Nie mam pojęcia, w rubryce «ojciec» jesteś wpisany, zabieraj bliźniaki!

— Nie mam pojęcia, w rubryce «ojciec» jesteś wpisany, zabieraj bliźniaki! — usłyszałem w słuchawce głos kobiety, którego nie znałem. Była 7:15 rano, a ja właśnie próbowałem zapanować nad porannym chaosem w naszym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Moja żona, a właściwie partnerka — Marta — krzyczała z kuchni: — Michał, gdzie są klucze do auta?! Znowu się spóźnię przez ciebie! W tym samym czasie dwie dziewczynki, Lena i Zosia, kłóciły się o szczotkę do włosów.

Telefon z Łodzi wywrócił mój świat do góry nogami. — Proszę pana, pańska była żona, Anna Nowicka, zmarła dziś nad ranem. W szpitalu są bliźniaki, które należy odebrać. W dokumentach jest pan wpisany jako ojciec. Proszę przyjechać jak najszybciej.

Przez chwilę nie mogłem złapać tchu. Anna… Moja była żona. Rozwiedliśmy się trzy lata temu po burzliwych kłótniach i zdradzie z jej strony. Zostawiła mnie dla innego faceta, a nasz syn Kuba został ze mną. Przez te lata nie mieliśmy kontaktu. Sąd przyznał mi opiekę nad Kubą, a Anna zniknęła z naszego życia. Wiedziałem tylko tyle, że wyjechała do Łodzi i próbowała zacząć wszystko od nowa.

— Michał? Co się stało? — Marta podeszła do mnie i zobaczyła moją bladą twarz. — Kto dzwonił?

— To… to był szpital z Łodzi. Anna nie żyje. I… podobno mam odebrać bliźniaki. W dokumentach jestem wpisany jako ojciec.

— Jakie bliźniaki?! Przecież od trzech lat nie mieliście kontaktu! — Marta była w szoku.

— Nie wiem… Może to pomyłka? — próbowałem zebrać myśli, ale w głowie miałem mętlik.

Kuba wszedł do pokoju, słysząc podniesione głosy. — Tato, co się dzieje?

— Synku… musimy pojechać do Łodzi. Twoja mama…

Nie dokończyłem. Kuba spuścił wzrok i wyszedł bez słowa. Zawsze miał żal do Anny za to, jak nas zostawiła.

Marta zaczęła chodzić po mieszkaniu jak tygrysica w klatce. — Michał, przecież mamy swoje życie! Ja mam dwie córki z poprzedniego małżeństwa, ty masz Kubę… Jak my damy radę z dwójką niemowlaków?!

— Nie wiem… Ale nie mogę ich tam zostawić. Jeśli naprawdę jestem wpisany jako ojciec…

— A jeśli to nie twoje dzieci? Może to dzieci tego faceta, dla którego cię zostawiła?

— To możliwe… Ale formalnie jestem ojcem. Muszę je odebrać.

Marta usiadła na kanapie i zaczęła płakać. — Ja nie dam rady, Michał… Ja już ledwo ogarniam nasze życie! Ty ciągle w pracy, ja sama z trójką dzieci… A teraz jeszcze bliźniaki?!

Wiedziałem, że to będzie koniec naszej rodziny. Ale nie mogłem inaczej.


Droga do Łodzi była jak koszmar na jawie. Kuba milczał przez całą podróż. W szpitalu czekała na mnie pielęgniarka.

— Pan Michał Nowicki? Proszę za mną.

Wprowadziła mnie do sali noworodków. Dwie maleńkie dziewczynki spały w inkubatorach. — To pańskie córki. Matka nie podała danych ojca biologicznego, więc zgodnie z aktem małżeństwa wpisano pana.

— Czy Anna coś mówiła przed śmiercią? — zapytałem cicho.

Pielęgniarka pokręciła głową. — Była sama. Nikt jej nie odwiedzał.

Patrzyłem na te dzieci i czułem tylko pustkę i strach. Ale wiedziałem, że nie mogę ich zostawić.


Po powrocie do Warszawy zaczęło się piekło. Marta była wściekła. — Michał! Myślisz tylko o niej! O tej kobiecie, która cię zdradziła i zostawiła! Teraz masz jej dzieci na głowie! A co z nami?!

— To nie jej dzieci, tylko dzieci, które potrzebują pomocy! — krzyczałem bezsilnie.

— A ja? A moje córki? My się nie liczymy?!

Zaczęły się codzienne awantury. Marta coraz częściej wychodziła z domu wieczorami „na spacer”, wracała późno i unikała mnie wzrokiem. Jej córki patrzyły na mnie z nienawiścią.

Kuba zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Przestał chodzić na treningi piłki nożnej, przestał rozmawiać ze mną o czymkolwiek.

Pewnego wieczoru Marta spakowała swoje rzeczy i wyszła bez słowa. Zabrała dziewczynki i zostawiła mi kartkę: „Nie potrafię tak żyć”.

Zostałem sam z trzema dziećmi: nastoletnim synem i dwoma niemowlakami.


Pierwsze tygodnie były jak walka o przetrwanie. Nie spałem po nocach, bo dziewczynki płakały na zmianę. Próbowałem pracować zdalnie, ale szef coraz częściej dawał mi do zrozumienia, że nie może na mnie liczyć.

Moja matka przyjeżdżała pomagać mi w weekendy, ale sama była już schorowana. Ojciec od lat nie żył.

Kuba coraz częściej znikał z domu na całe dnie. Pewnego dnia wrócił pobity.

— Synu… co się stało?

— Nic cię to nie obchodzi! — krzyknął i zamknął się w pokoju.

Zadzwoniłem do jego wychowawczyni w szkole.

— Panie Michale… Kuba ma trudny czas. Koledzy wyśmiewają go za to, że jego matka go zostawiła, a teraz jeszcze te bliźniaki… Może warto porozmawiać z psychologiem?

Czułem się jak najgorszy ojciec świata.


W końcu postanowiłem zrobić testy DNA bliźniaków. Wynik był jednoznaczny: nie byłem ich biologicznym ojcem.

Mogłem je oddać do adopcji bez żadnych konsekwencji prawnych.

Ale patrzyłem na te dwie dziewczynki i wiedziałem już wtedy, że nie potrafię ich zostawić.

Kuba pewnego wieczoru podszedł do mnie i zapytał:

— Tato… czy one zostaną z nami?

— Chciałbyś tego?

— Nie wiem… Ale chyba nikt inny ich nie chce.

Przytuliłem go mocno pierwszy raz od miesięcy.


Minęły dwa lata. Dziś jestem samotnym ojcem trójki dzieci: Kuby i dwóch adoptowanych córek — Julki i Poli. Marta ułożyła sobie życie z innym mężczyzną; czasem dzwoni jej córki do Leny i Zosi, ale kontakt jest sporadyczny.

Bywa ciężko: czasem brakuje pieniędzy na wszystko, czasem brakuje siły na cokolwiek. Ale kiedy patrzę na moje dzieci śpiące razem w jednym łóżku albo kiedy Kuba pomaga mi karmić dziewczynki — wiem, że podjąłem właściwą decyzję.

Czasem pytam siebie: czy gdybym wtedy powiedział „nie”, byłbym szczęśliwszy? Czy można być dobrym ojcem dla dzieci, które nie są twoje? A może rodzina to coś więcej niż tylko więzy krwi?

Co wy byście zrobili na moim miejscu?