Gdyby nie ta jedna noc – opowieść o winie, miłości i przebaczeniu
Gdyby ktoś powiedział mi tamtego wieczoru, że wszystko się zawali, pewnie bym nie uwierzył. A jednak – stałem w progu naszego mieszkania na warszawskim Bródnie, z kluczami w dłoni i sercem bijącym jak oszalałe. Za drzwiami słyszałem podniesione głosy. Mój syn, Kuba, krzyczał na matkę, a ona płakała. Wszedłem powoli, próbując zrozumieć, co się dzieje.
– To twoja wina! – wrzasnął Kuba, rzucając plecak na podłogę. – Gdybyś nie była taka zimna, tata by nie odszedł!
Zamarłem. Moja żona, Ewa, siedziała przy stole z twarzą ukrytą w dłoniach. Jej ramiona drżały. Przez chwilę miałem ochotę wyjść i nigdy nie wracać.
– Kuba, dość! – powiedziałem ostrzej, niż zamierzałem. – To nie tak…
Chłopak spojrzał na mnie z nienawiścią. – A jak? Może powiesz mi prawdę? Może w końcu przestaniesz udawać?
Ewa podniosła głowę. Jej oczy były czerwone od płaczu. – Kuba…
– Nie! – przerwał jej syn. – Mam dość waszych kłamstw!
Wyszedł trzaskając drzwiami. Zostaliśmy sami. Przez chwilę panowała cisza tak gęsta, że aż bolały mnie uszy.
Usiadłem naprzeciwko Ewy. – Musimy z nim porozmawiać.
– On już mnie nienawidzi – wyszeptała. – A ciebie… ciebie chyba jeszcze bardziej.
Patrzyłem na nią długo. Była moją żoną od dwudziestu lat. Zawsze spokojna, opanowana, nigdy nie podnosiła głosu. Ale od śmierci jej matki coś się w niej zmieniło. Zamknęła się w sobie, przestała się śmiać. Próbowałem ją wyciągnąć z tego mroku, ale sam coraz częściej uciekałem do pracy albo do kolegów.
To wtedy poznałem Martę.
Marta była sekretarką w mojej firmie budowlanej – młoda, energiczna, zawsze uśmiechnięta. Początkowo rozmawialiśmy tylko o pracy, ale z czasem zaczęliśmy wychodzić razem na kawę. Była inna niż Ewa – spontaniczna, ciepła, potrafiła słuchać bez oceniania.
Pewnego wieczoru zostałem dłużej w biurze. Marta przyniosła mi herbatę.
– Wyglądasz na zmęczonego – powiedziała cicho.
– Ostatnio nie sypiam najlepiej.
Usiadła obok mnie na kanapie. Przez chwilę milczeliśmy.
– Chcesz pogadać?
Nie wiem kiedy zacząłem jej opowiadać o wszystkim – o Ewie, o tym jak się oddaliliśmy, o Kuby buncie. Marta słuchała uważnie, czasem tylko dotykała mojej dłoni.
– Może po prostu potrzebujesz kogoś, kto cię zrozumie? – szepnęła.
Wtedy ją pocałowałem.
To była tylko jedna noc. Rano obudziłem się z poczuciem winy tak silnym, że ledwo mogłem oddychać. Marta spała spokojnie obok mnie, a ja wiedziałem już, że popełniłem największy błąd życia.
Przez kilka tygodni próbowałem żyć jak dawniej. Ale Ewa wyczuła zmianę natychmiast.
– Coś się stało? – zapytała pewnego wieczoru.
– Nie… wszystko w porządku.
Ale nie było. Zacząłem wracać coraz później do domu, unikałem rozmów. Kuba zamknął się w swoim pokoju i przestał ze mną rozmawiać.
W końcu Ewa znalazła wiadomość od Marty na moim telefonie.
– Kim jest Marta? – zapytała lodowatym tonem.
Nie potrafiłem skłamać.
– To nic nie znaczyło…
– Dla mnie znaczy wszystko! – krzyknęła. – Jak mogłeś?
Wybiegła z domu i nie wróciła przez dwa dni. Kuba patrzył na mnie z pogardą.
– Jesteś tchórzem – powiedział tylko.
Próbowałem ratować małżeństwo. Przepraszałem Ewę setki razy, błagałem o drugą szansę. Ona milczała przez tygodnie. W końcu zgodziła się pójść ze mną na terapię małżeńską.
Pierwsze spotkanie było katastrofą.
– Nie potrafię ci już ufać – powiedziała Ewa do terapeuty. – On mnie zdradził i nawet nie żałuje!
– Żałuję! Każdego dnia!
– To dlaczego to zrobiłeś?
Nie potrafiłem odpowiedzieć.
Kuba coraz częściej znikał z domu na całe noce. Zaczął pić, wdawał się w bójki. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie policja – zatrzymali go za kradzież telefonu w galerii handlowej.
Pojechałem po niego na komisariat. Siedział skulony na ławce, z rozciętą wargą i oczami pełnymi nienawiści.
– Po co przyszedłeś? – syknął.
– Bo jestem twoim ojcem.
– Nie mam ojca!
Zawiozłem go do domu w milczeniu. Ewa patrzyła na nas bez słowa.
Wieczorem usiadłem przy jego łóżku.
– Kuba… wiem, że cię zawiodłem. Ale jesteś dla mnie najważniejszy na świecie.
Odwrócił się do ściany i udawał, że śpi.
Mijały miesiące. Z Ewą żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Kuba zdał maturę ledwo-ledwo i wyprowadził się do dziewczyny na Ursynów. W domu została pustka i cisza.
Któregoś dnia zadzwoniła Marta.
– Musimy porozmawiać – powiedziała drżącym głosem.
Spotkaliśmy się w kawiarni przy Rondzie Wiatraczna. Była blada i spięta.
– Jestem w ciąży – powiedziała bez ogródek.
Zamarłem.
– To… moje dziecko?
Pokiwała głową.
Świat zawirował mi przed oczami. Nie wiedziałem co robić. Powiedziałem Ewie prawdę tego samego wieczoru.
– Wyprowadź się – powiedziała cicho. – Nie chcę cię już znać.
Spakowałem walizkę i wyszedłem bez słowa pożegnania.
Przez kolejne miesiące mieszkałem u kolegi z pracy, Piotrka. Pomagałem Marcie jak mogłem finansowo, ale nie potrafiłem jej pokochać tak jak Ewę. Urodziła córkę – Zosię. Byłem przy porodzie i płakałem jak dziecko trzymając ją pierwszy raz na rękach.
Ale tęskniłem za rodziną bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Po roku Ewa zgodziła się spotkać ze mną na kawie. Była spokojna, pogodzona ze wszystkim.
– Chcę rozwodu – powiedziała rzeczowo. – I chcę mieć spokój.
Podpisałem papiery bez słowa sprzeciwu.
Kuba przestał odbierać moje telefony na dobre. Czasem widywałem go przypadkiem na mieście – zawsze odwracał wzrok.
Zostałem sam z poczuciem winy i pytaniem: czy można naprawić coś tak bardzo zepsutego?
Dziś mieszkam sam w małym mieszkaniu na Pradze-Północ. Odwiedzam Zosię co drugi weekend i staram się być dla niej lepszym ojcem niż byłem dla Kuby. Czasem spotykam Ewę na bazarze przy Hali Mirowskiej – uśmiecha się smutno i idzie dalej bez słowa.
Każdego dnia pytam siebie: czy jedna noc może przekreślić całe życie? Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć taką zdradę? Co jest ważniejsze: miłość czy lojalność?