Jak modlitwa i wiara pomogły mi przetrwać, gdy teściowa chciała wyrzucić mnie z własnego domu
— Nie masz tu już czego szukać, Aniu. To dom Michała, a nie twój! — głos teściowej przebił się przez huk burzy, która szalała za oknem. Stała w progu, z twarzą napiętą jak struna, a jej oczy błyszczały gniewem. W dłoniach ściskała klucze, jakby już miała mnie nimi zamknąć na zewnątrz.
Zamarłam. W jednej chwili poczułam się jak intruz we własnym domu. Michał był wtedy w Niemczech, na kontrakcie budowlanym. Miał wrócić dopiero za dwa tygodnie. Zawsze powtarzał, że mogę liczyć na jego mamę, ale teraz ona stała przede mną jak sędzia i kat w jednym.
— Pani Zofio, proszę… — zaczęłam cicho, ale przerwała mi ruchem ręki.
— Nie będziesz się tu rządzić! Michał powinien był lepiej wybrać. Ty nawet obiadu nie umiesz ugotować porządnie! — syknęła.
Zacisnęłam pięści. W głowie kłębiły mi się myśli: co zrobiłam źle? Przecież zawsze starałam się być dobrą żoną. Odkąd Michał wyjechał, sama zajmowałam się domem i naszym synkiem, Kubusiem. Teściowa przychodziła coraz częściej, komentowała wszystko — od mojej kuchni po sposób wychowywania dziecka.
Tamtej nocy nie spałam ani minuty. Siedziałam przy łóżeczku Kubusia i modliłam się szeptem: „Boże, daj mi siłę. Nie pozwól mi się złamać”.
Następnego dnia teściowa przyszła z walizką.
— Pakuj się. Michał zgodził się, żebyś wróciła do matki — powiedziała chłodno.
Serce mi zamarło. Zadzwoniłam do Michała, ale nie odbierał. Pisałam wiadomości — bez odpowiedzi. Czułam się coraz bardziej osaczona. Teściowa chodziła po domu jak po swoim, zaglądała do szafek, przestawiała rzeczy.
Wieczorem usiadłam przy stole z Kubusiem na kolanach. On patrzył na mnie wielkimi oczami i pytał:
— Mamusiu, czemu babcia krzyczy?
Przytuliłam go mocno. „Dla niego muszę być silna” — powtarzałam sobie w myślach.
Kolejne dni były koszmarem. Teściowa rozpowiadała sąsiadom, że jestem leniwa i nie dbam o dom. Próbowała przekonać moją mamę, żeby mnie zabrała z powrotem do rodzinnego mieszkania w bloku na Pradze. Mama przyjechała raz i zobaczyła mnie zapłakaną.
— Aniu, nie daj się jej. To twój dom tak samo jak Michała — powiedziała stanowczo.
Ale ja czułam się coraz słabsza. Każdego dnia modliłam się o cud. Pewnego wieczoru usłyszałam pukanie do drzwi. To była sąsiadka, pani Halina.
— Aniu, widzę co się dzieje. Nie pozwól jej sobą pomiatać. Masz prawo tu być — powiedziała cicho.
Jej słowa były jak promyk światła w tunelu. Zaczęłam szukać wsparcia — zadzwoniłam do księdza z naszej parafii. Przyszedł następnego dnia.
— Pani Zofio, niech pani pamięta: dom to nie tylko mury, ale też serce i rodzina — powiedział spokojnie.
Teściowa prychnęła i wyszła trzaskając drzwiami.
Wieczorem zadzwonił Michał.
— Aniu, mama mówiła mi różne rzeczy… Ale ja ci wierzę. To twój dom tak samo jak mój. Nie pozwól jej cię zastraszyć — usłyszałam w słuchawce.
Poczułam ulgę i wdzięczność. Następnego dnia teściowa przyszła jeszcze raz z walizką.
— Wyjeżdżam do siostry na wieś. Ale pamiętaj: jeszcze wrócę! — rzuciła na odchodne.
Zostałam sama z Kubusiem i ciszą po burzy. Przez kolejne dni sprzątałam dom, gotowałam ulubione potrawy Michała i bawiłam się z synkiem w ogrodzie. Modliłam się codziennie o spokój i siłę.
Kiedy Michał wrócił do domu, przytulił mnie mocno.
— Przepraszam, że cię zostawiłem samą z tym wszystkim — powiedział cicho.
Wiedziałam już wtedy, że nie jestem sama. Że nawet jeśli los rzuca mi kłody pod nogi, mam w sobie siłę — dzięki wierze i ludziom wokół mnie.
Czasem patrzę na zdjęcie teściowej na komodzie i zastanawiam się: czy kiedykolwiek mnie zaakceptuje? Czy rodzina zawsze musi być polem bitwy? A może to właśnie w takich chwilach rodzi się prawdziwa siła kobiety?