Ojciec wrócił po pół roku – ale to już nie był ten sam człowiek. Historia, która rozdarła naszą rodzinę
Wszystko zaczęło się w niedzielę, podczas obiadu, kiedy ojciec nagle odłożył widelec, spojrzał na mamę i powiedział: – Zosiu, muszę wyjechać. Potrzebuję czasu dla siebie.
Zamarłem z łyżką zupy w ustach. Mama zbladła, a moja młodsza siostra, Ola, zaczęła płakać. Miałem wtedy trzydzieści dwa lata, własną rodzinę, mieszkanie na Ratajach w Poznaniu i wydawało mi się, że nic już nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Ale to był początek końca naszego starego świata.
Ojciec, Janusz, miał sześćdziesiąt lat. Przez całe życie był typem twardziela – pracował jako kierownik zmiany w dużej drukarni, nigdy nie narzekał, nie okazywał słabości. Mama, Zosia, była pielęgniarką. Ich małżeństwo wydawało się stabilne jak betonowy blok z lat 80., w którym mieszkali. Ale wtedy ojciec spakował walizkę i wyszedł. Bez krzyku, bez wyjaśnień. Po prostu zamknął za sobą drzwi.
Przez pierwsze dni mama chodziła po domu jak cień. – Może to kryzys wieku? – próbowałem ją pocieszać. – Może wróci? – Ale ona tylko kiwała głową i powtarzała: – Nie wiem, synku. Nie wiem.
Ola była wściekła. – Jak mógł nam to zrobić? Po tylu latach? – krzyczała przez telefon do mnie i do mamy. – Przecież on zawsze mówił, że rodzina jest najważniejsza!
Mijały tygodnie. Ojciec nie dzwonił. Nie pisał. Dowiedziałem się od znajomego z pracy, że wynajął kawalerkę na Winogradach i widziano go kilka razy w barze mlecznym „Pyra”. Podobno siedział sam przy oknie i jadł pierogi z mięsem.
Mama próbowała żyć normalnie – chodziła do pracy, robiła zakupy na rynku Jeżyckim, gotowała obiady dla siebie i Oli (która wróciła do domu rodzinnego po rozstaniu z chłopakiem). Ale wieczorami słyszałem jej cichy płacz przez ścianę.
Po dwóch miesiącach postanowiłem odwiedzić ojca. Zastałem go w pustym mieszkaniu, siedzącego na rozkładanej kanapie z kubkiem herbaty.
– Cześć, tato – powiedziałem cicho.
– Cześć, Michał – odpowiedział bez entuzjazmu.
– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałem wprost.
Westchnął ciężko. – Michał… Ja już nie mogłem oddychać w tym domu. Wszystko było takie przewidywalne, takie… martwe. Chciałem poczuć się jeszcze raz wolny. Zobaczyć, czy coś mnie jeszcze czeka.
– A mama? Ola? Ja?
– Wiem, że was zraniłem. Ale musiałem spróbować…
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Wyszedłem stamtąd z poczuciem pustki i gniewu.
W domu atmosfera była coraz gorsza. Ola przestała rozmawiać z mamą; obwiniała ją o odejście ojca („Może byłaś dla niego za chłodna? Może za dużo wymagałaś?”). Mama zamknęła się w sobie jeszcze bardziej.
Po czterech miesiącach od odejścia ojca wydarzyło się coś dziwnego: mama zaczęła spotykać się z sąsiadem z parteru, panem Władkiem. Był wdowcem po żonie i od dawna pomagał mamie nosić zakupy czy naprawiać cieknący kran.
– To tylko przyjaźń – tłumaczyła mi mama przez telefon. – Ale dobrze mi się z nim rozmawia.
Ola była oburzona: – Mama! Jak możesz?! Tata ledwo wyszedł za drzwi!
– A co mam robić? Czekać na cud? – odpowiedziała mama ze łzami w oczach.
