Droga do serca przez burze – opowieść Ilony
— Bartek, przestań biegać po kuchni! — krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Mój sześcioletni syn zatrzymał się nagle, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. W tej chwili poczułam, że jestem na skraju wytrzymałości. Kuchnia babci Heleny pachniała świeżym chlebem i koperkiem, ale dla mnie była teraz jak klatka.
Jeszcze miesiąc temu mieszkałam w Białymstoku, miałam pracę w biurze rachunkowym i męża, który – jak mi się wydawało – był moim oparciem. Ale życie potrafi się rozsypać w jednej chwili. Kiedy odkryłam jego zdradę, świat runął. Zabrałam Bartka, kilka walizek i wróciłam do rodzinnej wsi na obrzeżach województwa podlaskiego. Nie miałam dokąd pójść, nie miałam nikogo poza babcią Heleną.
— Ilona, dziecko, nie płacz — usłyszałam cichy głos babci. Stała w progu, opierając się na lasce. Miała już ponad osiemdziesiąt lat, ale jej spojrzenie wciąż było przenikliwe. — Musisz być silna dla Bartka.
Chciałam jej odpowiedzieć, że nie mam już siły, że nie wiem jak żyć dalej. Ale tylko skinęłam głową i zaczęłam wycierać blat kuchenny, żeby zająć czymś ręce. Bartek podszedł do mnie i przytulił się mocno. Poczułam jego drobne rączki na mojej talii i wtedy łzy popłynęły mi po policzkach.
Wieczorem siedziałyśmy z babcią przy stole. Ona piła herbatę z malinami, ja patrzyłam w okno na ciemniejące pole. — Ilona — zaczęła nagle — tu nie będzie ci łatwo. Ludzie gadają. Ale ja ci pomogę.
Wiedziałam, że miała rację. Już pierwszego dnia spotkałam sąsiadkę, panią Zofię, która zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów i rzuciła: — Wróciłaś? Sama? No, no…
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam ciche chrapanie Bartka i szum wiatru za oknem. Myśli kłębiły mi się w głowie: czy dam radę zacząć od nowa? Czy znajdę tu pracę? Czy Bartek odnajdzie się w nowej szkole?
Następnego dnia poszłam z babcią na targ do miasteczka. Ludzie patrzyli na mnie ukradkiem, szeptali coś między sobą. Czułam się jak intruz we własnym domu. Babcia jednak szła dumnie obok mnie, jakby chciała pokazać wszystkim, że jestem pod jej opieką.
Po powrocie do domu usiadłyśmy w ogrodzie. — Wiesz, Ilona — powiedziała babcia — ja też kiedyś byłam sama z dzieckiem. Twój dziadek zginął na wojnie, a ja musiałam sobie radzić. Ludzie gadali, ale potem przestali.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Nigdy mi o tym nie mówiła. — Jak to przeżyłaś?
— Dla dziecka wszystko można przeżyć — odpowiedziała cicho.
Przez kolejne dni próbowałam znaleźć pracę. Wysyłałam CV do szkoły, do sklepu spożywczego, nawet do piekarni. Nikt nie chciał zatrudnić samotnej matki z małym dzieckiem i bez znajomości. Każda odmowa bolała coraz bardziej.
Bartek zaczął chodzić do miejscowej szkoły. Pierwszego dnia wrócił zapłakany. — Mamo, dzieci się ze mnie śmieją… Mówią, że jestem z miasta i że nie mam taty.
Przytuliłam go mocno i poczułam narastającą złość na cały świat. Wieczorem poszłam do babci.
— Helena Janówna! — krzyknęłam przez łzy — Dlaczego ludzie są tacy okrutni?
Babcia spojrzała na mnie poważnie: — Bo się boją tego, czego nie rozumieją. Ale ty musisz być ponad to.
Z czasem zaczęły się pojawiać drobne światełka nadziei. Pani Teresa ze sklepu zaproponowała mi kilka godzin pracy tygodniowo przy wykładaniu towaru. To nie było wiele, ale dawało mi poczucie sensu.
Któregoś dnia przyszła do nas ciotka Wiesia. — Ilona, ty naprawdę chcesz tu zostać? Przecież mogłabyś wrócić do miasta…
— Nie mam dokąd wracać — odpowiedziałam cicho.
— Ale tu cię nikt nie rozumie! — podniosła głos ciotka.
— A może właśnie tu muszę nauczyć się żyć od nowa? — zapytałam sama siebie.
Konflikty rodzinne narastały. Mama dzwoniła z Warszawy i powtarzała: — Ilona, nie możesz wiecznie żyć u babci! Musisz znaleźć swoje miejsce!
Ale gdzie było moje miejsce? W mieście pełnym wspomnień o zdradzie? Czy tu, gdzie każdy znał moją przeszłość?
Pewnego wieczoru Bartek przyszedł do mnie z rysunkiem: był tam dom z czerwonym dachem i trzy postacie trzymające się za ręce.
— To my? — zapytałam ze wzruszeniem.
— Tak, mamo… Ty, ja i prababcia Helena.
Wtedy zrozumiałam, że dla niego jestem całym światem. Że nawet jeśli wszystko inne się wali, muszę być silna dla niego.
Z czasem ludzie zaczęli patrzeć na mnie inaczej. Pani Zofia przyniosła mi słoik ogórków i powiedziała: — Dobrze, że jesteś z nami.
Babcia coraz częściej chorowała. Spędzałam przy niej noce, słuchałam jej opowieści o dawnych czasach.
— Ilona… — powiedziała pewnej nocy słabym głosem — pamiętaj, że burze zawsze mijają. Najważniejsze to mieć kogoś przy sobie.
Kiedy kilka miesięcy później babcia odeszła we śnie, poczułam pustkę większą niż kiedykolwiek wcześniej. Ale wiedziałam już jedno: przetrwałam najgorsze burze dzięki niej i dzięki Bartkowi.
Teraz siedzę przy tym samym kuchennym stole i patrzę na syna bawiącego się w ogrodzie. Czasem pytam siebie: czy można naprawdę zacząć od nowa tam, gdzie wszystko się skończyło? Czy serce może znów zaufać po tylu burzach?
Może właśnie o to chodzi w życiu – żeby mimo wszystko próbować jeszcze raz.