Babcia opiekuje się cudzymi dziećmi, ale odmawia własnym wnukom – czy pieniądze są ważniejsze niż rodzina?
– Mamo, czy możesz dziś zostać z chłopcami? – pytam, stojąc w kuchni z telefonem przy uchu, a w tle słyszę śmiech moich synów, Antka i Michała.
– Nie mogę, Aniu. Mam już plany – odpowiada mama, a ja niemal słyszę, jak wzrusza ramionami. – Poza tym, wiesz, że nie lubię zostawać z dziećmi za darmo.
Zamieram. To nie pierwszy raz, kiedy słyszę te słowa. Ale za każdym razem bolą tak samo. Przecież to jej wnuki! Czy naprawdę trzeba płacić własnej matce za opiekę nad dziećmi?
Mama całe życie pracowała w żłobku. Była tam kimś więcej niż tylko opiekunką – dzieci ją uwielbiały, rodzice powierzali jej swoje pociechy z pełnym zaufaniem. Po przejściu na emeryturę nie przestała pracować – wręcz przeciwnie. Znalazła sobie nowe zajęcie: opiekuje się dziećmi sąsiadów, znajomych, czasem nawet zupełnie obcych ludzi. Codziennie widzę ją na placu zabaw z grupką maluchów, śmiejącą się, rozmawiającą z innymi mamami.
A kiedy ja proszę ją o pomoc, słyszę tylko: „Nie mam czasu”, „Jestem zmęczona”, „To nie jest takie proste”.
Pamiętam, jak pierwszy raz poprosiłam ją o zostanie z Antkiem, kiedy miał pół roku i musiałam wrócić do pracy. Mama spojrzała na mnie chłodno i powiedziała: – Aniu, ja już swoje wychowałam. Teraz chcę mieć czas dla siebie. Jeśli chcesz, żebym została z Antkiem, to musisz mi zapłacić tyle, ile płacą inni.
Wtedy myślałam, że żartuje. Ale nie żartowała.
Od tamtej pory każda rozmowa o opiece nad chłopcami kończy się kłótnią albo moim rozczarowaniem. Mój mąż, Tomek, próbuje mnie pocieszać:
– Może twoja mama po prostu boi się odpowiedzialności? Może nie chce być babcią na pełen etat?
Ale przecież widzę ją codziennie z cudzymi dziećmi! Widzę, jak tuli malutką Zosię sąsiadki, jak podaje kanapki synowi koleżanki z pracy. Dla nich ma czas i cierpliwość. Dla moich synów – nie.
Najgorsze są święta. Wszyscy spotykamy się przy jednym stole, a mama opowiada anegdoty o „swoich” dzieciach z pracy:
– Wiesz, Aniu, mały Krzyś nauczył się dziś mówić „babcia”! Tak się ucieszył na mój widok…
A ja patrzę na Antka i Michała, którzy siedzą cicho i nie wiedzą, co powiedzieć. Bo dla nich babcia jest kimś obcym – kimś, kto przychodzi tylko na urodziny i święta.
Kiedyś próbowałam z nią o tym porozmawiać:
– Mamo, dlaczego nie chcesz spędzać czasu z wnukami? Przecież zawsze mówiłaś, że rodzina jest najważniejsza.
Mama westchnęła ciężko:
– Aniu, ja już swoje przeżyłam. Chcę mieć spokój. Z cudzymi dziećmi to co innego – to praca. A z wnukami… Czuję presję. Boję się, że coś zrobię źle i będziesz miała do mnie pretensje.
– Ale przecież nigdy cię o nic nie oskarżałam! – próbowałam tłumaczyć.
– Może nie wprost… Ale czuję to. Poza tym… Potrzebuję pieniędzy. Emerytura jest marna.
Zatkało mnie. Rozumiem – życie jest drogie, rachunki trzeba płacić. Ale czy naprawdę trzeba wyceniać czas spędzony z własną rodziną?
Od tamtej rozmowy minęło kilka miesięcy. Mama nadal codziennie wychodzi do pracy jako niania. Ja coraz częściej korzystam z pomocy sąsiadki albo płatnej opiekunki. Chłopcy przyzwyczaili się już do tego, że babcia jest tylko na zdjęciach i od święta.
Czasem łapię się na tym, że zazdroszczę innym mamom – tym, które mogą zostawić dzieci u babci i pójść spokojnie do pracy czy na zakupy. Tym, które mają wsparcie rodziny.
Ostatnio Michał zapytał mnie:
– Mamo, dlaczego babcia nie chce się ze mną bawić?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć siedmiolatkowi, że jego babcia woli cudze dzieci od własnych wnuków?
Tomek coraz częściej mówi:
– Może powinniśmy po prostu przestać prosić ją o pomoc? Skoro nie chce być częścią naszego życia…
Ale przecież to moja mama! Chciałabym wierzyć, że jeszcze wszystko się zmieni.
Kilka dni temu spotkałam mamę na klatce schodowej. Była zmęczona, niosła torbę pełną zabawek.
– Mamo… może wpadłabyś do nas na obiad? Chłopcy bardzo za tobą tęsknią.
Spojrzała na mnie smutno:
– Może kiedy indziej, Aniu… Dziś muszę jeszcze popracować.
Patrzyłam za nią długo. Zastanawiałam się: czy naprawdę pieniądze są ważniejsze niż rodzina? Czy można być dobrą babcią dla obcych dzieci i jednocześnie odwrócić się od własnych wnuków?
Czasem myślę: może to ja coś zrobiłam źle? Może za dużo wymagam? A może po prostu nie każdy potrafi być babcią taką, jakiej potrzebują wnuki?
Czy wy też mieliście podobne doświadczenia? Czy można pogodzić bycie babcią i własne potrzeby? A może czasem trzeba po prostu odpuścić i zaakceptować wybory najbliższych?