Zawsze jest czas na nowe początki: Historia Marii z Gdańska

– Mamo, ty chyba zwariowałaś! – krzyknęła Julia, trzaskając drzwiami kuchennymi tak mocno, że aż zadrżały szyby w oknie. Stałam przy zlewie, z dłonią zanurzoną w zimnej wodzie, obierając ziemniaki na niedzielny obiad. Woda była lodowata, ale nie czułam chłodu – czułam tylko palący wstyd i gniew.

– Co się stało? – zapytał mój mąż, Andrzej, podnosząc wzrok znad gazety. Ostatnio coraz częściej udawał, że nie słyszy naszych kłótni.

– Twoja żona postanowiła rzucić wszystko i zacząć nowe życie! – Julia wycedziła przez zęby. – Zostawia nas, bo jej się znudziło bycie matką i żoną!

Andrzej spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Maria, to prawda?

Otarłam łzę z policzka. – Tak. Wyprowadzam się.

Zapadła cisza tak gęsta, że słyszałam tykanie zegara na ścianie i szum samochodów za oknem.

– Po trzydziestu latach małżeństwa? Po tym wszystkim? – Andrzej był blady jak ściana. – Przecież ja… ja jestem po zawale! Jak możesz mi to zrobić?

– A jak wy mogliście przez tyle lat nie widzieć mnie w ogóle? – odpowiedziałam cicho. – Przez trzy dekady byłam dla was kucharką, sprzątaczką, pielęgniarką i bankomatem. Teraz chcę być po prostu Marią.

Julia rzuciła mi spojrzenie pełne pogardy. – Egoistka! Myślisz tylko o sobie! Co powie babcia? Co powie sąsiadka z dołu? Ludzie będą gadać!

– Niech gadają – szepnęłam, choć serce waliło mi jak młotem.

Wyszłam z kuchni, zostawiając za sobą zapach gotującego się rosołu i ciężar spojrzeń mojej rodziny. W sypialni usiadłam na łóżku i zaczęłam pakować walizkę. Każda para skarpetek, każda bluzka była jak symbol lat poświęconych innym. Zatrzymałam się przy starej fotografii: ja i Andrzej na plaży w Jastrzębiej Górze, młodzi i zakochani. Czy to naprawdę byłam ja?

Telefon zadzwonił. To była moja siostra, Ewa.

– Maria, co ty wyprawiasz? Julia do mnie dzwoniła z płaczem! Chcesz rozbić rodzinę?

– Ewa, ja już nie mogę tak żyć. Dusiłam się tu od lat.

– Ale przecież Andrzej jest chory! Julia ma maturę za dwa miesiące! Nie możesz teraz odejść!

– A kiedy mogę? Jak będę miała siedemdziesiąt lat i nie będę już miała siły podnieść się z łóżka?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Wiesz, że mama ci tego nie wybaczy – powiedziała w końcu Ewa. – U nas w rodzinie kobieta zawsze trzyma dom.

– Może czas to zmienić.

Zamknęłam walizkę i zeszłam na dół. Andrzej siedział na kanapie, trzymając głowę w dłoniach. Julia płakała w swoim pokoju.

– Maria… proszę cię… – Andrzej podszedł do mnie i chwycił za rękę. – Zostań. Obiecuję, że się zmienię.

Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich strach – nie przed samotnością, ale przed zmianą. Przez lata przyzwyczaił się do wygody, do tego, że wszystko robię za niego.

– Andrzej… ja już nie wierzę w twoje obietnice.

Wyszłam z domu po raz pierwszy od lat bez poczucia winy. Na klatce minęłam sąsiadkę, panią Halinę.

– Ooo, pani Mario! Wyjeżdża pani gdzieś?

Uśmiechnęłam się smutno. – Tak, pani Halino. Jadę zacząć nowe życie.

Wsiadłam do autobusu do Sopotu, gdzie wynajęłam pokój u starszej pani przez internet. Siedząc przy oknie, patrzyłam na znajome ulice Gdańska i czułam ulgę pomieszaną z przerażeniem.

Pierwsze dni były trudne. Płakałam nocami w poduszkę, tęskniąc za Julią i nawet za Andrzejem. Ale każdego ranka budziłam się z poczuciem wolności.

Znalazłam pracę w małej księgarni przy Monte Cassino. Właścicielka, pani Krystyna, była serdeczna i wyrozumiała.

– Pani Mario, życie zaczyna się po pięćdziesiątce! – śmiała się, parząc mi kawę w przerwie.

Zaczęłam chodzić na spacery po plaży. Poznałam ludzi takich jak ja – kobiety po przejściach, które odważyły się zawalczyć o siebie. Jedna z nich, Basia, zaprosiła mnie na spotkanie klubu książki.

– Mój mąż też myślał, że jestem jego własnością – opowiadała Basia przy winie. – Dopiero jak odeszłam, zrozumiałam, ile jestem warta.

Z czasem nauczyłam się śmiać bez poczucia winy. Kupiłam sobie nową sukienkę – czerwoną! Po raz pierwszy od lat spojrzałam w lustro i zobaczyłam kobietę, a nie tylko matkę i żonę.

Julia długo nie chciała ze mną rozmawiać. Pisała tylko krótkie smsy: „Jak mogłaś?”, „Nie wybaczę ci”. Bolało mnie to bardziej niż samotność.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama.

– Mario… czy ty naprawdę jesteś szczęśliwa?

Zastanowiłam się chwilę.

– Mamo… pierwszy raz od lat czuję się sobą.

Mama westchnęła ciężko.

– Może ja też powinnam kiedyś odejść od twojego ojca… Ale zabrakło mi odwagi.

Po tej rozmowie poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Ile kobiet żyje cudzym życiem tylko dlatego, że tak wypada?

Minął rok odkąd odeszłam. Julia zdała maturę i zaczęła studia w Warszawie. Andrzej nauczył się sam gotować i prać. Czasem dzwoni do mnie z pytaniem o przepis na pierogi albo po prostu żeby pogadać.

Ostatnio spotkałyśmy się z Julią na kawie w centrum Gdańska.

– Mamo… przepraszam za wszystko co powiedziałam wtedy – wyszeptała Julia ze łzami w oczach. – Bałam się cię stracić.

Przytuliłyśmy się długo i mocno.

Dziś wiem jedno: nigdy nie jest za późno na nowe początki. Nawet jeśli wszyscy wokół mówią ci, że powinnaś zostać tam gdzie jesteś.

Czy warto było wszystko zostawić dla siebie? Czy egoizm to naprawdę grzech… czy może czasem jedyna droga do szczęścia?