Poproszono mnie o opiekę nad wnukiem, a okazało się, że jestem potrzebna do utrzymania porządku w całym domu. Historia Marii z Gdańska
Już od progu poczułam, że coś jest nie tak. Zanim jeszcze zdążyłam zdjąć buty w mieszkaniu mojej córki w Gdańsku, usłyszałam głośny płacz mojego wnuka, Antosia. „Mamo, ratuj!” – krzyknęła z kuchni Ola, moja córka. Wbiegłam do środka, a tam Antoś leżał na podłodze wśród rozsypanych klocków Lego i łkał, bo nie mógł znaleźć czerwonego samochodziku. Ola stała przy zlewie, w którym piętrzyły się naczynia, a jej mąż, Tomek, przemykał przez przedpokój z laptopem pod pachą.
– Mamo, tylko tydzień. Musimy z Tomkiem wyjechać służbowo do Warszawy. Antoś jest ostatnio bardzo marudny, ale ty sobie poradzisz. Znasz go najlepiej! – Ola uśmiechnęła się nerwowo i podała mi kartkę.
Spojrzałam na nią: „Lista rzeczy do zrobienia: pranie (2x), odkurzanie (codziennie), zakupy (lista na lodówce), obiad – najlepiej coś zdrowego, Antoś nie je mięsa. Przedszkole 8:00-15:00. Wieczorem bajka i kąpiel.”
– Olu, przecież mówiłaś tylko o opiece nad Antosiem… – zaczęłam niepewnie.
– Mamo, ja wiem, ale tu się wszystko sypie. Tomek ma awarię w pracy, ja jestem wykończona… Proszę cię! – spojrzała na mnie błagalnie.
Nie umiałam odmówić. Zawsze byłam tą, która ratowała rodzinę w kryzysie. Ale już pierwszego wieczoru poczułam się jak niewidzialna pomoc domowa.
Kiedy Ola i Tomek wyjechali następnego ranka, zostałam sama z Antosiem i… chaosem. W lodówce światło i kilka jogurtów. W łazience sterta brudnych ręczników. Antoś od rana marudził: „Babciu, gdzie jest mój dinozaur? Babciu, chcę naleśniki! Babciu, nudzę się!” O 10:00 już miałam ochotę płakać razem z nim.
Próbowałam ogarnąć mieszkanie – odkurzacz ledwo zipiał, pralka wyła jak syrena. W sklepie kasjerka patrzyła na mnie podejrzliwie, gdy kupowałam sojowe parówki i mleko migdałowe (Antoś ma alergię). Po południu przyszła sąsiadka – pani Wanda.
– Pani Mario, znowu pani tu sprząta? Ola to szczęściara, że ma taką mamę! – powiedziała z uśmiechem.
A ja poczułam ukłucie żalu. Czy naprawdę jestem tylko od sprzątania?
Wieczorem zadzwoniła do mnie moja siostra, Jadzia.
– Maria, ty się dajesz wykorzystywać! Powiedz Oli jasno: wnuk to jedno, ale dom to już przesada!
– Jadziu, nie chcę robić awantury… Przecież to moja córka.
– Ale ty też jesteś człowiekiem! – usłyszałam w słuchawce.
Kolejne dni były coraz trudniejsze. Antoś dostał gorączki – musiałam biegać po lekarzach i aptekach. W nocy nie spałam ze strachu, że coś mu się stanie. Rano obudził mnie dźwięk SMS-a od Oli: „Mamo, pamiętaj o podlewaniu kwiatów! I sprawdź pocztę!”
Z każdym dniem czułam coraz większą frustrację. Zamiast cieszyć się czasem z wnukiem, byłam zmęczona i rozgoryczona. Kiedy Antoś zasnął po południu, usiadłam przy stole i rozpłakałam się jak dziecko.
W czwartek wieczorem zadzwoniła Ola.
– Mamo, jak tam?
– Jestem wykończona – powiedziałam szczerze. – Nie tak to sobie wyobrażałam.
– Ale przecież zawsze dawałaś radę… – usłyszałam w jej głosie nutę pretensji.
– Olu, ja mam swoje lata! Chciałam pobyć z Antosiem, a nie być sprzątaczką i kucharką!
Zapadła cisza.
– Mamo… przepraszam. Nie pomyślałam… Tomek mówił mi dzisiaj, że może za bardzo cię obciążamy.
– Dobrze by było czasem zapytać mnie o zdanie – odpowiedziałam cicho.
Po tej rozmowie poczułam ulgę – pierwszy raz od dawna powiedziałam córce prawdę. Ale czy coś się zmieni?
W piątek wieczorem wrócili Ola i Tomek. Mieszkanie lśniło czystością (bo nie umiem inaczej), Antoś był zdrowy i szczęśliwy. Ola rzuciła mi się na szyję:
– Mamo, jesteś niezastąpiona!
Ale ja już wiedziałam swoje.
Wróciłam do swojego mieszkania na Zaspie i długo nie mogłam zasnąć. Czy naprawdę jestem tylko od pomagania? Czy moje potrzeby już się nie liczą?
Dziś wiem jedno: kocham swoją rodzinę ponad wszystko, ale muszę nauczyć się stawiać granice. Bo jeśli ja o siebie nie zadbam – kto to zrobi?
A wy? Czy też czasem czujecie się wykorzystywani przez najbliższych? Gdzie kończy się miłość, a zaczyna poświęcenie bez wzajemności?