„Mamo, nie zostawię jej samej” – Historia o rodzinnych tajemnicach, poświęceniu i cenie sumienia

– Michał, nie możesz jej zostawić! – głos mamy drżał, a jej oczy, choć już przygaszone chorobą, patrzyły na mnie z desperacją. Siedziałem przy jej łóżku w szpitalu na Banacha, ściskając jej dłoń, która była teraz tak lekka i zimna, jakby już nie należała do tego świata. Za oknem padał śnieg, a ja czułem, jakby każda płatka to był kolejny ciężar na moim sercu.

– Obiecaj mi, synku. Obiecaj, że nie zostawisz Agaty samej. Ona sobie nie poradzi… – wyszeptała, a ja skinąłem głową, choć w środku krzyczałem. Chciałem powiedzieć: „Mamo, ja też mam swoje życie! Mam plany, marzenia, Justynę, która czeka na mnie w Krakowie!” Ale nie potrafiłem. Bo jak spojrzeć w oczy umierającej matce i odmówić?

Mama odeszła dwa dni później. Pogrzeb był szybki, zimny, pełen szeptów i spojrzeń sąsiadów. Ojciec nie pojawił się – odszedł od nas, gdy miałem dwanaście lat. Zostałem tylko ja i Agata. Moja starsza siostra, która od dzieciństwa zmagała się z depresją i lękami. Miała swoje lepsze dni, ale częściej zamykała się w pokoju, nie wychodziła z łóżka, nie odbierała telefonów. Byłem jej jedynym łącznikiem ze światem.

Justyna dzwoniła codziennie. – Michał, musisz wracać. Mamy mieszkanie do obejrzenia, pamiętasz? – Jej głos był coraz bardziej zniecierpliwiony. – Nie mogę tak dłużej czekać…

– Daj mi jeszcze trochę czasu. Agata… ona… – nie potrafiłem dokończyć. Wiedziałem, że ją tracę. Ale jak miałem zostawić Agatę samą w tym wielkim, pustym mieszkaniu na Ochocie? Każdego dnia bałem się, że znajdę ją martwą.

Pewnego wieczoru, gdy wróciłem z pracy (udało mi się dostać zdalną robotę w firmie informatycznej), zastałem Agatę siedzącą na podłodze w kuchni. Wokół niej leżały rozbite talerze, a ona płakała, szepcząc coś pod nosem.

– Agata, co się stało? – uklęknąłem obok niej.

– Przepraszam… nie chciałam… wszystko psuję… – łkała.

Objąłem ją. – Nic się nie stało. Posprzątamy razem. Jesteśmy rodziną, pamiętasz?

Ale w środku czułem narastającą złość. Dlaczego to wszystko spadło na mnie? Dlaczego nie mogę żyć jak inni? Dlaczego muszę być odpowiedzialny za kogoś, kto nawet nie chce walczyć o siebie?

Z czasem zaczęły się kłótnie. Justyna przyjechała raz, zobaczyła Agatę i powiedziała mi wprost:

– Michał, ona cię zniszczy. Musisz wybrać: my albo ona.

Nie potrafiłem wybrać. Próbowałem pogodzić wszystko – pracę, opiekę nad Agatą, związek z Justyną. Ale wszystko się sypało. Justyna w końcu odeszła. Zostawiła mi tylko krótką wiadomość: „Nie mogę być zawsze na drugim miejscu”.

Agata coraz częściej miała ataki paniki. Wzywałem karetkę, jeździłem z nią do psychiatry, pilnowałem, by brała leki. Ale czułem, że powoli tracę siebie. Przestałem spotykać się z przyjaciółmi, przestałem wychodzić z domu. Każdy dzień był taki sam: praca, opieka, cisza.

Pewnego dnia znalazłem w szufladzie mamy list. Był zaadresowany do mnie. „Michałku, wiem, że proszę cię o zbyt wiele. Ale Agata nie ma nikogo poza tobą. Wiem, że jesteś silny. Wybacz mi.”

Płakałem wtedy pierwszy raz od lat. Zrozumiałem, że mama wiedziała, jaką krzywdę mi wyrządza. Ale czy miała wybór? Czy ja miałem?

Minęły lata. Agata jest stabilna, choć nigdy nie będzie w pełni zdrowa. Ja… jestem sam. Czasem spotykam się z dawnymi znajomymi, ale czuję się jak cień. Praca stała się rutyną, życie – obowiązkiem. Czasem patrzę na zdjęcia Justyny i zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym wtedy wyjechał do Krakowa.

Ostatnio Agata powiedziała mi: – Michał, nie musisz już tu być. Poradzę sobie.

Ale czy naprawdę mogę odejść? Czy nie będę wtedy jeszcze bardziej winny?

Czasem w nocy słyszę głos mamy: „Nie zostawiaj jej samej”.

A ja pytam siebie: czy poświęcenie dla rodziny zawsze jest słuszne? Czy można być szczęśliwym, jeśli żyje się tylko dla innych? Może ktoś z was zna odpowiedź…?