedyś będę potrzebować pomocy – powiem ci o tym pierwsza.
Marta spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Przepraszam… Ja po prostu się boję…
Przytuliłyśmy się długo. Czułam jej drżenie.
Od tamtej pory nasze relacje zaczęły się zmieniać. Marta częściej dzwoniła, pytała jak się czuję, ale już nie narzucała mi swoich decyzji. Zosia odwiedzała mnie co weekend i razem piekłyśmy ciasta albo grałyśmy w warcaby.
Czasem jednak budzę się w nocy i myślę: czy naprawdę jestem jeszcze potrzebna? Czy starość zawsze musi oznaczać samotność i strach przed przyszłością? A może to my sami musimy nauczyć się walczyć o swoje miejsce w świecie?