„Mamo, może nie powinnaś mieć trojga dzieci…” – historia, która rozdarła moją rodzinę
– Mamo, może nie powinnaś mieć trojga dzieci…
Te słowa padły nagle, jak grom z jasnego nieba. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a ja właśnie kroiłam chleb na kolację. Był piątek, za oknem padał deszcz, a w radiu cicho grała stara piosenka Bajmu. Spojrzałam na mojego syna, Pawła, dorosłego mężczyznę z dwudniowym zarostem i oczami pełnymi żalu. Przez chwilę miałam wrażenie, że znowu widzę w nim chłopca, który kiedyś tulił się do mnie po nocnych koszmarach.
– Co ty mówisz? – zapytałam cicho, choć serce waliło mi jak młotem.
Paweł odsunął talerz. – Przepraszam, ale… czasem mam wrażenie, że wszystko w naszym domu było zawsze na pół gwizdka. Że dla każdego z nas było cię za mało. Że gdybyś miała jedno dziecko, może byłoby ci łatwiej…
Zamarłam. Przez głowę przetoczyły mi się obrazy: nocne dyżury w szpitalu, kiedy byłam pielęgniarką; poranki, gdy biegłam do szkoły na wywiadówkę; wieczory z trójką dzieci przy lekcjach i obiadem na gazie. Zawsze starałam się być dla nich wszystkim – matką, ojcem (bo mój mąż, Andrzej, coraz częściej znikał w pracy albo przy kieliszku), przyjaciółką, nauczycielką. Ale czy rzeczywiście byłam?
– Paweł…
– Daj mi skończyć. – Jego głos był twardy. – Wiem, że się starałaś. Ale ja zawsze czułem się… niepotrzebny. Zawsze był ktoś ważniejszy: najpierw starsza siostra, potem młodszy brat. A ja? Byłem tym środkowym. Nikim.
W kuchni zapadła cisza. Słychać było tylko kapanie deszczu o parapet i szum lodówki. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
– To nieprawda – wyszeptałam. – Kochałam was wszystkich tak samo.
– Może kochałaś – odpowiedział Paweł – ale nie umiałaś tego pokazać. Zawsze byłaś zmęczona. Zawsze miałaś coś na głowie. A tata…
Zacisnęłam pięści. Andrzej od lat był cieniem w naszym domu. Po śmierci swojego ojca pogrążył się w smutku i alkoholu. Ja próbowałam ratować rodzinę, ale czasem miałam wrażenie, że walczę z wiatrakami.
– Tata miał swoje problemy – powiedziałam cicho.
– Ale my też mieliśmy! – wybuchnął Paweł. – A ty zawsze mówiłaś: „Wytrzymajcie jeszcze trochę”, „Będzie lepiej”, „Mama musi iść do pracy”. A potem wracałaś i zasypiałaś przy stole.
Zrobiło mi się gorąco ze wstydu. Czy naprawdę tak to wyglądało? Czy naprawdę moje dzieci czuły się opuszczone?
W tym momencie do kuchni weszła moja córka, Marta. Miała na sobie dres i mokre włosy po prysznicu.
– O co tu chodzi? – zapytała podejrzliwie.
– O to, że mama powinna była mieć mniej dzieci – rzucił Paweł z goryczą.
Marta spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Zwariowałeś? Przecież mama robiła wszystko, co mogła! Gdyby nie ona, tata dawno by nas zostawił!
– Ale czy to znaczy, że mamy jej wszystko wybaczyć? – Paweł patrzył jej prosto w oczy. – Ty zawsze byłaś tą najlepszą. Zawsze miałaś nowe ubrania, a ja dostawałem po tobie. Zawsze byłaś chwalona za oceny, a ja słyszałem tylko: „Czemu nie możesz być jak Marta?”
Marta zacisnęła usta.
– To nieprawda – powiedziała po chwili. – Ty zawsze byłeś ulubieńcem mamy.
– Przestańcie! – krzyknęłam nagle. – Nie chcę tego słuchać! Nie wiecie nawet połowy tego, co musiałam przejść!
Wybiegłam z kuchni do łazienki i zamknęłam się na klucz. Usiadłam na zimnych kafelkach i rozpłakałam się jak dziecko. Przypomniałam sobie dzień, kiedy dowiedziałam się o trzeciej ciąży. Andrzej był wtedy bez pracy, a ja ledwo wiązałam koniec z końcem. Lekarz powiedział: „Może pani usunąć”. Ale ja nie mogłam. Nie potrafiłam zabić życia we własnym łonie.
Przypomniałam sobie też dzień, kiedy Andrzej wrócił pijany i wykrzyczał mi w twarz: „To przez ciebie mam takie życie! Gdyby nie te bachory, byłbym kimś!”. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o rozwodzie. Ale bałam się zostać sama z trójką dzieci.
Po godzinie wyszłam z łazienki. W domu panowała cisza. W kuchni siedział już tylko mój najmłodszy syn, Tomek. Miał słuchawki na uszach i grał na telefonie.
– Tomek…
Podniósł wzrok.
– Wiem, mamo. Słyszałem wszystko.
Usiadłam obok niego.
– Przepraszam was wszystkich – powiedziałam drżącym głosem. – Może rzeczywiście nie byłam najlepszą matką. Może powinnam była…
Tomek pokręcił głową.
– Nie mów tak. Każdy z nas ma swoje żale. Ale ja wiem jedno: gdyby nie ty, nie byłoby mnie tutaj. Nie byłoby nas wszystkich razem. Tata nigdy nie był ojcem z prawdziwego zdarzenia. Ale ty zawsze byłaś. Nawet jeśli czasem cię nie było.
Objęłam go mocno i rozpłakałam się na nowo.
Wieczorem zadzwonił Andrzej. Był trzeźwy pierwszy raz od miesięcy.
– Irena… słyszałem od Marty, co się stało. Może powinniśmy wszyscy porozmawiać? Może czas coś zmienić?
Nie odpowiedziałam od razu. Bałam się kolejnych kłótni, kolejnych łez.
Ale następnego dnia usiedliśmy wszyscy razem przy stole: ja, Andrzej, Marta, Paweł i Tomek. Każdy mówił o swoich żalach i ranach. Paweł płakał pierwszy raz od lat. Marta przyznała się, że czuła się odpowiedzialna za wszystkich i przez to nigdy nie miała własnego życia. Tomek wyznał, że boi się przyszłości i nie chce powtarzać naszych błędów.
Andrzej przeprosił za wszystko: za alkohol, za krzyki, za to, że uciekł od odpowiedzialności.
A ja? Ja powiedziałam tylko jedno:
– Może rzeczywiście nie powinnam była mieć trojga dzieci… Ale nie wyobrażam sobie życia bez żadnego z was. Nawet jeśli czasem zawiodłam.
Dziś wiem jedno: rodzina to nie jest bajka. To ciągłe zmaganie się z własnymi słabościami i cudzymi oczekiwaniami. Ale czy można naprawdę kochać wszystkich tak samo? Czy matka ma prawo do błędów?
Czasem patrzę na swoje dzieci i pytam siebie: czy gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym coś inaczej? A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć swojej matce jej słabości?