Teściowa zniszczyła moje małżeństwo, ale odnalazłam siebie – historia Magdy z Gdyni

Drzwi trzasnęły z hukiem, a ja osunęłam się na zimne kafelki kuchni, ściskając w dłoni kubek z niedopitą herbatą. – Magda, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie rozmawiała z moją matką o naszych sprawach? – wrzasnął Paweł zza ściany. W tamtej chwili wiedziałam już, że to nie jest zwykła kłótnia. To był koniec.

Nie tak wyobrażałam sobie dorosłość. Wychowałam się w Gdyni, w zwyczajnej rodzinie – tata kolejarz, mama pielęgniarka. Zawsze powtarzali mi, że najważniejsze to być uczciwym i nie bać się ciężkiej pracy. Kiedy poznałam Pawła na studiach w Gdańsku, wydawał się inny niż wszyscy – czuły, zabawny, z ambicjami. Jego matka, pani Halina, od początku patrzyła na mnie z góry. „Magdalena? A czym ona się zajmuje? A rodzice mają własne mieszkanie?” – pytała niby żartem, ale czułam, jak wbija mi szpilki.

Zakochaliśmy się szybko. Paweł był moim pierwszym poważnym chłopakiem. Po roku zamieszkaliśmy razem w wynajętej kawalerce na Chyloni. Było biednie, ale szczęśliwie – przynajmniej tak mi się wydawało. Halina dzwoniła codziennie: „Pawełku, czy Magda ugotowała ci obiad? Czy posprzątała? Bo wiesz, ja bym nie pozwoliła synowi chodzić w brudnych koszulach”. Paweł śmiał się z tego, a ja próbowałam nie zwracać uwagi.

Wszystko zmieniło się po ślubie. Halina zaczęła wpadać bez zapowiedzi. Przynosiła własne garnki („Bo te twoje to chyba z bazaru”), poprawiała firanki, zaglądała do lodówki. Pewnego dnia znalazła rachunek za moje kosmetyki i zrobiła mi awanturę: – Na takie głupoty wydajesz pieniądze mojego syna?!

Paweł coraz częściej stawał po stronie matki. – Daj spokój, ona chce dobrze – tłumaczył. Ale ja czułam się coraz bardziej obca we własnym domu. Kiedy zaszłam w ciążę, Halina była zachwycona… do czasu. – Mam nadzieję, że to będzie chłopak – powiedziała na pierwszym USG. Urodziła się Zosia. Teściowa nawet nie przyszła do szpitala.

Zaczęły się codzienne docinki: – Dziecko płacze, bo nie umiesz go uspokoić. – Zosia jest taka chuda, pewnie masz za mało mleka. Paweł milczał albo wychodził z domu. Czułam się coraz bardziej samotna.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę przez telefon: – Mamo, nie wiem już co robić z Magdą… Ona ciągle narzeka… Tak, wiem… Może masz rację…

Zamarłam. Następnego dnia Halina przyszła do nas i zaczęła krzyczeć: – Ty jesteś niewdzięczna! Paweł mógł mieć lepszą żonę! Ty tylko ciągniesz go w dół!

Nie wytrzymałam. Spakowałam siebie i Zosię do starej torby sportowej i pojechałam do mamy na Grabówek. Mama płakała razem ze mną: – Córeczko, wracaj do domu…

Paweł nie zadzwonił przez tydzień. Potem przyszedł SMS: „Może to i lepiej. Mama mówi, że tak będzie spokojniej”.

Rozwód był formalnością. Halina przyszła na rozprawę i patrzyła na mnie z triumfem w oczach. Paweł nawet nie spojrzał mi w oczy.

Przez pierwsze miesiące żyłam jak w letargu. Mama pomagała przy Zosi, ale ja czułam się jak porażka. Znajomi przestali dzwonić – nikt nie chciał słuchać o moim rozwodzie i problemach z teściową.

Pewnego dnia spotkałam na rynku Agatę – dawną koleżankę ze szkoły średniej. – Magda! Co u ciebie? Wyglądasz… inaczej…

– Rozwiodłam się – powiedziałam bez ogródek.

Agata przytuliła mnie mocno: – Chodź na kawę. Pogadamy jak za dawnych lat.

To spotkanie było jak powiew świeżego powietrza. Agata namówiła mnie na kurs księgowości online („Zawsze byłaś dobra z matmy!”). Zaczęłam pracować zdalnie dla małego biura rachunkowego w Sopocie.

Zosia rosła jak na drożdżach. Mama mówiła: – Patrz, jaka jest podobna do ciebie! Tylko oczy ma po ojcu…

Czasem łapałam się na tym, że tęsknię za Pawłem – za tym chłopakiem sprzed lat, nie za tym człowiekiem, którym się stał pod wpływem matki.

Minął rok od rozwodu. Pewnego dnia zadzwonił domofon:

– Magda? To ja… Tomek…

Tomek był bratem Agaty – pamiętałam go jako chudego nastolatka z gitarą. Teraz stał przede mną wysoki facet z ciepłym uśmiechem.

– Agata mówiła, że potrzebujesz pomocy przy komputerze…

Weszliśmy do kuchni. Zosia od razu go polubiła.

– Chcesz zobaczyć moją lalkę? – zapytała.

Tomek został na herbatę, potem jeszcze raz przyszedł „sprawdzić drukarkę”, potem zaprosił nas na spacer nad morze.

Zaczęliśmy rozmawiać coraz częściej. O wszystkim – o muzyce, o dzieciństwie, o tym jak trudno być samotną mamą.

– Wiesz co? Jesteś najdzielniejszą osobą, jaką znam – powiedział pewnego wieczoru.

Popłakałam się wtedy pierwszy raz od miesięcy – nie ze smutku, tylko z ulgi.

Dziś mija dwa lata od tamtego dnia, gdy trzasnęły drzwi mojego dawnego życia. Mieszkam z mamą i Zosią w naszym małym mieszkaniu na Grabówku. Pracuję jako księgowa i mam klientów nawet z Warszawy! Tomek jest częścią naszego życia – nie zastępuje Zosi ojca, ale jest jej najlepszym przyjacielem.

Czasem widzę Halinę na ulicy – odwraca wzrok albo patrzy z pogardą. Paweł podobno mieszka sam i coraz częściej zagląda do baru pod blokiem.

Czy żałuję? Nie. Straciłam męża i złudzenia o rodzinie idealnej, ale odzyskałam siebie.

Patrzę dziś w lustro i pytam sama siebie: czy naprawdę trzeba przejść przez piekło cudzych oczekiwań i rodzinnych intryg, żeby nauczyć się być szczęśliwą? A wy… co sądzicie o takich teściowych? Czy można wygrać z kimś, kto chce rządzić naszym życiem?