A ty wciąż mi się podobasz… – Historia Magdy, która musiała wybrać między przeszłością a teraźniejszością

A ty wciąż mi się podobasz…

– Magda, musimy porozmawiać. – Głos Pawła brzmiał chłodno, niemal obco. Stał w progu kuchni, opierając się o framugę drzwi. W jego oczach nie było już czułości, którą pamiętałam z dawnych lat. Była tylko zmęczona rezygnacja.

Właśnie wróciłam z pracy. Było już ciemno, śnieg sypał gęsto, a ja czułam się jakby cały świat przygniatał mnie swoim ciężarem. W samochodzie długo siedziałam w ciszy, zanim odważyłam się wejść do domu. Przez szybę widziałam światła w oknach – nasz dom, nasze życie, które powoli rozpadało się na kawałki.

– O czym chcesz rozmawiać? – zapytałam cicho, zdejmując płaszcz i czując, jak zimno przenika mnie aż do kości.

– O nas. O tym, że tak dalej być nie może.

Usiadłam przy stole, patrząc na swoje dłonie. Zawsze miałam wrażenie, że są zbyt duże i niezgrabne. Teraz drżały.

– Paweł…

– Magda, ja już nie wiem, czy my jeszcze jesteśmy razem. Mijamy się w tym domu jak obcy ludzie. Ty ciągle w pracy, ja też… A kiedy już jesteśmy razem, to tylko kłótnie albo cisza.

Nie odpowiedziałam. Miał rację. Od miesięcy żyliśmy obok siebie, nie ze sobą. Nasza córka Zosia była jedynym powodem, dla którego jeszcze próbowaliśmy udawać rodzinę.

Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku i słuchałam oddechu Pawła. Był ciężki, urywany – jakby nawet we śnie nie mógł znaleźć spokoju.

Następnego dnia rano wyjechałam do pracy wcześniej niż zwykle. Na parkingu mój samochód był przysypany cienką warstwą śniegu. Odpaliłam silnik i włączyłam ogrzewanie, próbując rozgrzać zmarznięte dłonie. Wycieraczki zmiotły śnieżny pył z szyby, a ja ruszyłam w stronę centrum miasta.

Korki były nieuniknione – długie postoje na światłach dawały czas na myślenie. Zastanawiałam się, kiedy wszystko zaczęło się psuć. Może wtedy, gdy Paweł dostał awans i zaczął wracać coraz później? A może to ja byłam winna – za bardzo skupiona na pracy, za mało obecna w domu?

W biurze czekała na mnie sterta dokumentów i niecierpliwe spojrzenia koleżanek. Szefowa rzuciła mi krótkie „dzień dobry” i od razu zaczęła wydawać polecenia. Przez cały dzień czułam się jak automat – odbierałam telefony, pisałam maile, podpisywałam papiery.

Po południu zadzwoniła do mnie Marta – moja przyjaciółka jeszcze z czasów liceum.

– Magda! Wiesz kto wrócił do Krakowa? Bartek! Twój Bartek!

Zamarłam. Bartek… Imię, które przez lata próbowałam wyrzucić z pamięci. Moja pierwsza miłość. Chłopak z sąsiedztwa, z którym spędziłam najpiękniejsze wakacje życia. Rozstaliśmy się przed maturą – on wyjechał na studia do Warszawy, ja zostałam tutaj.

– Spotkajmy się dziś wieczorem na kawie – zaproponowała Marta. – Bartek też będzie.

Nie powinnam była się zgadzać. Ale coś we mnie pękło. Potrzebowałam rozmowy, ucieczki od codzienności.

Wieczorem siedzieliśmy we trójkę w małej kawiarni na Kazimierzu. Bartek niewiele się zmienił – może trochę więcej siwych włosów na skroniach, ale ten sam uśmiech i spojrzenie pełne ciepła.

– Magda… A ty wciąż mi się podobasz – powiedział nagle, patrząc mi prosto w oczy.

Zatkało mnie. Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Marta uśmiechnęła się porozumiewawczo i szybko wymówiła się do toalety.

– Bartek… Ja mam rodzinę…

– Wiem. Ale widzę, że nie jesteś szczęśliwa.

Nie odpowiedziałam. On zawsze potrafił czytać mnie jak otwartą książkę.

Rozmawialiśmy długo – o dawnych czasach, o tym co nas spotkało przez te wszystkie lata. Bartek opowiadał o swoim rozwodzie, o samotności w Warszawie, o powrocie do rodzinnego miasta.

Kiedy wróciłam do domu było już późno. Paweł siedział w salonie przed telewizorem, ale nawet nie podniósł wzroku gdy weszłam.

Przez kolejne dni myśl o Bartku nie dawała mi spokoju. Pisaliśmy do siebie krótkie wiadomości – niewinne żarty, wspomnienia z młodości. Zaczęłam czekać na te wiadomości bardziej niż na powroty Pawła do domu.

W końcu Bartek zaproponował spotkanie tylko we dwoje. Zgodziłam się bez namysłu.

Spotkaliśmy się nad Wisłą. Śnieg skrzypiał pod butami, a rzeka płynęła leniwie pod lodową skorupą.

– Magda… Ja wiem, że to wszystko jest trudne. Ale jeśli chcesz być szczęśliwa… musisz coś zmienić.

Patrzyłam na niego i czułam jak serce bije mi szybciej niż powinno.

Wróciłam do domu późno. Paweł czekał na mnie w kuchni.

– Gdzie byłaś?

– Na spacerze z Martą – skłamałam.

Spojrzał na mnie uważnie.

– Magda… Czy ty mnie jeszcze kochasz?

Nie potrafiłam odpowiedzieć.

Następnego dnia Paweł wyprowadził się do swojej matki „na kilka dni”. Zosia płakała wieczorem w swoim pokoju – próbowałam ją pocieszyć, ale sama ledwo trzymałam się na nogach.

Bartek pisał coraz częściej. Zaczął proponować wspólne wyjazdy za miasto, spacery po lesie…

Ale coś mnie powstrzymywało. Każdego dnia patrzyłam na zdjęcia naszej rodziny – uśmiechnięta Zosia między mną a Pawłem podczas wakacji nad morzem…

Któregoś wieczoru zadzwoniła teściowa:

– Magda… Paweł jest załamany. Może powinniście spróbować terapii?

Nie spałam całą noc. Rano napisałam Bartkowi krótką wiadomość: „Muszę spróbować naprawić swoje małżeństwo”.

Nie odpisał od razu. Dopiero po kilku godzinach przyszło: „Rozumiem. Jeśli będziesz potrzebować przyjaciela – jestem”.

Z Pawłem zaczęliśmy chodzić na terapię dla par. Było trudno – łzy, wyrzuty, żal… Ale po raz pierwszy od dawna zaczęliśmy ze sobą rozmawiać naprawdę szczerze.

Czasem myślę o Bartku – o tym co by było gdybym wybrała inaczej. Ale wiem jedno: nie można budować szczęścia na cudzym nieszczęściu.

Czy można pokochać kogoś na nowo? Czy warto walczyć o to co się ma? Może czasem trzeba pozwolić przeszłości odejść i nauczyć się żyć tu i teraz…