W tym czasie ojciec próbował „żyć na nowo”. Zaczął chodzić na spotkania seniorów do Domu Kultury „Słońce”, zapisał się nawet na kurs komputerowy dla początkujących. Poznał tam panią Halinę – wdowę po wojskowym. Przez chwilę myślałem nawet, że ułoży sobie życie na nowo.
Ale po pół roku zadzwonił do mnie wieczorem:
– Michał… Mogę przyjechać?
Wiedziałem już po głosie, że coś jest nie tak.
Przyjechał do mnie późno w nocy. Był wychudzony, miał podkrążone oczy i wyglądał na starszego o dziesięć lat.
– Synu… Ja wszystko zepsułem – powiedział drżącym głosem. – Myślałem, że wolność to szczęście. Ale to tylko samotność. Halina… ona szukała kogoś do opieki nad wnukami i psa wyprowadzać. Wszyscy czegoś ode mnie chcieli… A ja chciałem tylko wrócić do domu.
Siedzieliśmy razem do rana. Ojciec płakał pierwszy raz odkąd pamiętam.
– Co mam zrobić? – spytał cicho.
– Musisz porozmawiać z mamą – odpowiedziałem.
Następnego dnia poszedł do domu rodzinnego. Mama otworzyła mu drzwi bez słowa. Przez godzinę siedzieli naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.
– Zosiu… Przepraszam cię za wszystko – zaczął ojciec łamiącym się głosem. – Byłem głupi i dumny. Myślałem, że jestem jeszcze młody…
Mama patrzyła na niego długo i uważnie.
– Janusz… Ja już nie jestem tą samą kobietą co pół roku temu – powiedziała spokojnie. – Nauczyłam się żyć bez ciebie. Nie wiem, czy potrafię ci zaufać jeszcze raz.
Ojciec uklęknął przed nią i zaczął płakać jak dziecko.
Ola weszła do kuchni i zobaczywszy tę scenę wybuchła:
– Co tu się dzieje?! Tata wraca i wszystko ma być jak dawniej?!
Mama podniosła głos pierwszy raz od miesięcy:
– Olu! To nie jest takie proste! Każdy z nas cierpiał przez te miesiące!
Zapanowała cisza pełna napięcia.
Ojciec zamieszkał na razie w pokoju gościnnym. Przez pierwsze tygodnie był jak cień samego siebie – sprzątał po sobie, gotował obiady (nieudane), próbował naprawić relacje z Olą (bez skutku). Mama traktowała go chłodno, ale pozwoliła mu zostać.
Pewnego dnia przyszedłem do nich na obiad z żoną i synkiem Antosiem. Atmosfera była napięta jak struna.
– Dziadek wrócił! – krzyknął Antoś radośnie i rzucił się ojcu na szyję.
Ojciec rozpłakał się po raz kolejny tego roku.
Po kilku tygodniach coś zaczęło się zmieniać. Mama pozwoliła ojcu pomagać jej w ogrodzie działkowym; razem sadzili pomidory i ogórki. Ola powoli zaczęła rozmawiać z ojcem o codziennych sprawach („Tato, możesz naprawić mi rower?”). Ale rany były głębokie.
Któregoś wieczoru usiedliśmy wszyscy razem przy stole. Ojciec podziękował mamie za drugą szansę:
– Wiem, że nie zasłużyłem… Ale chcę być lepszym człowiekiem dla was wszystkich.
Mama spojrzała mu prosto w oczy:
– Drugiej szansy nie dostaje się za darmo. Musisz ją codziennie wypracować.
Dziś minął rok od powrotu ojca do domu. Nadal nie jest idealnie; czasem kłócą się o drobiazgi, czasem mama płacze wieczorami po cichu. Ale są razem i próbują budować wszystko od nowa.
Patrzę na nich i zastanawiam się: czy można naprawdę przebaczyć tak wielką zdradę? Czy rodzina jest silniejsza niż ból? A może czasem trzeba pozwolić komuś odejść, żeby mógł wrócić jako inny człowiek?
Co wy byście zrobili na miejscu mojej mamy? Czy wybaczylibyście? Czy można odbudować zaufanie po takim kryzysie?