Inna córka – opowieść o rodzinnych sekretach i poszukiwaniu własnego miejsca

Wbiegłam do kuchni, a mama już czekała przy stole, z zaciśniętymi ustami i tym swoim spojrzeniem, które zawsze sprawiało, że czułam się jak nieproszony gość. – Znowu spóźniona, Zosiu? – rzuciła, nie podnosząc wzroku znad gazety. – Przepraszam, autobus się spóźnił – odpowiedziałam, choć wiedziałam, że to nie ma znaczenia. Dla niej i tak byłam zawsze tą gorszą, tą, która robi wszystko nie tak.

Moja młodsza siostra, Lena, siedziała już przy stole, z rozpuszczonymi blond włosami i uśmiechem, który rozjaśniał całą kuchnię. Mama nalała jej kakao, a mnie podała zimną herbatę. – Lena, pamiętaj, żeby zabrać szalik, bo się przeziębisz – powiedziała ciepło. Ja dostałam tylko krótkie: – Zosiu, nie zapomnij śmieci wynieść.

Od zawsze czułam, że jestem w tym domu inna. Ojciec, pan Marek, był wiecznie nieobecny – pracował na kolei, wracał późno, a kiedy już był, to tylko milczał i patrzył w telewizor. Czasem, gdy byłam mała, próbowałam się do niego przytulić, ale odsuwał mnie delikatnie, jakby nie wiedział, co zrobić z moją obecnością. – Tato, mogę z tobą pooglądać mecz? – pytałam. – Może później, Zośka, teraz jestem zmęczony – odpowiadał, nie odrywając wzroku od ekranu.

W szkole też nie było łatwo. Lena była gwiazdą – śpiewała w chórze, miała same piątki, nauczyciele ją uwielbiali. Ja byłam tą cichą, która siedzi w ostatniej ławce i nie odzywa się na lekcjach. – Dlaczego nie możesz być jak twoja siostra? – słyszałam od mamy niemal codziennie. – Ona się stara, a ty? Wiecznie z głową w chmurach.

Najgorsze były święta. Wtedy cała rodzina zjeżdżała się do naszego małego mieszkania na Pradze. Babcia Halina zawsze przynosiła dla Leny nową sukienkę, a dla mnie jakieś stare książki po kuzynce. – Ty lubisz czytać, prawda? – pytała, nawet nie czekając na odpowiedź. Wszyscy chwalili Lenę, a ja czułam się coraz bardziej niewidzialna.

Pewnego dnia, gdy miałam szesnaście lat, podsłuchałam rozmowę mamy z babcią. – Zosia nigdy nie była taka jak Lena – mówiła mama szeptem. – Nie wiem, co z nią zrobić. Czasem mam wrażenie, że to nie moje dziecko. Zamarłam za drzwiami. Co to miało znaczyć? Przecież byłam jej córką… czy nie?

Od tamtej pory zaczęłam szukać odpowiedzi. Przeglądałam stare albumy, szukałam zdjęć z mojego dzieciństwa. Było ich niewiele. Większość przedstawiała Lenę – jej pierwsze kroki, urodziny, występy w przedszkolu. Moje zdjęcia były pojedyncze, jakby ktoś wrzucił je tam przez przypadek.

Z czasem relacje w domu stawały się coraz bardziej napięte. Lena zaczęła się buntować – wracała późno do domu, przynosiła złe oceny. Mama była wściekła, ale i tak jej wybaczała. Ja próbowałam być niewidzialna, żeby nie prowokować kolejnych kłótni. Pewnego wieczoru usłyszałam, jak Lena krzyczy do mamy: – Przestań mnie porównywać do Zosi! Ona przynajmniej nie udaje, że wszystko jest w porządku!

Wtedy pierwszy raz zobaczyłam, jak mama płacze. Zamknęła się w łazience i długo nie wychodziła. Lena trzasnęła drzwiami i wyszła z domu. Zostałam sama z ojcem, który jak zwykle udawał, że nic się nie dzieje.

Mijały lata. Skończyłam liceum, dostałam się na studia do Warszawy. Wyprowadziłam się z domu i poczułam ulgę. Wreszcie mogłam być sobą, nie musiałam udawać kogoś, kim nie byłam. Znalazłam pracę w księgarni, poznałam ludzi, którzy mnie akceptowali. Ale w środku wciąż czułam pustkę. Kim jestem? Dlaczego nigdy nie czułam się kochana?

Wróciłam do rodzinnego domu dopiero wtedy, gdy mama zachorowała. Rak trzustki – wyrok. Lena mieszkała już za granicą, ojciec był coraz bardziej zamknięty w sobie. Zostałam sama z mamą w szpitalu. – Zosiu… – szepnęła pewnego dnia, gdy siedziałam przy jej łóżku. – Muszę ci coś powiedzieć.

Serce waliło mi jak młotem. – Co się stało, mamo?

– Przepraszam cię za wszystko. Wiem, że nie byłam dla ciebie dobrą matką. Ale… ja się bałam. Bałam się, że cię stracę.

– Dlaczego miałabyś mnie stracić?

Mama spojrzała na mnie z łzami w oczach. – Bo nie jesteś moją biologiczną córką. Adoptowaliśmy cię, gdy miałaś dwa miesiące. Twoja prawdziwa mama była moją kuzynką. Zginęła w wypadku samochodowym…

Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg. – Dlaczego mi nie powiedziałaś?

– Bałam się, że mnie znienawidzisz. Że odejdziesz…

Siedziałam długo w milczeniu. Wszystko nagle nabrało sensu – dystans ojca, chłód mamy, faworyzowanie Leny. Byłam inna. Byłam tą „inną córką”.

Po śmierci mamy próbowałam odbudować relacje z ojcem i Leną. Nie było łatwo. Ojciec zamknął się w sobie jeszcze bardziej, a Lena wróciła tylko na pogrzeb. – Przepraszam, że nie byłam dla ciebie lepszą siostrą – powiedziała cicho przy grobie mamy. – Ja też nie byłam idealna – odpowiedziałam.

Dziś mam trzydzieści lat. Pracuję jako bibliotekarka w małym miasteczku pod Warszawą. Mam przyjaciół, własne życie, ale wciąż noszę w sobie tęsknotę za rodziną, której nigdy tak naprawdę nie miałam. Czasem patrzę na zdjęcia z dzieciństwa i zastanawiam się: kim byłabym, gdyby moja prawdziwa mama żyła? Czy wtedy czułabym się kochana?

Może każdy z nas jest trochę „inną córką” w swojej rodzinie? Może wszyscy szukamy swojego miejsca i akceptacji? Jak myślicie – czy można wybaczyć rodzinie wszystko? Czy da się pokochać siebie, nie znając swoich korzeni?