Trzecia komnata – drzwi, których nie wolno otwierać

— Nie ruszaj tych drzwi! — głos mamy przeszył powietrze jak bat. Stałam już z ręką na klamce, czując pod palcami zimny metal. Miałam wtedy dziewięć lat i pierwszy raz odważyłam się zapytać: — Mamo, dlaczego ten pokój jest zawsze zamknięty?

Mama, Elżbieta Nowak, spojrzała na mnie z takim strachem, jakby za tymi drzwiami czaiło się samo zło. — To nie jest miejsce dla dzieci, Zosiu. Idź do siebie.

Ale ja nie poszłam. Stałam pod tymi drzwiami jeszcze długo, słysząc za nimi ciszę gęstą jak mgła. W naszym trzypokojowym mieszkaniu na warszawskim Bródnie trzecia komnata była tabu. Goście pytali czasem: „A co tam macie?”, a mama zawsze odpowiadała wymijająco: „Składzik, rupieciarnia”. Ale ja wiedziałam, że to nieprawda. Bo kiedyś, przez przypadek, zobaczyłam jak tata — Andrzej Nowak — wychodził stamtąd z czerwonymi oczami i pustą butelką po wódce.

Z biegiem lat nauczyłam się nie pytać. W naszym domu pytań się nie zadawało. Tata coraz częściej znikał na całe wieczory, a mama zamykała się w kuchni i płakała po cichu. Ja i mój starszy brat Michał udawaliśmy, że tego nie widzimy. Ale trzecia komnata była jak drzazga pod paznokciem — niewidoczna, ale bolesna.

Pewnego dnia, gdy miałam piętnaście lat, wróciłam ze szkoły wcześniej niż zwykle. Usłyszałam kłótnię rodziców:

— Elka, ile jeszcze będziesz to ukrywać?! — wrzeszczał tata.
— A ty myślisz, że dzieci nie widzą?! Że Zosia i Michał są ślepi?!
— To przez ciebie! Ty zawsze musiałaś mieć ostatnie słowo!

Wtedy pierwszy raz usłyszałam imię: „Kasia”. Mama krzyczała przez łzy: — To była twoja córka! Ty ją zostawiłeś!

Zamarłam. Córka? Jaka Kasia?

Wieczorem Michał wszedł do mojego pokoju. — Słyszałaś? — spytał cicho.
— O czym oni mówili?
— O tej trzeciej komnacie. Tam są rzeczy po Kasi…
— Po kim?
Michał spojrzał na mnie z litością. — Nasza siostra. Umarła zanim się urodziłaś.

Nocą długo nie mogłam zasnąć. W głowie dudniły mi słowa mamy: „To była twoja córka!”. Czyli Kasia była tylko taty? Czy mama nie była jej matką? Tajemnica gęstniała jak dym.

Minęły lata. Michał wyjechał na studia do Krakowa i rzadko wracał do domu. Ja zostałam z rodzicami i coraz bardziej czułam się jak intruz w ich świecie pełnym niedopowiedzeń. Czasem próbowałam rozmawiać z mamą:

— Mamo, powiedz mi… kim była Kasia?
— Nie pytaj, Zosiu. To boli.

Tata pił coraz więcej. W końcu pewnej nocy nie wrócił do domu. Znaleziono go martwego na ławce pod blokiem — zamarzł po pijaku. Miałam wtedy dwadzieścia lat.

Po pogrzebie mama zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Przez kilka miesięcy żyłyśmy obok siebie jak dwie obce kobiety. Aż pewnego dnia przyszło pismo z urzędu miasta: „Prosimy o udostępnienie mieszkania do przeglądu technicznego”.

Musiałam wejść do trzeciej komnaty.

Klucz znalazłam w puszce po kawie w kredensie. Ręce mi drżały, gdy przekręcałam zamek. Drzwi skrzypnęły złowrogo.

W środku panował półmrok i zapach stęchlizny. Na łóżku leżała dziecięca sukienka, wyblakła od lat. Na ścianach wisiały zdjęcia dziewczynki o jasnych włosach i szerokim uśmiechu. Na biurku stał pluszowy miś z oderwanym uchem.

Znalazłam też listy — dziesiątki listów pisanych kobiecą ręką do „Kasi”. Były podpisane: „Twoja mama, Aneta”.

Aneta? Kim była Aneta?

Z listów wyłoniła się historia inna niż ta, którą znałam. Tata miał romans z Anetą jeszcze zanim poznał moją mamę. Kasia była jego córką z tamtego związku. Kiedy Aneta zachorowała na raka, tata zabrał Kasię do nas — wtedy miał już rodzinę z mamą i Michałem. Mama nigdy nie zaakceptowała dziewczynki; traktowała ją jak wyrzut sumienia męża.

Kasia zmarła na białaczkę w wieku siedmiu lat. Mama nigdy jej nie wybaczyła — ani sobie, ani tacie.

Zamknęłam oczy i poczułam napływającą falę żalu i gniewu. Przez tyle lat żyliśmy w cieniu tej tragedii, udając przed sobą nawzajem, że wszystko jest w porządku.

Wieczorem usiadłam naprzeciwko mamy przy kuchennym stole.

— Byłam tam — powiedziałam cicho.
Mama spojrzała na mnie ze strachem.
— W trzeciej komnacie…
Zadrżała jej broda.
— Zosiu…
— Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś prawdy?
Mama zaczęła płakać bezgłośnie.
— Bałam się… Bałam się, że mnie znienawidzisz za to, jaka byłam dla niej…
— Nie mogłaś być inna? Przecież to była tylko dziewczynka!
Mama spuściła głowę.
— Byłam zazdrosna… Głupia… Myślałam, że odbierze mi rodzinę…
— Ale przecież ona już nie żyje! A my wszyscy przez to cierpieliśmy!
Mama chwyciła mnie za rękę.
— Przepraszam… Nie umiałam inaczej…

Siedziałyśmy tak długo w milczeniu. W końcu powiedziałam:
— Mamo… może czas posprzątać ten pokój? Razem?
Mama skinęła głową przez łzy.

Sprzątałyśmy całą sobotę. Każda rzecz Kasi była jak kamień spadający z serca — sukienka, rysunki, listy od Anety… Na koniec zostawiłyśmy tylko jedno zdjęcie na półce: Kasia uśmiechnięta na tle placu zabaw pod blokiem.

Od tamtej pory trzecia komnata przestała być przeklętym miejscem. Zrobiłyśmy tam pokój gościnny; czasem śpią tam wnuki mojej mamy — dzieci Michała.

Dziś wiem jedno: tajemnice niszczą rodziny bardziej niż śmierć czy zdrada. Bo zamykają serca na miłość i przebaczenie.

Czasem patrzę na zdjęcie Kasi i myślę: czy gdybyśmy wtedy umieli rozmawiać o bólu i zazdrości, nasze życie wyglądałoby inaczej? Czy można naprawdę wybaczyć sobie błędy przeszłości? Co wy byście zrobili na moim miejscu?