Sama przeciwko światu: Moja walka o macierzyństwo w Polsce

– Anka, czy ty naprawdę zamierzasz to zrobić? Sama? – głos mamy drżał od niedowierzania i gniewu. Stałyśmy w kuchni, a zapach świeżo zaparzonej kawy mieszał się z ciężarem słów, które wisiały między nami jak gradowa chmura.

Patrzyłam na nią, na jej zaciśnięte usta i oczy pełne lęku. W głowie dudniło mi echo słów doktora Szymańskiego sprzed tygodnia: „Pani Anno, szanse są niewielkie. Jeśli chce pani spróbować in vitro, to teraz albo nigdy.”

Miałam trzydzieści sześć lat i całe życie słyszałam, że jeszcze mam czas. Że najpierw kariera, potem dom, a dzieci przyjdą same. Tylko że dzieci nie przyszły. A mężczyzna, z którym planowałam przyszłość, odszedł dwa lata temu, zostawiając mnie z pustką i pytaniem: „Co dalej?”

– Mamo, to moja decyzja – odpowiedziałam cicho, ale stanowczo. – Nie chcę żałować, że nie spróbowałam.

Mama odwróciła się do okna. Widziałam jej odbicie w szybie – starsza kobieta, która całe życie poświęciła rodzinie. Dla niej bycie matką było oczywiste jak oddychanie. Dla mnie – stało się walką.

Ojciec milczał przez całą rozmowę. Siedział przy stole, dłubiąc widelcem w talerzu. Wiedziałam, że nie rozumie. Że dla niego samotna kobieta decydująca się na dziecko to coś nienaturalnego. „Co ludzie powiedzą?” – powtarzał od lat.

Ale ja już nie mogłam dłużej czekać na cud.

***

Klinika była sterylna i zimna. W poczekalni siedziały pary – młode, starsze, trzymające się za ręce lub patrzące w różne strony. Ja byłam sama. Czułam na sobie ich spojrzenia: „Co ona tu robi bez mężczyzny?”

Pielęgniarka wywołała moje nazwisko. Weszłam do gabinetu z sercem bijącym jak oszalałe.

– Dzień dobry, pani Anno – doktor Szymański uśmiechnął się łagodnie. – Jest pani gotowa?

Chciałam powiedzieć: „Nie wiem.” Ale tylko skinęłam głową.

Pierwszy zastrzyk bolał mniej niż myślałam. Gorzej było z czekaniem. Każdy dzień był jak wieczność – hormony szalały, płakałam bez powodu, a potem śmiałam się do łez. W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku. Tylko przyjaciółka Magda wiedziała prawdę.

– Anka, jesteś najodważniejszą osobą, jaką znam – mówiła przez telefon. – Gdybym miała choć połowę twojej siły…

Nie czułam się silna. Czułam się rozbita na milion kawałków.

***

W domu rodzinnym atmosfera gęstniała z każdym tygodniem. Mama przestała ze mną rozmawiać o przyszłości. Ojciec rzucał kąśliwe uwagi przy obiedzie:

– Może jeszcze znajdziesz normalnego faceta…

Brat przestał mnie odwiedzać. Jego żona patrzyła na mnie z litością.

W pracy plotki rozchodziły się szybciej niż kawa po korytarzach. Ktoś widział mnie w klinice. Ktoś inny słyszał rozmowę przez telefon.

– Ty naprawdę chcesz być samotną matką? – zapytała koleżanka z działu kadr podczas przerwy na lunch.

– Chcę być matką – odpowiedziałam tylko.

***

Pierwsza próba zakończyła się niepowodzeniem. Płakałam całą noc, a rano musiałam iść do pracy i udawać, że wszystko jest normalnie.

Druga próba… Kolejne tygodnie nadziei i strachu. Kolejne zastrzyki, kolejne badania.

W końcu – dwie kreski na teście ciążowym.

Nie wierzyłam własnym oczom. Zadzwoniłam do Magdy z trzęsącym się głosem:

– Magda… udało się.

Płakałyśmy razem przez telefon.

***

Ciąża nie była łatwa. Mdłości, zmęczenie, samotność. Mama zaczęła powoli akceptować moją decyzję. Przynosiła mi rosół i pytała, czy czegoś nie potrzebuję. Ojciec wciąż był chłodny, ale czasem widziałam w jego oczach cień troski.

Najtrudniejsze były święta Bożego Narodzenia. Cała rodzina przy stole – brat z żoną i dwójką dzieci, ja z brzuchem i pytaniami w oczach wszystkich: „Jak ona sobie poradzi?”

– Anka, jesteś pewna, że dasz radę? – zapytała ciotka Zosia.

Spojrzałam na nią i poczułam nagle spokój.

– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Ale muszę spróbować.

***

Poród był długi i bolesny. Gdy po raz pierwszy usłyszałam płacz mojego syna, poczułam coś, czego nie umiem opisać słowami. Strach mieszał się z radością, ból z ulgą.

Nazwaliśmy go Janek – po moim dziadku.

Mama płakała ze szczęścia, trzymając wnuka na rękach. Ojciec pierwszy raz od lat pocałował mnie w czoło.

***

Dziś Janek ma pół roku. Każdego dnia uczę się być matką – czasem upadam ze zmęczenia, czasem płaczę z bezsilności. Ale kiedy patrzę na jego uśmiech, wiem, że było warto.

Czasem zastanawiam się: ile kobiet w Polsce boi się podjąć taką decyzję jak ja? Ile z nas rezygnuje ze swojego marzenia przez strach przed opinią innych?

Czy naprawdę musimy wybierać między szczęściem a akceptacją społeczeństwa? Czy odwaga to tylko samotność w tłumie?